Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

.. Jatuk bez słowa oddał ojcu honory, odwrócił się i ruszył ku swoim towarzyszom. Skinieniem dłoni polecił wszystkim dosiąść koni i w sekundę później wszyscy galopowali tam, gdzie pozostali Saaurowie czekali, by wkroczyć do nowego świata. Cztery jatary przemknęły pod portalem, resztki zaś piątego, wespół ze świtą Jarwy, zostały, by odeprzeć ostatni atak demonów. Powietrze wypełniły zaśpiewy zaklęć, gdyż mistrzowie wiedzy zabrali się do swej roboty. I nagle od nieba do ziemi rozbłysły białe płomienie, od horyzontu zaś do horyzontu rozciągnęła się ściana energii. Trafiające w nią demony zawyły z bólu i wściekłości. Te, które zdążyły się szybko cofnąć, zdołały ocaleć - ale wiele z nich zbyt daleko zagłębiło się w migotliwą zaporę, i teraz z ich licznych ran unosiły się smugi obrzydliwego, czarnego dymu. Kilka najsilniejszych i najodporniejszych stworów dotarło do krawędzi płaskowyżu, gdzie natychmiast zostały zaatakowane przez bezlitośnie tnących szerokimi mieczami jaszczurzych wojów. Jarwa wiedział jednak, że za wcześnie na tryumf, ponieważ zdołali pokonać tylko te bestie, które w starciu z magiczną osłoną odniosły najpoważniejsze rany. I wtedy wężowy kapłan krzyknął radośnie: - Odchodzą, panie. Odchodzą! Jarwa obejrzał się przez ramię i zobaczył zawieszony w powietrzu wielki, migotliwy srebrny portal, który kapłan nazywał przetoką. Przejeżdżały przezeń wozy z saauriańską młodzieżą i przez chwilę Jarwie zdawało się, że widzi znikającego za zasłoną syna - choć wiedział, że to tylko złudzenie. Odległość była zbyt duża, by rozróżnić takie szczegóły, jak rysy twarzy. Zaraz potem Jarwa skierował wzrok na tajemniczą barierę, która rozjarzyła się bielą w miejscu, gdzie demony chciały ją przełamać za pomocą czarów. Wiedział, że latające bestie nie stanowiły większego zagrożenia - ich szybkość pozwalała im wprawdzie zaatakować nawet jeźdźca i z lubością dobijały rannych, ale krzepki wojownik bez trudu mógł się uporać z każdym z nich. Śmierć niosą dopiero te, które idą za polatuchami. Wzdłuż całej powierzchni bariery widać już było rozdarcia, przez które majaczyły mroczne sylwetki znacznie roślejszych i zbliżających się nieubłaganie wrogów. Były to potężnie zbudowane bestie, które nie mogły latać - chyba że dzięki magii - potrafiące jednak w biegu sprostać galopującemu koniowi i gnające teraz ku barierze z dzikim rykiem. W tejże chwili wężowy kapłan uniósł dłoń, z której strzeliły płomienie ku miejscu, gdzie jeden z demonów usiłował się przedrzeć przez szczelinę w zaporze, Jarwa jednak zobaczył, że Pantathianin zachwiał się z wysiłku. Stary wódz wiedział, że śmierć jest tuż-tuż i że się jej nie wymiga. - Powiedz mi jedną rzecz, wężu - odezwał się. - Dlaczego postanowiłeś zginąć wraz z nami? Czy nie obawiasz się śmierci z rąk tych tam? - Kiwnął dłonią ku zbliżającym się demonom. Pantathianin parsknął śmiechem, który władca Imperium Traw powinien uznać za obraźliwy i drwiący. - Nie, panie. Śmierć oznacza wolność, o czym się zresztą szybko przekonasz. My, którzy służymy Szmaragdowej Królowej, dobrze o tym wiemy. Usłyszawszy to, Jarwa zmrużył oczy. A więc stare legendy były prawdziwe! Ten stwór pochodził od istot będących dziełem Bogini Matki. Nagły gniew ogarnął Jarwę, ponieważ zrozumiał, że jego rasa została zdradzona i że stojący obok nędznik był wrogiem gorszym i zacieklejszym niż te, które gnały teraz ku niemu, by pożreć jego serce. Z okrzykiem rozpaczy i wściekłości ciął synowskim mieczem i jednym ruchem ramienia zdjął łeb z. karku zdradzieckiego Pantathianina. W tej samej chwili demony dopadły pierwszych szeregów grupy osłonowej i Jarwa miał zaledwie kilka sekund, by pomyśleć o losie, jaki czekał Jatuka i jego dzieci na odległym świecie, pod obcym niebem. Potem Pan Dziewięciu Oceanów wzniósł oblicze ku niebu, błagając w duchu skupionych w Niebiańskiej Hordzie przodków, by wejrzeli na dzieci Saaurów. Nagle napastnicy rozdzielili się. tworząc przejście dla ogromnej bestii. Bydlę było dwukrotnie wyższe niż najroślejszy z Saaurów, miało ponad dwadzieścia pięć stóp wzrostu i zmierzało prosto na Jarwę. Potężne i zbudowane podobnie jak jego ofiary, miało wąskie biodra, szerokie bary i długie, muskularne nogi. Na tym jednak podobieństwa się kończyły, gdyż z jego pleców wyrastały skórzaste, czarne skrzydła, a jego głowa... Trójkątna czaszka, podobna do końskiej, obciągnięta była cienką skórą, w paszczy błyskały niemal zwierzęce kły, oczy przypominały ogniste jamy, a czarci łeb otaczała korona ognia. Demoniczny śmiech zmroził krew w żyłach starego wodza. Potwór przecisnął się przez tłumek swych pośledniejszych braci, zupełnie nie zwracając uwagi na obrońców, którzy rzucili się przed Sha-shahana. Rozerwał wszystkich równie łatwo, jak najsłabszy z Saaurów rozrywał bochen chleba. Jarwa stał spokojnie, wiedząc, że każda chwila zwłoki zwiększa szansę dzieci na ucieczkę przez przetokę. Demon górował nad Jarwa jak rosły wojownik góruje nad dzieckiem. Stary Sha-shahan uderzył z całej siły, kierując miecz na wyciągniętą w jego stronę łapę. Bydlę zawyło, ale ignorując ranę, chwyciło Jarwę szponami nie ustępującymi wielkością sztyletom. Pazury przeszyły zbroję i ciało starego wodza, gdy tylko bestia zacisnęła paluchy. Demon podniósł władcę Saaurów ku pyskowi i przez chwilę trzymał go na wysokości swych ślepiów. Gdy w oczach starego wodza zaczęło gasnąć światło życia, bestia zaśmiała się okrutnie. - Głupi śmiertelniku, nie władasz już niczym i nikim! Twoja dusza należy do mnie, nędzna istoto! Pożrę cię, ale będziesz trwał, by zabawiać mnie pomiędzy jednym a drugim posiłkiem! I po raz pierwszy od chwili przyjścia na świat, Jarwa, Sha-shahan Siedmiu Narodów, Władca Imperium Traw, Pan Dziewięciu Oceanów poczuł śmiertelny strach. Jego umysł zawył, sprzeciwiając się okrutnemu losowi, ciało zaś zwisło bezwładnie w czarnych szponach bestii. Czuł, że jego duch pragnie ulecieć ku Niebiańskiej Hordzie, coś jednak wiąże go i każe mu zostać