Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Potem, co wielce chwalebne, wyzwoliło się południe Italii i Sycylia spod władzy niewiernych. Niemiecki cesarz rzucił się na dziedzictwo Cesarstwa Rzymskiego i odmówił papieżowi prawa do inwestytury*..." - Pozwólcie, mój panie, że wam przerwę, ale gdzie jest napisane, że aby zostać niemieckim cesarzem, trzeba się dać koronować namiestnikowi Piotrowemu? - A kto powiedział, że cesarz ustanawia papieża? - odparowałem. - W każdym razie ten spór należy opisać. "Tryumfu i upokorzeń doznały obie strony. Raz papież każe niemieckiemu władcy czekać w Canossie na śniegu i deszczu, potem znów papież musi uciekać do zamku Świętego Anioła przed Godfrydem z Bouillon, cesarskim dowódcą, tym samym, który później będzie chwalony za pobożność i cnotliwość. Ale właściwym cierniem w stopie Rybaka jest i pozostaje schizma. Jego przeciwnik, prawosławny patriarcha Bizancjum*, ma łatwiejsze zadanie, ponieważ Cesarstwo Wschodnie i wschodni Kościół występują jako jedność. Do tego dochodzi niezasłużenie splendor faktu, że miejsca narodzin chrześcijaństwa, przede wszystkim Jeruzalem, należą do obszaru panowania Bizancjum. Sytuację tę dla papieża trudno nazwać pomyślną. Nic nie jest więc dla niego tak dogodne, jak napływające do Rzymu coraz liczniej w ostatnich latach upływającego tysiąclecia prośby o pomoc dla obrony świętych miejsc przed napierającymi coraz zuchwałej ludami tureckimi. Nie tylko zresztą od ograbianych, dręczonych pielgrzymów, lecz także od braci w Chrystusie z Konstantynopola. Był to żałosny krzyk i nie wiemy, kto go ostatecznie inscenizował..." - No kto? - Mój sekretarz potrzebował, jak się wydaje, przerwy, aby rozmasować palce. - Nie, Williamie - powiedziałem - nie czyń za wszystko odpowiedzialnym Przeoratu Syjonu! - Ale Przeorat z pewnością odpowiada za to zwrócenie się ku początkom. Tylko z Jeruzalem dało się rozwinąć i poprzeć dowodami zarzuty wobec Kościoła rzymskiego o sfałszowanie testamentu Mesjasza. Dlaczego templariusze pierwsi... - Nie tak szybko! - napomniałem go życzliwie. - Do Świątyni Salomona jeszcze dojdziemy. Teraz omówmy sytuację chrześcijan w Palestynie przed wyprawami krzyżowymi, a ta wcale nie była zła. Nawet w miejscowościach podlegających kalifatowi z Bagdadu żyły od prawie tysiąca lat wszystkie odłamy chrześcijan, które bez przeszkód mogły wyznawać swoją wiarę; wiodło im się nieporównanie lepiej niż na przykład Żydom na chrześcijańskim Zachodzie. Mieli tylko jedną wadę: nie byli rzymskokatoliccy! W oczach Kościoła rzymskiego Palestyna stała się ostatecznie i przy Bożej pomocy "chrześcijańskim Wschodem". W zastępstwie Boga ukarano Żydów za ich winę przy śmierci Pana, przepędzono na cztery wiatry i wydawało się, że nastanie wreszcie spokój. Ale wtedy wystąpił prorok Mahomet, który zapoczątkował nowy ruch religijny, islam, i tym samym zmienił ustanowiony przez Boga porządek. Czyż miał chrześcijanin prosić dzikusów z pustyni o zezwolenie, by móc modlić się w miejscach, gdzie przebywał Pan? - To rzeczywiście przykre! - zakpił mój sekretarz. - Dlaczego Jezus z Nazaretu nie przyszedł na świat w Rzymie?! - Macie pretensję, Williamie, tylko dlatego, że wówczas byłoby wam oszczędzone pisanie historii wypraw krzyżowych! - No dobrze - zgodził się William - wracajmy do naszej historii. Bizancjum potrafiło się dogadać z Fatymidami, panującymi w Egipcie, mimo że w ich ręku pozostawało Jeruzalem. - Słusznie - ciągnąłem dalej - ale potem Cesarstwo Bizantyńskie nękali Seldżucy, którzy występowali ostrzej przeciwko chrześcijanom, przede wszystkim jednak grozili odcięciem Bizancjum od jego posiadłości i kwitnącego handlu w Palestynie. Właśnie to było powodem płaczliwego, skierowanego do Zachodu "chrześcijańskiego wołania o pomoc", nie zaś gnębieni pielgrzymi! - Konstantynopol, wzywając Rzym, przywołał piromana* do gaszenia niewielkiego pożaru. Co z tego wynikło? - Pożoga wypraw krzyżowych! - odpowiedziałem za niego i przejąłem znów inicjatywę. Zacząłem dyktować dalej: "Papież jako pomagający brat wobec osłabionego Wschodniego Cesarstwa. Papież jako wybawca Jeruzalem, Seldżucy bowiem odebrali ją Egipcjanom. Papież jako naczelny wódz całego chrześcijaństwa! Nie cesarz! Każdy powinien to zobaczyć i każdy mógł to zobaczyć. Zrządzeniem losu zarówno niemiecki cesarz, jak i francuski król znajdowali się w owym czasie na wygnaniu, nie mogli więc osobiście stanąć na czele krucjaty. Postarano się zatem, aby inni, wystarczająco godni, uczestniczyli w przedsięwzięciu. Od początku grano znaczonymi kośćmi, ponieważ za plecami Bizancjum i wbrew niemu jako prawowitemu suwerenowi, obiecywano panowanie, feudalne posiadłości i szlacheckie tytuły. Tylko to poruszyło ostatecznie szlachetnych panów, nie zaś żarliwość religijna, tę zachowano dla prostszych umysłów. I tak Anno Domini 1095 zwołano sobór w Clermont, gdzie papież żalił się, zmiękczając i podburzając serca, by wreszcie rzucić hasło «Bóg tak chce» i wybrani kandydaci «spontanicznie» unieśli krzyż". - A my - powiedział William ze zdecydowaniem, któremu nic nie mogłem przeciwstawić - my osuszymy teraz dzban najprzedniejszego wina, który chętnie przyniosę z tawerny. Przerwaliśmy przeto, a mnie naszła wątpliwość, czy dotychczasowe dzieło odpowiada oczekiwaniom pana Ludwika. Chcę przecież jego krucjacie przypisać czyste motywy, ale on nie może żądać ode mnie, sumiennego historyka, żebym organizowane wówczas rozbójnicze wyprawy ogłosił teraz za chwalebne. Wówczas awanturnikami powodowało w głównej mierze pragnienie podboju, wzbogacenia się, a także żądza przygód, zniechęcenie panującym, przygniatającym feudalnym systemem Zachodu i w końcu obietnica odpuszczenia grzechów. Jednak Rzym ze swą doskonałą propaganda fidei*, pragnął wmówić światu coś przeciwnego. Puszczono w obieg straszliwe baśnie o zhańbionych kapłanach i ołtarzach, w sposób nieodpowiedzialny odmalowywano niższej szlachcie, przeważnie nie posiadającej majątków, jakie zdobycze, prebendy oczekiwały ją w Ziemi Świętej, jakby tam nie było żadnych mieszkańców, żadnej szlachty i żadnej administracji, a przede wszystkim prawa zwierzchnictwa ze strony Bizancjum, nie mówiąc już o Bagdadzie, Damaszku i Kairze. Kogo to nie pociągało dostatecznie, na tego czekało darowanie wszystkich grzechów, a także wszystkich długów, zwłaszcza jeśli wierzycielami byli Żydzi. William wrócił i pokrzepiliśmy się przed czekającymi nas trudami