Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

- Ojciec nigdy się nie dowie, co mnie spotkało - stęknął Apad i były to pierwsze zrozumiałe słowa, jakie wyrzekł od chwili, gdy podjęli odwrót. -• Duchy nasze krążyć tu będą bez darów, nawet bez woti. Zabiłem nas wszystkich. - Winnych tu nie brakuje - zaoponował Perkar. - Gdyby nie ja, nigdy byśmy się tutaj nic znaleźli. Gdyby nie Eruka, po trzykroć przeklęty Lemeyi nie zostałby naszym przewodnikiem, my zaś nigdy nie znaleźlibyśmy broni ani nie zabili jej strażniczki. Wszyscy po- stąpiliśmy jak głupcy, ale to nie odwróci tamtej śmierci. - To było zupełnie tak, jakbym kroił masło -- rzekł Apad głosem, w którym zabrzmiały tony histerii. - Te miecze są strasz- liwym orężem. Ostrze prześlizgnęło się niemal bez oporu. Myślałem, że przyjdzie mi rąbać tak jak w potyczce z dzikim bogiem, gdy ciąłem ze wszystkich sił, a moje razy nie przynosiły żadnego skutku. Myślałem, że musimy uderzyć pierwsi, zanim ona się przemieni... Jej krew była czerwona! - Zamilcz, Apadzie! - wychrypiał Perkar, a za ich plecami rozległ się chóralny śmiech. Zwłaszcza jeden głos zabrzmiał donoś- nie i radośnie. - Jej krew była czerwona! Pochodnia dobrze już przypiekała palce Perkarowi, on jednak chętnie pozwoliłby im zająć się żywym ogniem, gdyby tylko mógł w ten sposób nieco dłużej rozświetlać drogę. Ponieważ jednak nie było to możliwe, wetknął ogarek za piasek i w ostatnich rozbłyskach chybotliwego płomyka przywołał ku sobie towarzyszy. - Ty, Apadzie, stań pośrodku, przy ścianie i macaj drogę. Ty, Eruko, stań przed nim. Ja pójdę z tyłu. Jeżeli coś was dotknie, cokolwiek by to nic było, tnijcie bez wahania. Tylko nie wpadaj w popłoch, Eruko. Jedną ręką złap za odzienie Apada. Musimy trzymać się razem! Przyjaciele posłusznie stanęli w szyku. Tunel był w tym miejscu wąski, dzięki czemu obrona tyłów wydawała się dosyć łatwa. Perkar dobył miecza wraz z ostatnim rozbłyskiem gasnącej pochodni. Przez chwilę cała trójka stała nieruchomo, wsłuchując się w zaskakująca ciszę, jaka nastała wraz z ciemnością. Wnet hałasy zabrzmiały ze wzmożoną siłą. Poszczególne dźwięki robiły złowrogie wrażenie, zaś połączone były wprost przerażające. - Naprzód. Apadzie, Eruko, ruszajcie! - przynaglał Perkar. Wolno, po omacku, zaczęli piąć się w górę korytarza. Coś pomknęło w stronę Perkara przy wtórze odgłosu przypominającego tupot wielu małych stóp o zrogowaciałych podeszwach. Dźgnął mieczem na oślep i natychmiast poczuł, jak coś skręciło się w boleściach i umk- nęło do tyłu. Ciął ponownie w to samo miejsce, lecz tym razem ostrze skrzesało tylko iskry z kamiennego podłoża tunelu. Idący z przodu Eruka zaskrzeczał nagle, a jego miecz również zadzwonił o skały. - Nie trać głowy - krzyknął Perkar. O twarz otarło mu się coś pierzastego. Powodowany zaskoczeniem, tudzież odrazą, zatoczył mieczem płasko nad ziemią na wysokości pasa. Ostrze trafiło na coś wiotkiego niby trzcina, z łatwością przeszło na drugą stronę. Rozległ się dziwny syk, a w następnym momencie bok Perkara przeszył paraliżujący ból. Tak jak podczas utarczki z dzikim bogiem, nagle odszedł od niego wszelki strach. Pełen wściekłości skoczył w ciemność, rąbnął z góry z siłą, która rozcięłaby męża w pół, od szyi aż po lędźwie. Miecz dosięgnął celu, ugodził więc ponowię, czując jak spadają nań rozbryzgi jakiejś cieczy. - Chodźcie tu! - ryczał. - Chodźcie, wy wszystkie cuchnące demony! Stawcie czoła ślepcowi, jeśli starczy wam odwagi! - Zamachnął się na oślep jeszcze dwa razy, lecz ostrze napotkało jedynie kamienną ścianę. Zdyszany wsłuchiwał się w ciszę, jaka zapadła dokoła, ale już po chwili ponownie rozległy się odrażające chroboty. - Chciałbyś widzieć? - zapytał jakiś głos. Wściekłość Perkara jeszcze bardziej przybrała na sile. To Lemeyi bezczelnie się z nie- go naigrawał. - Chodź tutaj, ty śmierdząca be.stio - wrzasnął Perkar. - Nie potrzebuję wzroku, żeby ciebie zabić! - Jeżeli chcesz widzieć, widzieć będziesz - łagodnie odparł głos. Perkar nagle uzmysłowił sobie, że głos ów wcale nie należał do Lemeyi, i że zdawał się rozbrzmiewać wprost w jego głowie, nie odbijając się przy tym echem od ścian jaskini. - Tak, tak, pewnie, że chcę widzieć - wymamrotał. W następnej chwili pojaśniało mu przed oczami na tyle, że z łatwością odrąbał plamiste, trędowate ramię wyglądającego jak szkielet upiora, potem zaś odwrócił się, by stawić czoła stworowi będącemu po części pająkiem, po części zaś robakiem. Wzrok po- prawił się mu na tyle, iż dostrzegł nawet Lemeyi podskakujące- go przy ostatnim zakręcie w towarzystwie kilku podobnych sobie istot. Widział teraz wszystko w taki sposób, jak przy świetle zapew- nionym przez Lemeyi, przy czym jego wzrok nabył nowej, niezwy- kle ważnej właściwości. Potrafił mianowicie zauważyć niebezpie- czeństwo - oczy wędrowały w tamtą stronę nawet wbrew jego woli. Czarny, przypominający skorpiona potwór, który zagrażał Eruce, znajdował się za jego plecami, a jednak głowa Perkara obró- ciła się, jakby posłuszna czyimś rozkazom i sprawiła, że go zobaczył. Szczerząc zęby, zrobił dwa szybkie kroki i spuścił ostrze na to, co według niego musiało być głową czarnej bestii. W następnym mo- mencie dotarło do niego, że przecież Eruka wciąż pozostawał śle- py, więc raptownie uskoczył w tył przed jego tańczącym dziko mieczem. - Apad, Eruka - powiedział Perkar, usiłując nadać swemu głosowi spokojne brzmienie. - Ja widzę. Chyba w moim mieczu zamieszkuje jakiś bóg. Zapytał mnie, czy chcę widzieć i teraz widzę. Apad z Eruką pospiesznie zaczęli zanosić prośby do swego oręża, lecz ich oczy pozostały niewidzące. - Wolno pójdziemy dalej - zdecydował Perkar. - Potwory cofnęły się nieco, kilka z nich zraniłem. Myślę, że to tchórze, podobnie jak Lemeyi. Chyba zdołam utrzymać je z dala od nas, a zarazem znaleźć drogę do wyjścia. - Mam nadzieję - wyszeptał Eruka. - To wszystko bardzo mi się nie podoba. - Zaśpiewaj nam jakąś pieśń - poprosił Perkar. -Zaśpiewaj, żeby pokazać, że ich się nie boimy. - Ja... ja chyba nie zdołam śpiewać. - Śpiewaj - warknął Apad. - Proszę, Eruko. Nie mogę słuchać tego ich zawodzenia. Odegnaj je śpiewem. - Perkarze - płaczliwie zapytał Eruka. - Czy ty naprawdę widzisz? Perkar poklepał go uspakajająco po ramieniu. - Tak, widzę. A teraz nam coś zaśpiewaj. - Co? - Nie wiem. Coś o świetle i zielonych dolinach. - Ach - westchnął Eruka. Perkar ujął jego dłoń i wsunął w dłoń Apada. Potem złapał go za drugą rękę i wysunął się na czele pochodu. - Idziemy. Potwory w dalszym ciągu trzymały się z tyłu. Wyglądało na to, że wiedziały jak daleko sięga jego wzrok i trwały w przyczajeniu tuż poza granicą widzialności. Perkarowi bardzo to odpowiadało