Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Dopiero teraz ojciec uświadomił mu, że właśnie ów numer będzie decydował o wszystkim w życiu: przydziale pracy, mieszkaniu, zaopatrzeniu. ? Od przeszło stu lat, synu, wszyscy na świecie posiadają swe numery porządkowe. Obecnie od 39 miliardów do pierwszego... ? A kto jest pierwszym? — natychmiast zainteresował się Din. ? Skąd mogę wiedzieć, w ogóle raz w życiu widziałem trzycyfrowca i to w oglądniku, szef jest zaledwie sześciocyfrowcem... ? Czyli kiepsko wylądowałeś? ? Mogło być gorzej, tuż po maturze zaczynałem jako prosty ośmiocyfrowiec, a i to nie było zupełne dno. Debile dostają 11 cyfr. Tu wtrąciła się matka: ? Jesteś zdolny, Din, jeśli będziesz równie pracowity i posłuszny być może doczekasz się pięciu cyfr. Byłabym taka szczęśliwa! ? Jeśli będę posłuszny komu? Jan Milion z przyzwyczajenia popatrzył na Indywidualny Odbiorniczek i zmienił temat. Zaczął opowiadać o dzisiejszych testach, ich rodzajach i związanych z tym trudnościach. ? A czy nie można awansować w inny sposób? — zapytał nastolatek. ? Na tym polega genialność naszego systemu, że nie. Pełna precyzja, wymierność i doskonałość. Bez luk. Nawet miejsce w kolejce po przeszczepy zależy od numeru porządkowego. ? Podobno pierwsza setka ponumerowanych jest praktycznie nieśmiertelna — wyrwało się matce. ? Czy to jest sprawiedliwe? — zaczął zastanawiać się Din. Ojciec niespokojnie rozejrzał się po mieszkaniu. ? Wystarczy, że jest wspaniałe i bezbłędne. Pomyśl, przez wiele epok świat pogrążony był w nierówności, ludzie walczyli o swoje pozycje, o władze. Intrygowali, mordowali się i przeżywali frustracje, ponieważ prawie każdy był niezadowolony z miejsca, jakie zajmował w społeczeństwie i wiecznie uważał się za pokrzywdzonego. Tymczasem miejsca zależały od urodzenia, od pieniędzy albo jeszcze od innych układów. Chroniczne niezadowolenie było powodem wojen i rewolucji; dlatego wynalazek intelektualnej numeryczności stał się błogosławieństwem naszego gatunku. Każdy, bez żadnych szwindli, bez protekcji, zajmuje swoje miejsce. I wie, że zajmuje je sprawiedliwie. Ta świadomość od przeszło stu lat zapewnia nam stabilizację, spokój i szczęście. Chłopak słuchał z wypiekami na twarzy. Czyżby właśnie nad tymi sprawami zastanawiał się Max? ? Skąd wiesz o tym wszystkim, tatusiu? — wykrztusił wreszcie. ? Z historii... ? Z czego? Przez głowę Miliona przebiegła myśl, że za dużo mówi. Właściwie po co mąci chłopakowi w głowie. Przed piętnastu laty historię jako nieprawidłową numerycznie wycofano z programu nauczania. Jej elementy wypleniono również z literatury i sztuki, która odtąd realizowała się w bezczasowej przestrzeni. I było to słuszne. Sam, kiedy opuścił nauczalnię idącą według starego programu, miał trudności z dostosowaniem się. Życie skomplikowała mu sprawa z matką, w której zakochał się na przekór regulaminowi; niewiele brakowało a stoczyłby się na samo dno. Do dziesięciocyfrowców... ? Opowiedz mi jeszcze o historii, tato! ? Innym razem, teraz naprawdę już pora na wycieczkę, wezwę pneumię. Historia, jak słusznie powiedzieli w oglądniku, to „Nieprawidłowości w regulaminowym rozwoju populacji ludzkiej”. ? Tyle może powiedzieć mi każdy inform. ? Ja nie mam nic do dodania. Najważniejsze to wiedzieć, że żyjemy w najdoskonalszym ze światów. Bez klik, układów, koterii. Syn pierwszego może być ostatnim. Zajechała pneumia pospieszna, jakby zgadując, że jest potrzebna. Wsiedli. Ale Din łatwo nie dał się zbić z tematu. ? A właściwie dlaczego mama nie ma żadnego numeru? ? Kobietom nie przysługują numery — odezwała się matka — posiadamy jako oznacznik jedną z 28 liter, ja mam B. Litery te oznaczają różny stopień przydatności rodzinnej. Dobór małżeństw aranżuje testator genetyczny... Urwała i westchnęła. Zresztą Din zaabsorbowany był już czym innym. Odbiciem ojca w srebrzystej ścianie pneumii. Szczególnie zabawnie, wyglądała plakietka — zamiast 1000000, odbijało się 0000001! Czasomierz umieszczony u stropu pneumii wskazywał 8.VI.133 roku ery numerycznej, godzinę 13.20. Dojechali na szczyt. Taras rozciągał się bezkreśnie w prawo i w lewo. I był całkowicie pusty. Było to o tyle dziwne, że przykrywał przecież tysiącpiętrowy megablok zamieszkiwany przez miliard ludzi. Wysiliwszy wzrok, gdzieś na horyzoncie wypatrzyli grupkę takich samych szczęśliwców jak oni. No cóż, talony spacerowe dostawano 2 razy w życiu, a widocznie nie wszyscy z nich korzystali. Din spodziewał się, że ujrzy niebo, kosmos, o którym tyle historii słyszał w oglądniku. Tymczasem sklepienie było sztuczne i co pewien czas przekreślały je stalowe wsporniki szklanego dachu. Niemniej doskonale było widać słońce i chmury. Wpatrywali się zafascynowani, atoli po kwadransie wszystko ściemniało, ukazał się księżyc i konstelacje gwiezdne. Wyjaśnienie paradoksu nie nastręczało trudności. Nieboskłon też był sztuczny i oczywiście to, co oglądali, stanowiło stałą projekcję planetarium. ? Ale dlaczego nie widać prawdziwego nieba? — zapytał Din. ? Z oszczędności — zaburczał milczący dotąd Odbiornik Indywidualny. Ze względów ekonomicznych cała powierzchnia planety pokryta jest koloniami jadalnych glonów, z których produkujemy wasze pastylki, resztę wolnego miejsca wypełniają baterie słoneczne