Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Może ktoś się zastanawiał nad moim dziwnie luźnym związkiem z gwardią królowej, lecz nikt mnie nie nagabywał. Kiedy spotkałem Wira na placu ćwiczeń, pogratulował mi „ponownego zostania uczciwym wojownikiem”. Jeśli chodzi o strój, wróciłem do zwykłego błękitu strażnika Księstwa Koziego i fioletowo-białej tuniki, którą wkładałem, gdy musiałem okazywać, że należę do królowej. Otwarte noszenie na piersi jej emblematu lisa sprawiało mi nadzwyczajną przyjemność. Pasował do szpilki z lisem, którą nosiłem wpiętą w koszulę na wysokości serca. Wyglądało na to, że męczę się szybciej i zdrowieję znacznie wolniej niż dotychczas, lecz mimo sugestii Ciernia nie próbowałem użyć Mocy dla przyśpieszenia tego procesu. Późnymi popołudniami, kiedy Cierń zajmował się dyplomacją, Młotek plądrował dla mnie kuchnię. Razem obżeraliśmy się słodyczami, ciężkimi ciastami i tłustym mięsem. Odkryliśmy, że Szperacz uwielbia rodzynki tak samo, jak Młotek. Błagalny taniec fretki potrafił rozśmieszyć go do łez. Wszyscy zaczęliśmy nabierać ciała, Młotek zapewne bardziej, niż mu to służyło. Zaokrąglił się, a jego włosy nabrały blasku jak u grubego pieska pokojowego szlachetnej damy. Miał pod dostatkiem jedzenia, opiekowano się nim i akceptowano go, więc czasami wychodziła z tego małego człowieczka jego spokojna i miła natura. Te proste godziny spędzane w jego towarzystwie sprawiały mi wielką przyjemność. Udało mi się nawet spędzić kilka wieczorów z Trafem. Nie poszliśmy do „Uwięzłej Świni”, lecz do spokojnej, stosunkowo nowej piwiarni, zwanej „Rozbitym Szkarłatnym Okrętem”. Jedliśmy tam tanie i tłuste tawerniane jedzenie, rozmawiając jak starzy przyjaciele, którymi się stawaliśmy. Przypominało mi to zażyłość z Brusem w czasach tuż przed tym, jak zabił mnie Władczy. Uznawaliśmy teraz w sobie nawzajem mężczyzn. Podczas naszego najlepszego wieczoru Traf uraczył mnie długą opowieścią o tym, jak to Wilga wpadła do warsztatu, oszołomiła mistrza Dębka swoim czarem i sławą, i porwała Trafa na całodzienną wycieczkę po jej mieście. – To było takie dziwne, Tomie – mówił w pełnym zdumienia zachwycie. – Zachowywała się tak, jakbyśmy nigdy się nie pokłócili ani nie powiedzieli sobie żadnych przykrych rzeczy. Czy miałem więc nie wziąć z niej przykładu? Sądzisz, że mogła zapomnieć, co mi powiedziała? – Wątpię – odparłem z namysłem. – Zapominalska pieśniarka szybko umiera z głodu. Nie. Moim zdaniem nasza Wilga wierzy, że jeśli będzie z całego serca udawać, że coś jest tak a tak, to tak się stanie. I, jak widziałeś, czasami to u niej skutkuje. Wybaczyłeś jej? Przez chwilę wyglądał na skonsternowanego, a potem zapytał z krzywym uśmiechem: – A zauważyłaby, gdybym nie wybaczył? Tak mistrzowsko przekonywała Dębka, że jest dla mnie prawie matką, że sam niemal w to uwierzyłem. Musiałem się roześmiać i wzruszyć ramionami. Wilga zabrała go do tawerny często odwiedzanej przez wędrownych minstreli i przedstawiła tam kilku muzykalnym młodym damom. Karmiły go pasztecikami z mielonym mięsem i poiły piwem oraz piosenkami, współzawodnicząc o jego uwagę. Natychmiast ostrzegłem go żartobliwie przed swobodnym zachowaniem pieśniarek i ich kamiennymi sercami. To był błąd. – Nie mam już serca, które mógłbym ofiarować dziewczynie – poinformował mnie poważnie. Niemniej jednak jego opisy kilku z tych panien powiedziały mi, że jeśli nawet nie ma serca, to wciąż ma oczy. Pobłogosławiłem zatem Wilgę w duchu i pomodliłem się o szybkie ozdrowienie mojego chłopca. * * * Zarówno Błazen, jak i pan Złocisty starannie mnie unikali. Parę razy, kiedy wieczorem cicho schodziłem z pracowni, by wejść do komnat Złocistego przez moją starą sypialnię, nie zastałem go. Sumienny powiedział mi, że teraz częściej grywa w mieście, gdzie takie rozrywki zdobywają popularność, a także na prywatnych przyjęciach w zamku. Brakowało mi go, lecz zarazem bałem się spotkania z nim. Nie chciałem, by wyczytał w moich oczach, że zdradziłem go przed Cierniem. Tłumaczyłem sobie, że to dla jego własnego dobra. Do licha ze smokami. Jeśli tylko utrzymanie Błazna z dala od Aslevjalu zachowa go przy życiu, to jego niezadowolenie jest małą ceną. Tak sobie mówiłem, kiedy zaczynałem wierzyć w jego szaleńcze proroctwa. Kiedy indziej byłem pewien, że nie ma żadnego zamarzniętego smoka ani bladej kobiety, więc w ogóle nie ma powodu, by się udawał na Aslevjal. W ten sposób usprawiedliwiałem mój spisek z Cierniem przeciwko niemu. Jeśli zaś chodzi o unikanie mnie, podejrzewałem, że Błazen czuje jakiś dziwny wstyd z powodu tatuaży, o których istnieniu teraz już wiedziałem. Wiedziałem, że nie mogę żądać jego towarzystwa ani narzucać mu swojego. Mogłem tylko mieć nadzieję, że w miarę upływu czasu zmniejszająca się przepaść między nami w końcu się zamknie. I tak mijały dni. Nie przyznałbym się do tego przed nikim, lecz przypływ gorliwości w uczeniu księcia posługiwania się Mocą zawdzięczałem nowemu strachowi przed jego wyprawą na Aslevjal. Bez względu na to, w jaki sposób liczyłem dni do wiosennego rejsu, nigdy nie było ich dość. Zgadzałem się z Cierniem, że książę musi mieć krąg Mocy, którego członkowie opanują przynajmniej podstawy działania swojej magii. Przykładałem się zatem do rozwijania naszych talentów – z rozmaitymi rezultatami. Poziom Mocy Ciernia wolno się podnosił na naszych porannych lekcjach. Stary był bardzo niezadowolony ze swoich postępów, co utrudniało mu koncentrację. Bez względu na to, jak się starałem wprowadzić go w spokojny, wyciszony stan, nie potrafiłem nakłonić go do odprężenia się. Sumiennego wyraźnie bawiły moje sprzeczki ze starszym uczniem, a Młotek demonstracyjnie okazywał znudzenie nimi. Żadna z tych postaw nie ułatwiała Cierniowi opanowania wybuchowości wobec mnie. Odkryłem, że mój uprzejmy i cierpliwy nauczyciel jest strasznym uczniem, upartym i niezdyscyplinowanym. W końcu udało mi się otworzyć go na Moc po czterech dniach niesłabnących wysiłków. Kiedy tylko po raz pierwszy uświadomił sobie istnienie nurtu Mocy, rzucił się weń na oślep. Nie miałem innego wyboru, jak podążyć za nim. Surowo zabroniwszy Sumiennemu i Młotkowi pójścia w moje ślady, skoczyłem w Moc. Nie lubię wspominać tego niefortunnego wydarzenia. Nie chodzi o to, że Cierń rozwijał się w Mocy, lecz że było tyle do rozwinięcia. Wyciekały z niego wszystkie chwile jego życia. Przez jakiś czas usiłowałem zbierać go z powrotem, ale uświadomiłem sobie, że Moc go nie rozdziera. To stary wysyłał z siebie badawcze nici