Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Mimo to była spięta i reagowała z subtelnością kawałka drewna, przynajmniej na początku. Miała bowiem pełną świadomość własnej ignorancji, braku wprawy i niezdarności. Obiektywnie może to i było śmieszne - miała czterdzieści pięć lat standardowych i nie wiedziała, co robić. Nie wiedziała nawet, jak zacząć! Odwaga, jakiej wymagało przyznanie się do tego, przyćmiła tą, której wymagało poprowadzenie HMS Fearless prosto w ogień salw burtowych Saladina, ale miała świadomość, że jeśli teraz się nie przełamie, nie zrobi tego już nigdy. Nawet bez pomocy Nimitza czula jego zaskoczenie, ale nie była to pogarda Panokulousa czy oburzenie Younga. Tylko zdziwienie i łagodność, brak pośpiechu i śmiech, a potem... Uśmiechnęła się, uniosła jego dłoń do ust. Musnęła wargami jej wierzch. Potem zamknęła oczy i zasnęła. - Ostry, melodyjny dźwięk przerwał ciszę. Honor spróbowała sturlać się z łóżka, sięgając odruchowo do stojącej obok niego konsoli łączności. Ale się jej nie udało, bo była zaplątana w czyjeś kończyny! Przez sekundę wyplątywała się z nich gorączkowo, nim otworzyła oczy i do jej otumanionego umysłu dotarło, że nie była w swojej kabinie, a więc nie z nią próbował połączyć się ów ktoś, kto właśnie dzwonił. Zamrugała gwałtownie i zachichotała - mogła sobie wyobrazić reakcję tego kogoś, gdyby odebrała połączenie. Zwłaszcza że wieczorem nocne koszule czy inne podobne utrudnienia jakoś nie przyszły żadnemu z nich do głowy. Sygnał rozbrzmiał powtórnie. Paul wymamrotał pod nosem jakąś inwektywę i zachrapał. Rozległ się trzeci sygnał. Spotkał się z podobną reakcją co drugi - nie ulegało wątpliwości, że Paul był znacznie większym śpiochem niż ona, co stanowiło informację godną zapamiętania i wykorzystania w przyszłości, ale obecnie nie rozwiązywało problemu. Średnio delikatnie szturchnęła go pod żebra akurat w momencie, w którym melodyjny sygnał zmienił się w niemelodyjne, natrętne bzyczenie. Tankersley zachrapał głośniej i poderwał się do pozycji siedzącej. - Co...?! - zaczął i dotarł do niego natrętny dźwięk. -O cholera! Powiedziałem przecież dyżurnemu... Urwał, potrząsnął głową i wyplątał się z pościeli. - Przepraszam - wymamrotał, całując ją w łopatkę, na co miała ochotę zamruczeć jak Nimitz, i dodał: - Nie łączyliby, jeśli nie chodziłoby o coś naprawdę ważnego. Gdyby okazało się, że jest inaczej, to nie zazdroszczę dyżurnemu operatorowi! Jak pomyślę o tym całym czasie i wysiłkach włożonych w to, żeby ta noc była naprawdę udana... Umilkł wymownie, więc mu poradziła: - Lepiej odbierz, inaczej ten, kto chce z tobą rozmawiać, gotów przyjść i potraktować drzwi palnikiem. Bez słowa sięgnął przez nią i wcisnął przycisk uaktywniający jedynie głos, bez obrazu. - Tankersley - warknął. - Tu komandor Henke, kapitanie Tankersley. - Słysząc ton głosu Mike, Honor usiadła szybciej od Paula: był formalnie oficjalny, a w tle słychać było Sarnowa wyrzucającego z siebie serię błyskawicznych rozkazów. - W czym mogę pomóc, komandor Henke? - Paul także był zaskoczony, ale dotarło doń, że to oficjalna rozmowa. - Próbuję zlokalizować kapitan Harrington, sir. Jak rozumiem, miała zamiar zjeść z panem kolację. Nie ma jej jeszcze przypadkiem u pana? - Głos był tak idealnie bezosobowy, że Honor miała ochotę ją uściskać. Zamiast tego wyskoczyła z łóżka i zabrała się do zbierania rozrzuconych po podłodze sortów mundurowych. I zarumieniła się, dziwnie zadowolona, gdy Paul włączył światło i obserwował jej poczynania z wyraźnym upodobaniem. - Rzeczywiście jest, choć mam nieodparte wrażenie, że właśnie wychodzi - odparł niewinnie. - Chce pani z nią rozmawiać? - Tak, sir. Honor, z jedną nogą w nogawce spodni, posłała mu mordercze spojrzenie i wciągnęła pospiesznie drugą nogawkę, nim siadła przed konsoletą łączności, odsuwając Paula zręcznym ruchem biodra. Prawie się uśmiechnęła, widząc, jak bezwstydnie rozciągnął się na łóżku, przyglądając się jej roześmianym wzrokiem. - Tak, Mike? - nie zdołała całkowicie wyeliminować radości z głosu, ale spoważniała natychmiast, gdy tylko usłyszała następne zdanie. - Ma'am, admirał Sarnow przesyła pozdrowienia i prosi, by pani natychmiast wróciła na pokład. - Naturalnie. Coś się stało? - Właśnie otrzymaliśmy rozkaz z okrętu flagowego: wszyscy dowódcy eskadr z pełnymi sztabami i kapitana-mi flagowymi mają niezwłocznie stawić się na odprawę. Henke i MacGuiness czekali na nią przy wylocie głównego korytarza łączącego HMS Nike ze stacją kosmiczną. Mac miał na ramieniu torbę, a oboje wyglądali, jakby im się naprawdę śpieszyło. Marine zaczął stawać na baczność, widząc wypływającą z rury Honor, ale dała mu znak, by pozostał w pozycji ,,spocznij", i ledwie dotknęła stopami pokładu, ruszyła długimi krokami ku windzie. Henke i Mac ruszyli za nią prawie truchtem. - Admirał Sarnow czeka w gotowej do startu pinasie na dziobowym pokładzie hangarowym - wyjaśniła Mike, gdy wsiedli do windy. Honor wybrała na klawiaturze kod celu i ze zdumieniem obserwowała, jak Henke prawie natychmiast zablokowała windę między pokładami. - Myślałam, że nam się spieszy, Mike - skomentowała łagodnie. - Bo tak jest, ale zanim się znajdziesz na Gryphonie... - Henke wyjęła z kieszeni nasączoną bezzapachowym tonikiem watkę i starannie usunęła ślady makijażu z czerwonej jak burak twarzy Honor. Nie uśmiechnęła się przy tym, ale w jej oczach 1śniły diabelskie ogniki samozadowolenia. Honor spojrzała zezem na MacGuinessa, który miał minę teoretycznie nic nie wyrażającą. Praktycznie wyglądał na kogoś nadzwyczaj zadowolonego i bojącego się do tego przyznać - bo nie wiadomo, co mogłoby się stać. Przez moment spoglądała mu w oczy, poddając się bez protestów zabiegom Mike; wreszcie Mac odwrócił wzrok, chrząknął i rozpiął torbę