Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

- A teraz proszę jeszcze o przyjemny wyraz twarzy. 54 Wyśmienicie! To dla znajomych w Akron. Teraz niech się pan trochę poruszy. O tak! Jedna ręka na drzwiczkach sa- mochodu, dobra. Ale będą szaleli w Akron. Nie uwierzą, jak Boga kocham, nie uwierzą. Sławny inspektor ze Scotland Yardu opuszcza hotel Broome'a po śledztwie w sprawie ta- jemniczego zamordowania uczestnika wycieczki dookoła świata! A teraz proszę wsiąść do samochodu! O tak, właśnie! Odjazd! Dziękuję! - Osioł! - mruknął Duff do swojego szofera. - Jedź na Vine Street. Po chwili stanęli przed komisariatem policji, który znaj- duje się w samym śródmieściu, na uliczce tak krótkiej i wą- skiej, że zna ją niewielu londyńczyków. Duff odprawił wóz i poszedł od razu do pokoju Hayleya. Inspektor dzielnicowy czekał na niego. - Skończyłeś? Duff podniósł na Hayleya znużone oczy. - Tej sprawy chyba nigdy nie skończę. - Rzucił okiem na zegarek. - Dochodzi dwunasta. Może byśmy poszli na obiad? Po paru minutach siedzieli przy stoliku w barze "Monico". Duff zamówił ,u kelnera aperitify i przez chwilę tępo wpat- rywał się w przestrzeń. - - No, na zdrowie - powiedział wreszcie Hayley podno- sząc szklankę. - Na zdrowie? Komu na zdrowie może wyjść taka spra- wa? - Skąd taki pesymizm, stary? Przecież to jest prosta, drobna sprawa. Zwykłe morderstwo. - Samo morderstwo jest dosyć proste - zgodził się Duff. - I w normalnych warunkach może i łatwe do roz- wiązania. Ale weź pod uwagę następujące fakty...- Wydo- był notatnik. - Mam tu nazwiska około piętnastu osób. Między nimi jest prawdopodobnie morderca. Na razie wszystko w porządku. Ale oni są w podróży. Dokąd jada? Dookoła świata, proszę państwa! Lista podejrzanych obej- | muje zwartą grupę i jeżeli nie zdarzy się coś niespodziewa- ~ nego, i to natychmiast, wszyscy udadzą się na trasę Paryż - 55 Neapol - Port Said - Kalkuta - Singapur! Lofton tak mnie poinformował. Coraz dalej i dalej od miejsca zbrodni. - Możesz ich zatrzymać. - Czyżby? Jesteś uprzejmy. Niestety, mogę zatrzymać tylko mordercę od momentu, gdy zbiorę wystarczające do- wody jego winy. Ale muszę je mieć natychmiast, inaczej wynikną z tego międzynarodowe komplikacje: interwencja amerykańskiego konsulatu, może i ambasadora, wezwanie do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Zaczną mnie pytać, na jakiej podstawie zatrzymałem tych ludzi. Gdzie są dowody. że jeden z nich popełnił zbrodnię? Podobna sytuacja nie ma precedensu. Taka historia nigdy się przedtem nie zdarzyła, a kiedy zdecydowała się wreszcie zdarzyć, to ja muszę być szrzęśliwcem, któremu przypadło w udziale babrać się w niej. Zanim zapomnę, muszę tobie za to podziękować! Hayley roześmiał się, - Wczoraj wieczorem tęskniłeś z& nową sprawą -. po- ••yiedział. Duff pokiwał głową. - Spokojny człowiek to szczęśliwy człowiek - mruknął, gdy postawiono przed nim rostbef i butelkę porteru. - - Niczego się nie dowiedziałeś przy przesłuchiwaniu? - zapytał Hayley. - - Nic konkretnego. Nic takiego, co by łączyło któregokol- wiek z nich z zamordowanym w sposób chociażby pośredni. Lekkie podejrzenie, owszem. Kilka drobnych incydentów. Ale nic takiego, co stanowiłoby podstawę do zatrzymania kogokolwiek. Nic takiego, co mogłoby przekonać ambasadę amerykańską lub mojego szefa. - Masę tu widzę uwag w twoim notesie. - Hayley na- chylił się nad Duffem. - Może przejrzymy listę osób, z któ- ryni rozmawiałeś? Kto wie, zdarzają się nagłe olśnienia. Duff wziął notatnik do ręki. - Byłeś ze mną, kiedy przesłuchiwałem pierwszą grupę. Pamela Potter, ładna młoda Amerykanka, zdecydowana do- trzeć do sedna sprawy. Nasz przyjaciel, doktor Lofton, który miał małą sprzeczkę ze starym panem Drakę poprzedniego 56 wieczoru i którego rzemień posłużył do popełnienia mor- derstwa. Pani Spicer, inteligentna, sprytna. Nie da się zła- pać na podchwytliwe pytania. Pan Honywood... - O właśnie! Honywood! - przerwał Hayley. - Na pod- stawie tego, co spostrzegłem na jego twarzy, gotów już je- stem głosować... - Tak, argument dla ławy przysięgłych - odpowiedział Duff z ironią. _- Wyglądał na winnego! Ja też jestem tego zdania, ale co z tego? Każdy ma prawo wyglądać na winne- go, jeśli ma ochotę. - Rozmawiałeś z pozostałymi? - Rozmawiałem. Między innymi z lokatorem pokoju trzy- dzieści. Patrick Tait! Duff opowiedział o ataku serca Taita w drzwiach salonu. Hayley spoważniał. - Co o tym sądzisz?"- zapytał. - Podejrzewam, że go ktoś albo coś zaskoczyło. Ktoś, kogo zobaczył w pokoju. Z drugiej strony to sławny krymi- nolog, adwokat, z pewnością mistrz w przesłuchiwaniu świadków. Wydobądź coś z niego, czego on sam nie chce powiedzieć, a dokonasz cudu. Poza tym może on nie ma nic do powiedzenia? Jego ataki, zapewniał mnie, zdarzają się nagle. - Niemniej trzeba na niego uważać, podobnie jak na Honywooda. - Tak, trzeba. Jest jeszcze jeden... - opowiedział o kapi- tanie Rolandzie Keane. - Coś kombinował dziś w nocy, Bóg wie co