Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

.. - Urwała, odzyskując powściągliwość i postawę kobiety zaprzysięgłej Kościołowi. - Twierdzi, że ma do was sprawę. Ważną sprawę. - Do mnie? - Tak rzadko widywało się zaskoczoną matkę Scholastykę, że Ivar na chwilę zapomniał o własnych kłopotach i pragnieniach. Ważną sprawę? Drzwi się otwarły. Ona nie czekała na zewnątrz. O Pani, czy ona w ogóle nie miała szacunku dla władzy Kościoła? Weszła na czele grupy służących, lordów, dam i bogato odzianych dworzan, prawdziwego stada. Wszyscy śmiali się i gadali, poniewczasie przypominając sobie o szacunku, jaki byli winni wspaniałej opatce, będącej jednocześnie królewską siostrą. Wszyscy pokłonili się lub uklękli, jak przystało. Wszyscy oprócz niej. Ivar gapił się z otwartymi ustami. - O Boże - wyszeptał Baldwin ledwie słyszalnym głosem. - O Boże, oszczędź mi tego. Ona okazała się wielką damą w średnim wieku, wspaniałą szlachcianką odzianą tak okazale, jakby sama była królewską siostrą. Miała wzrost, siłę, wigor i wiele srebrnych włosów; bez wątpienia miała też dzieci starsze od młodzieńców klęczących na podłodze, być może nawet wnuka. Nie była brzydka i obnosiła się z arogancją wielkiej księżnej królestwa tak naturalnie, jak nosiła lekki letni płaszcz, wyszywany pięknie w ptaki i kwiaty, na tunice dojazdy konnej i złoto wykończonych nogawicach, ale nie wzbudzała sympatii. Niewątpliwie nie obchodziło jej, czy ją lubiono; szlachcice jak ona żądali szacunku i zaszczytów należnych ich pozycji, nic więcej, nic mniej. - Kto to jest? - syknął Ermanrich z drugiej strony Ivara. - Margrabina Judith - powiedziała ostro matka Scholastyka. Nie skłoniła głowy na powitanie. Margrabina także nie. Baldwin zakrztusił się cicho, jakby kość utkwiła mu w gardle. Zbladł, choć nawet strach nie mógł zaćmić jego przynoszącej pecha urody. - Witam was - ciągnęła matka Scholastyka cierpko - i ofiarowuję gościnę w Quedlinhamie. Jesteście tu w drodze na dwór króla Henryka? Obawiam się, że królowa Matylda jest zbyt chora, by przyjmować gości. - Zasmucona jestem, słysząc to i będę się modlić za jej szybkie ozdrowienie. - Margrabina Judith mówiła tonem kobiety, która zawsze dostaje to, czego chce i kiedy chce. - Ale do Quedlinhamu sprowadza mnie inna sprawa. Sprawa doprawdy droga memu sercu, jako że jestem już wystarczająco stara, potężna i obdarzona potomkami, aby robić to, na co mam ochotę. „Matka Hugona”. Ivar nie widział w niej podobieństwa do syna prócz wzrostu i niemal pogardliwej wyższości, z jaką spoglądała na opatkę. Obok niego Baldwin drżał jak liść szarpany wiatrem. Matka Scholastyka podniosła otwartą dłoń, aby zachęcić margrabinę do kontynuowania wypowiedzi, ale ta obróciła się i niby bazyliszek przeszywający wzrokiem ofiarę, nim uderzy, popatrzyła prosto na Baldwina. - Przybyłam - rzekła - po mego narzeczonego. Baldwin wybuchnął płaczem. 6. Lavastine zdecydował się rozbić obóz na niskim wzgórzu, oddalonym o milę od Gentu. Stał z dłonią na ramieniu Alaina, patrząc na pola, które dawno zdziczały, a młoda pszenica i żyto na próżno usiłowały przebić się przez masę chwastów. W oddali widać było stada krów i owiec, ale wszystkie o kawał drogi od pozycji Lavastine’a. Eikowie widzieli, gdzie znajdowała się armia. - Sądzisz, że Eikowie pozwolą nam czekać? Lavastine nie odpowiedział od razu. Poniżej żołnierze zaczęli kopać okopy w połowie wzgórza. Za nimi rozbrzmiewały uderzenia toporów; na płaskim szczycie wzgórza ścinano drzewa. - Popatrz tam - Lavastine wskazał pola przed nimi i odległe stada. - Intensywnie tu wypasali. Eikowie przekształcili te dobre ziemie w pastwisko. Dziwne, są do nas tak podobni, a jednocześnie tak różni. - Wschodni brzeg był szaroniebieski, horyzont znaczyły chmury, a mgła podnosiła się wzdłuż brzegu rzeki, szczególnie wokół dalekich murów miasta i kwadratowej wieży katedry. - Chodź. - Ojcze, czy to rozsądne, abym brał udział w naradzie wojennej? A jeśli książę Eików widzi moje życie w swych snach tak, jak ja widzę jego podczas godzin spoczynku? Za plecami Lavastine’a słońce zniżało się ku horyzontowi, poznaczonemu tutaj wierzchołkami drzew, które wskazywały, gdzie zaczynał się wyższy teren nad korytem rzeki. Płonęły ognie, dym wznosił się w niebo, oznajmiając ich obecność. Wraz z zapachem pieczonego mięsa i z tym nagłym, ostrym przeniesieniem zmysłów Alain poczuł syczenie ognia i smak soków, spadających by zasyczeć i wyparować na drewnie, spalonym w masę żarzących węgielków. Muchy kłębiły się nad resztkami padliny; Alain szarpnął się, próbując strzepnąć je z ramienia, nim się powstrzymał; kupa odpadków nie była widoczna z hrabiowskiego namiotu. Piąty Syn obdarował go nadnaturalnie czułymi zmysłami, podobnie jak wymieniając z Alainem krew wiele miesięcy temu, dał mu zdolność widzenia w snach fragmentów swego życia. Lavastine wpatrywał się w miasto na wschodzie, które teraz było prawie niewidoczne z powodu mgły i zapadającego zmierzchu. Jego uśmiech był wąski jak błyski na rzece. - Będziesz uczestniczył w radzie, jak przystoi młodemu lordowi, który pewnego dnia przejmie wielką odpowiedzialność, zostając hrabią Lavas. - Kiedy używał tego tonu, Alain dobrze wiedział, że spory nie miały sensu. Razem wrócili do namiotu, w którym czekali już kapitanowie armii