Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
Już po raz dwudziesty wykonywał ten manewr, gdy pan Snodgrass zapytał swego towarzysza: - Co temu koniowi? ? - Nie pojmuję - odparł pan Tupman. - Czy nie jest czasem płochliwy? Coś tak mi się widzi. Pan Snodgrass chciał odpowiedzieć, gdy wtem przerwał mu krzyk pana Pickwicka. - Aj! ! - zawołał mistrz. . - Upuściłem bicz! ! W tej chwili pan Winkle, w kapeluszu nasuniętym po same uszy, nadjechał na olbrzy- mim koniu, który wstrząsał nim z taką gwałtownością, iż zdawało się, że jeździec się rozsypie. - Winkle! ! - krzyknął pan Snodgrass. . - Tyś dobry chłopak, , podnieś no bicz! Pan Winkle, pochylając się w tył, ściągnął konia tak silnie, że aż sam poczerwieniał. Gdy udało mu się wreszcie zatrzymać olbrzymiego rumaka, zlazł, podał bicz panu Pic- kwickowi i ująwszy cugle, zamierzał znowu wsiąść. Nie umiemy tego powiedzieć ( jak łatwo się domyślić) , czy wielki koń z niewinnej tylko wesołości chciał poigrać nieco z panem Winkle ' em, czy też wyobraził sobie, że większą będzie miał przyjemność, gdy odbędzie podróż bez jeźdźca, ale czy takie, czy inne były jego motywy, faktem jest, że zaledwie pan Winkle dotknął cugli, zwierzę pochyliwszy głowę, cofnęło się o całą swą długość. - Kosiu, , dobry kosiu - odezwał się pan Winkle ujmującym głosem - dobry, , stary kosiu! Ale dobry kosio nie dał się uwieść tym pochlebstwem i im bardziej pan Winkle usiłował zbliżyć się do niego, tym uporczywiej koń się odsuwał, tak że w ciągu dziesięciu minut, pomimo pieszczot i podstępów, pan Winkle i wielki koń, obracając się ciągle jeden dokoła drugiego, znajdowali się zawsze w jednej i tej samej odległości. Była to sytuacja wcale nieprzyjemna pod każdym względem, zwłaszcza na bezludnej drodze, gdzie niepodobna było znaleźć żadnej pomocy. Gdy wirowanie to nie ustawało, pan Winkle krzyknął na swych towarzyszy: - Co tu robić? ? Nie mogę dosiąść konia. - Najlepiej doprowadzić go gdzie do jakiego płotu - odpowiedział pan Pickwick z kozła. - Ale kiedy nie chce iść - zawołał pan Winkle - chodźcie no, proszę, przytrzymajcie go. Pan Pickwick był prawdziwym uosobieniem uprzejmości i ugrzecznienia. Zsiadł więc z kozła, odprowadził konia wraz z bryczką pod płot, by nie zagradzać drogi, i zwrócił się ku swemu towarzyszowi gwoli dopomożenia mu w jego kłopocie, pozostawiając panów Tupmana i Snodgrassa w bryczce. Gdy tylko koń ujrzał pana Pickwicka podchodzącego z wielkim biczem, wnet zaniechał ruchu kolistego, w który się dotąd bawił, i rozpoczął ruch wsteczny tak stanowczy, iż zmusił pana Winkle ' a, nie chcącego wypuścić cugli, do biegnięcia za nim z nadzwyczajną szybkością w kierunku Rochester. Pan Pickwick pośpieszył z pomocą, ale im prędzej biegł pan Pickwick, tym szybciej koń się cofał. Kopyta jego dźwięczały po bitej drodze, kurzawa wznosiła się w górę. W końcu pan Winkle, któremu ręka zdrętwiała od trzymania, zmuszony był puścić lejce. Koń stanął, spojrzał ze zdziwieniem dookoła, odwrócił się i pokłusował spokojnie ku stajni, pozostawiając pana Winkle ' a i pana Pickwicka spoglądających na siebie i mocno skonfundowanych. Wtem jakiś podejrzany niedaleki łoskot zwrócił uwagę obu panów. Odwrócili głowy. - Tego tylko brakowało! ! - zawołał pan Pickwick rozpaczliwie - i drugi koń ucieka! ! 42 Tak było rzeczywiście. Bucefał zaprzężony do bryczki przeraził się hałasu sprawianego przez towarzysza: lejce miał zarzucone na grzbiet, więc nietrudno wyobrazić sobie, co z tego wynikło. Rzucił się naprzód, szybko unosząc panów Tupmana i Snodgrassa. Niestety! Trwało to niedługo. Pan Tupman, przerażony, wyskoczył z bryczki, a pan Snodgrass instynktownie poszedł za jego przykładem. Koń rozbił powóz uderzywszy nim o poręcz mostu, aż pudło oddzieliło się od kół, potem stanął nieruchomy, przypatrując się ruinom, które sprawił. Pierwszym staraniem dwóch nie uszkodzonych przyjaciół było wydobycie spomiędzy krzaków dwóch innych przyjaciół. Po dokonaniu tego spostrzeżono z zadowoleniem, trudnym do opisania, iż ci dwaj drudzy nie ponieśli żadnego poważniejszego szwanku i tylko w wielu miejscach porozdzierali sobie ubranie i własną skórę. Natenczas wszyscy razem zajęli się wyplątaniem konia ze szczątków powozu; a ukończywszy tę skomplikowaną operację, wzięli go pomiędzy siebie i poszli wolnym krokiem, pozostawiając resztki bryczki ich smutnemu losowi. Po godzinie drogi podróżni nasi znaleźli się przed małą oberżą stojącą pomiędzy dwo- ma wiązami przy drodze. Z przodu widać było wielką stągiew i ogromny szyld, z tyłu kilka popsutych narzędzi rolniczych, z jednego boku ogród warzywny, z drugiego na pół rozwalone budynki gospodarcze porosłe mchem. Wieśniak o rudych włosach pracował w ogrodzie. Pan Pickwick, ujrzawszy go, zawołał: - Hej, , ty! Wieśniak podniósł się z wolna, przetarł oczy ręką i z najzimniejszą krwią począł przyglądać się panu Pickwickowi i jego towarzyszom. - Hej, , ty - powtórzył pan Pickwick. . - A co tam? ? - zapytał rudowłosy. - Daleko stąd do Dingley Dell? ? - Siedem dobrych mil. . - A droga dobra? ? - Nie! ! - odparł krótko wieśniak. . Potem raz jeszcze bacznie obejrzawszy naszych podróżników, wziął się do roboty, nie zajmując się nimi więcej. - Chcielibyśmy zostawić tu konia - zaczął pan Pickwick. . - Konia zostawić? ? - zapytał wieśniak, oparłszy się na łopacie. - Tak - odrzekł pan Pickwick, , podsunąwszy się wraz z rumakiem do samego płotu
-
WÄ…tki
- Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- - Gdzie napotkałeś na większą biurokrację: w Izraelu czy w ZSRR? Odpowiedź: 20% - w Izraelu, 35% - w ZSRR, 45% - bez różnicy...
- Hitler zaprowadził Mołotowa do stolika, gdzie on, Diekanozow i tłumacze zasiedli na kanapie, natomiast Hitler zajął swój ulubiony fotel, skąd uraczył ich długim...
- Leżąc wieczorem ze wzrokiem wbitym w gasnące węgle, zastanawiałem się, jakich narzędzi należy użyć, żeby wyciąć w żywopłocie przejście, i gdzie te narzędzia zdobyć...
- Wszyscy mieszkańcy Hampton i Moulsey wkładają na siebie wodniacki strój, biorą na smycz psy i idą się powałę- sać koło śluzy, gdzie gruchają, palą fajki i obserwują łodzie...
- Powoli wracali do stajni, w której trzymano tylko konie Calhenny’ego, a później Morris szedł do swojego wielkiego domu, a Beau do swojej chaty, gdzie czekała na niego...
- Dy Joal, który zdążał do ibrańskiej granicy sam i w wielkim pośpiechu, zebrał ich w mieście leżącym u stóp tych gór, gdzie zarabiali na marny żywot, raz eskortując...
- David i Angela pozwolili jej przez jakiś czas bawić się z psem, lecz wkrótce musiała przyjść do bawialni, gdzie ponownie podłączono jej kroplówkę, Wilsonowie uważali bowiem, że...
- Przyzwoitość ta była nader drażliwa, bo nawet tam, gdzie Sobieski mówi o chorobie kilkumiesięcznego synka, znajdujemy odsyłacz: „ Ustęp mniej przyzwoity opuszczamy...
- Martyniak wprowadził redaktora przez krzywe drzwi do izby, gdzie stało metalowe łóżko, miednica i dzbanek z wodą; na podłodze rozsypane były na płachtach nasiona...
- Sto par oczu kierowało się tam, gdzie przebiegał dość szeroki pas ściany bocznej, pozbawiony ochrony przed szturmem niewidzialnej armii promieni kosmicznych...