Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Spoglądam w gćrę. Dwie wyraźne warstwy szarych chmur, niższa i wyższa. zalegają podłużnie ze wschodu na zachód. W dole zaś wicizę tylko długą przecin- kę wzniesień reglowych, ciągnącą się daleko na zachód wzdłuż opływanych przez chmury szczytów. Jedynie wrzy- nające się głęboko doliny wolne są od chmur. Ależ tam musi wiać! Tu w górze też wieje, widzę to patrząc w dół. Stoję w miejscu! Dopiero kiedy zwiększę szybkość, powoli trawersem posuwam się do przodu. Spyţ cha mnie przy tym na chmury rotorowe. Sam na sam z hal- nym! Całą uwagę skupiam na bardzo ważnym momencie. Wznoszenie rotorowe maleje... zbliżam się więc do górne- go punktu... muszę trzymać się "pod wiatr" i nie dać ze- pehnąć za chmury rotorowe, w bardzo silne duszenie pa87 tamtej stronie. Tak kardynalny błąd mógłby się oka: niebezpieczny i przekreślić wszelkie nadzieje na falę. ' co teraz mam zrobić, nazywa się zwyczajnie i pros oderwać się od noszeń rotoru i nawiązać kontakt z fa Drobnostka, psia kość! Tylko jak to zrobić? Wariometry wskazują zero! Co dalej? Rozglądam bezradnie po niebie. Ogarnia mnie lekki niepokój, w ţ datku coraz dotkliwiej odćzuwam zimno. Rozważam w sytuację rzeczywiście "na chłodno". O rezygnacji nie mowy! Teraz kiedy już jestem ponad wielkim morz chmur, przykrywającym szczelnie eałą Słowację, mam n co czasu, aby nauczyć się latać nad Tatrami podczas h nego wiatru. Odzywa się lotnisko, zapytując o moją zycję. Podaję: Na południe od Bukowiny, 2700 metrţ chwilowo zero noszenia. Jeszcze dobrze nie skońezyłem mówić, kiedy wzrok alarmował: 2 metry na sekundę opadania! Niedobrze! r śli biegną szybko. Zawrócić wzdłuż osi wschód-zach Wracać w razie czego do rotoru? Iść pod wiatr? To ostaţ byłoby najrozsądniejsze, ale mam jakieś niesprecyzow opory. Przede wszystkim jednak na siłę, pokonując oc chową niechęć i obawę, zwiększam szybkość. Znam dol te chwile, kiedy pilot zwiększając szybkość w opada ulega nieprzepartemu złudzeniu, że tylko pogarsza i złą sytuację. Ale żelazna to zasada w szybownictwie. S: ciej przecież przelecę obszar duszeń, a więc z mnie stratą wysokóści niż lecąc wolniej, a więc i dłużej. Tra to sobie przetłumaczyć i po prostu zmusić się. Skręcam zdecydowanie pod wiatr, wprost na góry i 1 muru halnego. Opadanie wzrosło do trzech metrów i n już tylko 2000 metrów wysokości. Położenie kabiny wc horyzontţa sprawia, że odnoszę wrażenie, jakbym "nuţ wał" w góry! Czas denerwująco się dłuży i lada ch, będę zmuszony zawrócić do lotniska. Nareszcie odczuwam coś w rodzaju lekkiego zachwia jakby przyhamowania i wariometry zatrzymują się na rze. Ostrożnie podnoszę maskę, redukując szybkość... r wznoszenia... półtora... dwa... Cztery metry! Co za u Lot w górę po prostej jest spokojny, bez najmniejs:88 zakłóceń! Wysokość szybko rośnie, zatyka uszy. Łykam ślinę i cieszę się, szczerze się cieszę! Wygrałem tę wojnę nerwów! Rozpoczynam łagodny trawers w stosunku do wiatru, w dalszym ciągu w równomiernym wznoszeniu. W duchu powtarzam sobie żartobliwy komunikat: Mucha8 z nieznacznym opóźnieniem nawiązała kontakt z falą. Amen. Przede mną w dole leży warstwa zakrywająca Zakopane, a powyżej rozpoczyna się inna, której wysokości nie po- trafię określić. Układ chmur wskazuje więc, że jedyna dro- ga wydostania się ponad chmury wiedzie przez wolną przestrzeń, pomiędzy tymi warstwami. Wysoko w górze, miejscami jakby przebijał sinawy błękit. Dokuczało mi coraz bardziej przejmujące zimno. Porozumiałem się z lot- niskiem. Do naszej rozmowy przez radio, w parominuto- wych odstępach, włączyły się inne stacje w Polsce, zapy- tując o aktualne warunki. Tak więc Mucha 18 nadała aż kilka zwięzłych komunikatów meteorologicznych. Słysza- łem także rozmowy naszego lotniska z dwoma innymi szy- bowcami. Znajdowały się one znacznie niżej i w nieco innym rejonie Tatr, tak że riie widziałem żadnego z nich. A szkoda, nie czułbym się tak osamotniony. Leciałem już dłuższy czas bez widoczności ziemi, jednak- że z widocznością horyzontu od strony zakrytej chmurami Słowacji. W krótkim czasie zalodziała zupełnie przednia część osţony kabinki. Ale i wówczas przez otwarte lewe boczne okienko widziałem horyzont. Lodowaty strumień powietrza z okienka już prawie nie robił wrażenia, tak byłem przemarznięty i skostniały. Całkowity brak widocz- ności do przodu denerwował, ale pozostałe szybowće nie były jeszcze na mojej wysokości i to mnie nieco uspokaja- ło. Powyżej czterech tysięcy metrów otwarłem tlen i nało- żyłem maskę. Od czasu do czasu, hen w dole otwierała się luka i przez szczeliny w chmurach widać było prze- paścisty szczyt lub połać skalisto-lesistego zbocza. Niekie- dy wyzierała poszarpana skalna grań. Ponury i martwy, lecz piękny w swej grozie surowy krajobraz wysokogórski.89 Aż wierzyć się nie chciało, że tam w dole, pod chmm są Tatry... Oszronione szyby coraz bardziej ograniczały widoczţ coraz też "głębiej" pogrążałem się w chmuruym tw Na wschód u wylotu pokrycia widoczny był rozległy t Tatr Bielskich. To moja furtka bezpieczeństwa! W ka chwili mogę się wycofać na wschód