Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
Pora ciepła, i w boru można się przytaić. - Ale wam starunku trzeba i wygody. - Nic mi nie trzeba. Żyć można wszędzie i umrzeć takoż. A ty pospieszaj, bo i Oda wie, żeś nie po to wrócił, by się jej pokłonić. Jeno wy, mężowie, sami siebie nie znacie. W drodze do Poznania Jaskotel starał się nie myśleć o tym, co zostawiał za sobą. Jedyny dzień pobytu w domu niemal cały upłynął na gorączkowych przygotowaniach do opuszczenia go, może na zawsze. Dopiero wieczorem, gdy wozy stały już zaprzężone, konie posiodłane, a koniary ruszyły przodem ze stadniną, Jaskotel z Wrochną wyszli do sadu, by się bez świadków pożegnać. Nie mówili nic, bo zbyt wiele było do powiedzenia. Jaskotel lękał się, że Wrochna płakać zacznie, ale na pozór spokojna była. Noc zapadała pogodna i ciepła, na niebie zaiskrzyły się gwiazdy, w zaroślach na obwałowaniu sadu błyszczały świetliki, kląskał gdzieś spóźniony słowik, przedwcześnie rozkwitłe lipy pachniały miodem. Nie widzieli wzajem swoich twarzy, bo przed wzejściem księżyca ciemność panowała w cieniu drzew, których czarne zarysy majaczyły na jaśniejszym tle nieba. Przysiedli na kamiennej ławce. Jaskotel inaczej sobie wyobrażał powitanie po długiej rozłące. Wiedział, że nie o szczęściu marzy Wrochna. Chciał odgadnąć, o czym myśli, i milczenie ciążyło mu. - Nie mogłem inaczej uczynić... - zaczął. - Wiem. Jeśli doradzałam, byś Odę prosił, to jeno dlatego... Urwała. Zdało mu się, że zmaga się ze szlochem. Przygarnął ją, ale wysunęła się łagodnie z jego ramion. - Urazę żywisz do mnie? - zapytał dotknięty i zawiedziony. - Nie - szepnęła - jeno macierzy przyrzekłam, że nie ostanę z drugim czędem, które nie widziało rodzica. Zamyślił się ponuro. - Nie dla wojownika dom i rodzina. Jako wikingowie, we świat iść winien, nie oglądając się za siebie. - Po chwili dodał: - Jeno u nich ziemia uboga. Często własny ród młódź wygania i bez winy, gdy głodno. Korab im za dom starczyć musi, drużyna za rodzinę. - U nas starczyłoby dla wszystkich - powiedziała cicho. - Jeno spokoju nie ma... dla nikogo... Nic nie odrzekł. Tego, co mógł powiedzieć, nie zrozumiałaby. Zresztą niebo już jaśniało na wschodzie, po chwili wzeszedł księżyc i rozsrebrzył świat. Jaskotel wstał, pora się rozstać. Ciężko było. Gnając już do Poznania, Jaskotel mimo żalu i zawodu wiedział, że postępuje nie tylko zgodnie z obowiązkiem, ale i wolą. Słusznie rzekła Zbisława, że mężowie nie znają samych siebie. Wybór między starym księciem a młodym był trudny, nietrudny między Bolkiem a Odą. Bolesław też porzucić musiał umiłowaną żonę i dziatki, i jemu milej byłoby w łożu spać, niż noce bezsenne spędzać na koniu. On myśleć i postanawiać musi za wszystkich, a wojownik jeno wierzyć, że krwi jego i potu wódz nie trwoni. W Poznaniu Jaskotel, nie wstępując na gród, zajechał do dworca, który jeszcze stary Audun na Śródce wystawił. Całe to ninie po nim dziedzictwo wszystkich trzech synów. Zastał tam Michała. Lubili się zawsze, podobni do siebie z wyglądu i usposobienia, i mimo znaczniejszej różnicy wieku bardziej byli z sobą zżyci niż ze średnim Wilczkiem, milkliwym i zamkniętym w sobie. Witali się też serdecznie, ale gdy minęła pierwsza radość, Jaskotela uderzył wyraz niepokoju czy smutku u wesołego zazwyczaj, a nawet lekkomyślnego wojaka. Gdy wprost zapytał o przyczynę, Michał odparł: - Wżdy postawiliśmy wszystko, nie mamy już nic kromie tego dworca. I to nie wiada, jak długo. Żenić się właśnie zamyślałem, a przyjdzie w świat iść. - Machnął ręką i dodał: - Dziewek nie brak i po świecie, rodzic nasz takoż z mieczem jeno tu przyszedł. Ale ty? - Cóż kraczesz! Wszyscy wrócimy na swoje. - Zaniepokojenie Jaskotela przeszło w gniew. - Głupiś! - dodał porywczo. - Nie babie ni wyrostkom z Bolesławem się mierzyć. - Wierę, gdyby samotrzeć jeno z nim walczyć mieli. - Cóże u licha za bzdury prawisz! Gadaj prosto, o co ci idzie! - O to, żeśmy dom porzucili, by się bić. A siedzę tu parę niedziel, zapasy mi się kończą, i my nie jeno nie poczynamy nic, ale wszystko rozłazić się zaczyna. Stoigniewa, co tu miał objąć dowództwo, nie masz, bo do matusi pojechał. Oda zasię Mazowsze po Wisłę zdusiła, Sobiesław jeno w Czersku się jeszcze trzyma, by przeprawę zabezpieczać tym, co za rzekę uszli. Ale całej siły bez pomocy nie zdzierży, zresztą i po co im przeprawa, kiedy Przybywój ze swymi ku nim zajdzie. A kniaź Bolko, słyszę, w Krakowie siedzi i też nie poczyna nic
-
WÄ…tki
- Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- - Gdzie napotkałeś na większą biurokrację: w Izraelu czy w ZSRR? Odpowiedź: 20% - w Izraelu, 35% - w ZSRR, 45% - bez różnicy...
- Hitler zaprowadził Mołotowa do stolika, gdzie on, Diekanozow i tłumacze zasiedli na kanapie, natomiast Hitler zajął swój ulubiony fotel, skąd uraczył ich długim...
- Leżąc wieczorem ze wzrokiem wbitym w gasnące węgle, zastanawiałem się, jakich narzędzi należy użyć, żeby wyciąć w żywopłocie przejście, i gdzie te narzędzia zdobyć...
- Na domiar nieszczęścia, tenże koń znalazł szczególne upodobanie w rzucaniu się ku jednej stronie ulicy, gdzie nagle stawał, po czym znów ruszał nagle z miejsca z...
- Wszyscy mieszkańcy Hampton i Moulsey wkładają na siebie wodniacki strój, biorą na smycz psy i idą się powałę- sać koło śluzy, gdzie gruchają, palą fajki i obserwują łodzie...
- Powoli wracali do stajni, w której trzymano tylko konie Calhenny’ego, a później Morris szedł do swojego wielkiego domu, a Beau do swojej chaty, gdzie czekała na niego...
- Dy Joal, który zdążał do ibrańskiej granicy sam i w wielkim pośpiechu, zebrał ich w mieście leżącym u stóp tych gór, gdzie zarabiali na marny żywot, raz eskortując...
- David i Angela pozwolili jej przez jakiś czas bawić się z psem, lecz wkrótce musiała przyjść do bawialni, gdzie ponownie podłączono jej kroplówkę, Wilsonowie uważali bowiem, że...
- Przyzwoitość ta była nader drażliwa, bo nawet tam, gdzie Sobieski mówi o chorobie kilkumiesięcznego synka, znajdujemy odsyłacz: „ Ustęp mniej przyzwoity opuszczamy...
- Martyniak wprowadził redaktora przez krzywe drzwi do izby, gdzie stało metalowe łóżko, miednica i dzbanek z wodą; na podłodze rozsypane były na płachtach nasiona...