Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Całe plecy miała upstrzone kawałkami żużlu z ogródka. Przeszła samą siebie. Niech się schowa tamto, kiedy zwymiotowała do torebki w jakiejś spelunie, ale i tak nas wyrzucili na zbity pysk. Albo kiedy straciłam ją z oczu w barze i godzinę później znalazłam nieprzytomną na & masce mojego samochodu zaparkowanego tuż przed głównym wejściem, a chłopcy zabawiali się rzucaniem w nią kamykami. Albo też kiedy tańczyła w innym barze, podeszła za blisko do sceny, przewróciła się na perkusję i całą pogruchotała. A nawet wtedy, kiedy poszła na imprezę do domu rodziców swojego ówczesnego chłopaka, Duńczyka, i zaczęła krzyczeć do innych duńskich gości: — Szmorgedy borgedy norgedy! Tu jest Ameryka i ludzie mają mówić po angielsku, do jasnej cholery! A kiedy chłopak starał się uratować choć resztki godności, jakie udało się im jeszcze zachować, i podniósł ją, zarzucając sobie na ramię jak worek owsa, Amerykanka posikała się do wtóru pełnych dezaprobaty okrzyków sie- demdziesięciorga Duńczyków. Ale dzisiaj zdobyła doktorat w programie „Schlać się jak świnia". Niewątpliwie przekroczyła granice dobrej zabawy, chyba nawet za pomocą parapsychologicznej zapalniczki ciążowej — a zwłaszcza do wtóru kliknięć migawki aparatu fotograficznego Joela. Koiyus Kiedy moja najlepsza przyjaciółka Jamie wreszcie zerwała ze swoim koszmarnym chłopakiem o osobowości surowego ziemniaka, uznałam, że trzeba to uczcić. Był to związek, w którym musiała starannie ukrywać swoje zalety, czyli wszystko, co u niej najbardziej podziwiałam: przywiązanie do jednej paczki papierosów Benson & Hedges dziennie, rzadki talent, objawiający się tym, że potrafiła bez wysiłku nakreślić słowami istne arcydzieło bluźnierstwa, które mogło śmiało stawać w szranki z przekleństwami każdego dokera, a także tę część osobowości, dzięki którj zasłużyła sobie na przydomek Rozrywkowej Jamie. Dzięki niej po dwunastu piwach można było przekonać Jamie do wszystkiego. Jak wtedy, kiedy znaleźliśmy ją pijaną, topless i nieprzytomną w zapuszczonym ogrodzie sąsiada, czego dokumentacja fotograficzna mogła przyczynić się do uwiądu uczuć pomiędzy nią i Ziemniakiem. Nie posiadałam się z radości, kiedy z nim zerwała, bo oznaczało to, że teraz ja będę razem z nią beneficjentką biletów na koncert Page'a i Planta, jakie sprezentował jej ?4 Ziemniak na urodziny oprócz weekendowej wycieczki--niespodzianki. Na początku wyprawy ich awionetka wylądowała na jakichś bagnach. Jamie wyglądała na zdezorientowaną, chociaż Ziemniak zareagował promiennym uśmiechem opóźnionego w rozwoju dziecka w sklepie z zabawkami. — Jesteśmy w Salt Lakę City! — wykrzyknął radośnie. — Cały dzień spędzimy w świątyni mormonów! Najlepsze życzenia urodzinowe! Dla ateistki, takiej jak Jamie, stanowiło to pewne rozczarowanie, ponieważ spakowała kostiumy kąpielowe i ubrania na plażę zamiast bielizny i bluzek z kołnierzykiem. Wycieczka zmieniła się jednak w prawdziwy horror, gdy Ziemniak zaproponował, by te urodziny były rzeczywiście szczególne i poprosił, by złączyła się z nim na całe życie, pełne szczęścia, spełnienia i wzajemnego oddania. Uśmiechnęła się i wyciągnęła dłoń. — To następny logiczny krok — oznajmił, a ona przytaknęła ze łzą w oku. Potem poprosił ją, żeby się nawróciła. Powiedział, że cała wspólnota modli się za ocalenie jej duszy od mąk piekielnych, ponieważ było widać aż nadto wyraźnie, że osuwa się prosto w szeroko rozwarte ramiona szatana. Po tym wszystkim zorientowałam się, że nie mam wyboru. Wsunęłam znane wam już zdjęcie topless do koperty i polizałam znaczek. Kiedy mi powiedziała, że zerwali ze sobą na dobre, wskoczyłam do samochodu i popędziłam do niej do domu, zatrzymując się na krótko, żeby zatankować 36 w sklepie alkoholowym dla zmotoryzowanych. Lecz kiedy weszłam do jej domu, zauważyłam, że siedzi cała nadąsana na kanapie. — Mam wszystkie składniki dla Rozrywkowej Jamie! _ powiedziałam, machając jej przed oczyma dwunastoma puszkami piwa. Nie odezwała się. — O co chodzi? — zapytałam. — Kupiłam importowane! — Nie, to nie to — powiedziała gorzko. — Nie zostawił mi biletów! NIE ZOSTAWIŁ MI BILETÓW! — Na Pagea i Planta? — zapytałam z niedowierzaniem. — Ziemniak nie dał ci biletów? Przecież nawet nie ma pojęcia, kim oni są! Jemu się wydaje, że śpiewają tylko Alleluja! — Wiem, wiem — powiedziała Jamie. — Powiedziałam mu, że to chrześcijańska grupa rockowa i żeby kupił dobre miejsca. A plan się nie udał! — Nie martw się — wystękałam szybko. — Znam kogoś, kto zna kogoś, kto zna kogoś, kto pracuje u organizatora trasy. — Handlarz narkotyków, prawda? — zapytała. — Myślisz, że to zły pomysł? — Jak nam zorganizuje dobre miejsca, to nic mnie nie obchodzi. Dorzucę mu jeszcze odbitkę zdjęcia w wersji topless — powiedziała. Dwa dni później odebrałam od Federal Express przesyłkę z dwoma biletami na koncert Pagea i Planta. Obdarowałam nimi Jamie, lecz pozostał jeszcze jeden problem. $5 Dawno temu, kiedy byłyśmy w siódmej klasie, poszłyśmy na naszą jedyną, jak dotąd, potańcówkę. Jamie prześladował pewien konus, który, sądząc po aromacie, kąpał się w beczce pełnej wrzącego „Bruta" i wypalił przy tym kilka cygar. Łaził za nią przez całą noc, dopóki wstydliwie nie poprosił jej do tańca, kiedy grali Schody do nieba (Stairway to Heaven). Zgodziła się, uznając to za jałmużnę. Przytulał ją mocno. Wstrzymała oddech. Położył jej na ramieniu swoją tłustą, przesiąkniętą dymem cygar głowę. Zobaczyła, że ma łupież. Potem dostał wzwodu. A trzeba wam wiedzieć, że piosenka jest długa, bardzo długa. Do dzisiaj, kiedy ją grają w radio, przypomina jej się zapach cygar, taniej wody kolońskiej i czuje, jak coś małego ociera się o jej nogi. Męka w najczystszej postaci. — Co będzie, jak zagrają Schody do nieba, a ja sobie wszystko przypomnę? — zapytała, kiedy pokazałam jej bilety. Powiedziałam, żeby się o to nie martwiła