Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- Czy ty, Dobry Magu Humfreyu - kontynuował zaślubiny, zbliżając się już do końca - bierzesz sobie tę ponętną, beztwarzową niewiastę, Gorgone, na swą... - Tu zawahał się, bo w tekście ujrzał: za kulę i łańcuch. Należało to złagodzić: - Za swą prawnie zaślubioną małżonkę, by ją kochać i szanować, dusić, aż... hmmm... w zdrowiu i chorobie, przez te parę nędznych lat, które ci pozostały, zanim wykitujesz... hmmm... zanim obydwoje staniecie się gnijącymi zombi... zanim śmierć was nie rozdzieli? - Tracił wątek właściwego tekstu. Dobry Mag zastanowił się. - No cóż, ma to swoje dobre i złe strony... Władca Zombich trącił go łokciem. - Trzymaj się tekstu. Humfrey wyglądał buntowniczo, lecz w końcu wydusił: - Tak sądzę. Dor zwrócił się ku Gorgonie. - A czy ty, paraliżująca istoto, bierzesz sobie tego pokrzywionego, starego gnoma... Hmmm, znowu błędny tekst! Jakiś stwór wśród gości parsknął rubasznym śmiechem. - Bierzesz Dobrego Maga Humfreya... - Tak, biorę! - rzekła. Dor sprawdził tekst. Uznał, że jest chyba właściwy. - Kajdany... O, nie! Władca Zombich uroczyście wyjął pierścień. Oko otwarło się na jego obrzeżu. Czarnoksiężnik spojrzał groźnie na Hiatusa i oko zniknęło. Podał pierścień Humfreyowi. Gorgona uniosła swą nieskazitelną rękę. Wężyk zasyczał. - Hej, nie chcę, aby mnie wsunięto na ten palec! - zaprotestował pierścień. - To niebezpieczne! - Czy wolisz być rzucony na pożarcie zombi węża morskiego? - warknął na niego Dor. Pierścień umilkł. Humfrey wsunął go na palec Gorgony. Oczywiście wybrał niewłaściwy palec, ale czule go poprawiła. Dor wrócił do poradnika. - Ogłaszam was gnomem i potw... uh, mocą władzy nadanej mi jako Królowi Złodziei... uh, Królowi Xanth, ogłaszam was Magiem i żoną. Drżąc z ulgi, że dobrnął do końca pomimo zdradzieckiego tekstu, Dor czytał dalej: - Teraz możesz odejść, zgrzycie.( Rozległ się przeraźliwy dźwięk... Odczytał ostatnie słowa: - Uh, gęsia falo. (( - Dało się słyszeć błotniste chlapnięcie obrażonej wody odpowiadającej na zniewagę. Uhh... Gorgona objęła Humfreya, odrzuciła welon i pocałowała męża. Rozległy się oklaski, a z dali dobiegło ponure wycie. To potwór morski opłakiwał utratę niewinności przez Dobrego Maga Humfreya. Millie była wściekła. - Niech was tylko złapię, Hi i Lacky... Ale oba małe skrzaty już uciekły. Goście weselni przeszli do pomieszczeń recepcyjnych, gdzie ulokowano bufet. Rozległ się krzyk. Millie spojrzała i zbladła; przez chwilę wyglądała tak, jak wtedy, gdy była duchem. - Jonathanie! Jak mogłeś! - No cóż, ktoś przecież musi podawać ciasta i poncz - powiedział niepewnie Władca Zombich. - Wszyscy inni już byli zajęci, a nie mogliśmy przecież obarczać tym gości. Dor zajrzał tam. No oczywiście, zombi w smokingach i uroczystych szatach serwowały przysmaki. Gnijące szczątki mieszały się z ciastem, a żółtawa ciecz kapała do ponczu. Goście mieli coraz mniejszy apetyt. Zgromadzone stwory, stwierdziwszy, że Humfrey nie przemienił się w kamień, chociaż skamieniał na ten widok, miały wielką ochotę ucałować pannę młodą. Nie spieszyło się im do bufetu. Ustawiła się długa kolejka. Millie ujęła Dora za łokieć. - To było znakomite, Wasza Wysokość. Domyślam się, że mój mąż ma cię zastępować przez czas twojej wyprawy na Wyspę Centaura. - On? - zapytał, ale natychmiast pojął piękno i prostotę tego rozwiązania. - Jest Magiem! Byłby wspaniały! Wiem jednak, że nie lubi zajmować się polityką. - Cóż, skoro i tak mamy się tam udać z wizytą, by odwiedzić duchy i zombi, nie jest to właściwie polityka. Dor zdał sobie sprawę, że Millie ułatwiła mu wyjście z sytuacji. Tylko ona mogła nakłonić Władcę Zombich, by pełnił obowiązki Króla - nawet chwilowo. - Dzięki. Sądzę, że duchy polubią bliźnięta. Uśmiechnęła się. - Ściany mają uszy. To dar Hi! - Pewno, że mają! - Przyłączmy się do potworów - powiedziała, opierając się na jego ramieniu. Jej dotkniecie wciąż budziło w nim dreszcze, może nie tylko z powodu jej zdolności magicznych. - Co u Iren? Sądzę, że pewnego dnia uczyni z tobą to, co my, kobiety, zawsze czynimy z Magami, - Czy kiedykolwiek pomyślałyście o tym, małe konspiratorki, że mogą mieć inne plany? - zapytał Dor, rozdrażniony pomimo tego, jak na niego działała. Może chciał w ten sposób zneutralizować nie dozwolony pociąg do niej? Na pewno nie wyglądała na osiemset lat! - Nie, nigdy na to nie wpadłyśmy - odparła. - Zdaje ci się, że masz jakąś szansę ucieczki? - Wątpię - rzekł. - Ale najpierw musimy się zająć tym tajemniczym Magiem na Wyspie Centaura. I mam nadzieję, że Król Trent wkrótce powróci. - Ja również - dodała Millie. - I Królowa Iris. Była jedną z tych, którzy pomogli mi powrócić do życia. Ona i twój ojciec. Nigdy nie zdołam się im odwdzięczyć. Tobie także, Dor, za to, że zwróciłeś roi Jonathana. Zawsze nazywała Władcę Zombich jego właściwym imieniem. - Cieszę się, że mogłem to uczynić - powiedział Dor. Wtem znaleźli się w tłumie zaproszonych stworów i Dor z konieczności poświecił się towarzyskim obowiązkom. Każdy, chciał porozmawiać z Królem. Dor nie umiał za bardzo bawić gości; prawdę mówiąc, czuł się równie niezgrabnie, jak Dobry Mag Humfrey na swoim własnym weselu. Jak to właściwie jest, ożenić się? - Dowiesz się! - powiedziała mu, chichocząc złośliwie książka, którą wciąż trzymał w ręku. 4
-
WÄ…tki
- Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- W chwili kiedy krewny, przybyBy na widzenie z wizniem, znajdzie si ju| w siedzibie Trzeciego OddziaBu, sprawujcego piecz nad danym obozem, musi podpisa zobowizanie, |e po powrocie do miejsca zamieszkania nie zdradzi si ani jednym sBowem z tym, co przez druty nawet dojrzaB po tamtej stronie wolno[ci; podobne zobowizanie podpisuje wizieD wezwany na widzenie, zarczajc tym razem ju| pod grozb najwy|szych mier nakazanija (a| do kary [mierci wBcznie) |e nie bdzie w rozmowie poruszaB tematów zwizanych z warunkami |ycia jego i innych wizniów w obozie
- Więc przyszliście pieszo z braku pieniędzy? NIEZNAJOMY Taak! MATKA (uśmiecha się) I pewnie nic nie jedliście? NIEZNAJOMY Taak! MATKA Bardzo pan jeszcze...
- Orygenes Talk więc dręczące Platona pytanie z Eutyjrona — czy bogowie miłują to, co święte, ponieważ jest święte, czy też jest ono święte dlatego, że bogowie je miłują? —...
- Leżąc wieczorem ze wzrokiem wbitym w gasnące węgle, zastanawiałem się, jakich narzędzi należy użyć, żeby wyciąć w żywopłocie przejście, i gdzie te narzędzia zdobyć...
- Skoro bowiem od długiego czasu nie znali ni nazwy, ni faktu niewątpliwej klęski, więc ten nagły cios znosili bez opanowania i odpowiedniej postawy...
- Więc co robić? — Masz rację! Co robić? Co robić? — mruczał towarzysz i z powrotem położył się na łóżko...
- Pozbawione szacunku i największych źródeł dochodu istoty chwytały się więc czego tylko mogły, byle tylko zdobyć jakieś środki do życia...
- Isser przesłał wiadomość, że chce jak najszybciej wi dzieć się ze mną i Uzim, zanim więc zdążyliśmy odsapnąć, Dawid już miał na sobie fedorę i wełniany płaszcz...
- Nie: ani jedna linijka jego dawnych listów i ani jeden moment z jej własnej i niena- wistnej młodości nie dały jej odczuć, że wtorkowe wieczory mogą być tak nużąco rozwlekłe...
- "Nic nigdy nie dzieje się tak, jak tego oczekujesz - wymamrotał Lews Therin - Nie oczekuj więc niczego, a wówczas nie zostaniesz zaskoczony...