Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

” Ponieważ pojęcia o przyzwoitości są bądź co bądź zmienne i od r. 1860 mogły ulec niejakim przeobrażeniom, zrozumiałe jest, iż zadając gwałt wrodzonej wstydliwości uczułem potrzebę sprawdzenia stosunku Helclowskiego wydania nie do oryginału – bo ten jest na razie niedostępny – ale bodaj do pierwszego odpisu. Sprawdzić rozmiary i charakter cenzury łatwo było na samych kopiach Helcla: w swoich porządnie przepisanych, pensjonarskich niemal kajetach wszędzie Helcel ujmuje w klamrę inkryminowany ustęp i zaznacza na marginesie: „ To trzeba opuścić ” , lub skrupulatnie wskazuje, w jaki sposób drastyczne słowo ( często bardzo niewinne, np. : „ gorącość ” , którą zmienia na „ namiętność ” ) należy w druku zastąpić innym. Zdaje mi się, że w ciekawości zajrzenia do tych odpisów i skontrolowania, nimi drukowanych listów miałem jednego tylko poprzednika: był nim dr Witold Ziembicki, autor rozprawy Zdrowie i niezdrowie Jana Sobieskiego. Nie jest może przypadkowe, że tę potrzebę autentyzmu odczuli dwaj lekarze: mo- 149 . . . wydał bardzo starannie, opatrując. . . komentarzami, w r. 1860 Helcel. . . – w roku 1970 ukazał się obszerny wybór listów Sobieskiego: Jan Sobieski, Listy do Marysieńki. Opracował Leszek Kukulski, Warszawa 1970. 101 że to narów wychowania klinicznego, które uczy, że nie da się auskultować pacjenta przez futrzaną delię. A już gdy chodzi o dokument oglądany oczami literata, tam autentyczność s ł o w a tym bardziej ma swoją wagę. Bo proszę mnie źle nie rozumieć. Ani mi w głowie polować na „ pikanterie ” w tych małżeńskich listach; ani tym bardziej nie biorę za złe tak zasłużonemu Helclowi, że wydając po raz pierwszy listy Sobieskiego zawahał się przed daniem pełnego tekstu. Raczej mam uznanie dla jego odwagi, że w ogóle wówczas wydał te listy ukazując postać bohatera w świetle tak różnym od konwencjonalnego ideału. Ale o ile Helcel jest w porządku, mniej w porządku są pp. historycy, którzy posługując się tymi okrojonymi listami, na ich zasadzie budowali charakterystyki, wyciągali wnioski, w niepojęty sposób zamykając oczy na sposób ich wydania. Np. tak sumienny skądinąd Czermak w polemicznej pracy Maria Kazimiera Sobieska, kreśląc duchowy obraz Sobieskiego i sławiąc jego nie tylko prawdziwe, ale i urojone cnoty i delikatności, wyjmuje z Helclowskiego wydania jakiś trochę żywszy ustęp i stwierdza z naciskiem, że „ są to już najbardziej drastyczne wyrażenia, jakieśmy znaleźli w całej korespondencji Sobieskiego; poza nimi nie umielibyśmy wykazać nawet kilku innych takich, które by nie uchodziły w liście pisanym do własnej małżonki ” . W całej korespondencji! Doprawdy? Ale w jakiej? Toż Helcel raz po raz lojalnie zaznacza w przypisach, że drastyczny ustęp opuścił, i dlatego właśnie ich nie ma; niemniej często opuszcza bez zaznaczenia tego w diuku; często wreszcie zdarza mu się drastyczności wyrażeń łagodzić i przeinaczać, i to w tym, co już przed nim spreparował Bandtkie. Jak wobec tego wyglądają wnioski Historii i ile są warte, dokąd taka metoda podziału pracy ( jeden tuszuje, drugi ignoruje, przy czym nie wie prawica Czermaka, co czyni lewica Helcla) może zaprowadzić w fałszowaniu obyczajów i charakterów, ł atwo zgadnąć. I doprawdy miałbym ochotę zacytować Czermakowi ( szkoda, że już nie żyje) pierwszy lepszy opuszczony przez Helcla ustęp, aby unaocznić, jaki jest stosunek oczyszczonego tekstu do królewskich oryginałów. Pal diabli pruderię, przytoczę choć jeden. A więc_ np. w liście z r. 1675 król Jan donosi żonie o jakimś Kałmuku Astrakanie jako o „ le plus débauché coquin de tous les hommes ” 150 , który na wszystkich „ les plus fines 151 niecnotach się zna ” . Tyle zostało z Astrakana w druku, ale w rękopisie utaił się dalszy ciąg: „ Astrakan jest takie nic dobrego, że tego wypisać niepodobna. Przeszedł hultaj wszystkich w amorowych sztukach, i Francuzów, i Włochów, i Hiszpa- nów, i Turków. Onegdaj oddawali mi o. o. jezuici wiersze łacińskie, którymi opisali bardzo pięknie potrzebę chocimską, w których, że słowa są niesłychanie trudne, zadawali tedy sobie jeden drugiemu do zgadywania; między inszymi poczęli się sprzeczać o słowo odonos ; co usłyszawszy Astrakan, w kącie stojąc, zawołał przy wszystkich i przy jezuitach, że odonos znaczy szyldwacht po kałmucku. Potem poczęli mówić o pewnym książki jednej autorze, którego zowią Causinus. On się znowu wyrwał powiadając, że to po kałmucku języczek u Comtesse ou la. matrice, car li ne peut pas bien expliqu- er ça . Potem powieda, że uczynić też rzecz umie dwunastu postur różnych, czego się u Kałmuków nauczył. Snadż, że ta książka stamtąd miała wynijść, którą dostał w Amsterdamie Mr le Marquis, a mnie ją przysłać obiecał. Pokazował kilka i widzę, że są cale pratiquables . Trzeba się będzie skryć Astrei 150 . . le plus débauché coquin de tous les hommes – najrozpustniejszy hultaj z wszystkich. 151 . . . les plus f ines. . . – najsubtelniejszych. 102 ( Marysieńce) jako owo kiedy chłopców Brunettiego pytał Silvandre ( Sobieski) , aby patrzała quand il montrera á Celadon ( Sobieskiemu) , car il n' y a rien au monde de si plaisant