Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- Obecny tu mój współpracownik był także oficerem lotnictwa w czasie wojny, jest kawalerem najwyższych orderów, a przede wszystkim jest angielskim dżentelmenem. Mimo to nie mogę panu obiecać nic więcej poza tym, że nikt nigdy nie dowie się ani jednego słowa z tego, co padnie tu pomiędzy nami, o ile pani Dodd jest niewinna. W przeciwnym wypadku obowiązany jestem powtórzyć prawną formułkę: "Jest pani podejrzana o zamordowanie Stefana Vincy i ostrzegam panią w imieniu prawa, że od tej chwili każde słowo przez panią wypowiedziane może być użyte przeciwko pani. Zwracam pani także uwagę, że nie musi pani składać żadnych zeznań przed porozumieniem się ze swoim adwokatem..." - Rozłożył ręce. - Występuję w imieniu prawa, proszę pana. W tej sytuacji nic więcej nie mogę dodać. - To wystarczy - sir Thomas skinął głową. - Muszę zaufać panom i cieszę się, że odpowiedział mi pan właśnie tymi słowami. To było uczciwe... - Spojrzał na żonę. - Może wolisz położyć się, kochanie? Parker ze zdumieniem uniósł brwi, ale pani Dodd uprzedziła go. - Nie. Zostanę. Jeżeli mamy przejść przez to, zróbmy to razem. - Dobrze - sir Thomas skłonił głowę. - Żebyście panowie mogli zrozumieć to, co się stało dzisiejszego wieczoru, musimy cofnąć się dwadzieścia kilka lat wstecz. Byłem kolegą szkolnym Stefana Vincy... - Zastanowił się. - Byłem nie tylko jego kolegą szkolnym, ale przyjacielem. Byliśmy nierozłączni. Związało nas najsilniej wspólne umiłowanie teatru. Razem bywaliśmy na wszystkich przedstawieniach, razem założyliśmy kółko dramatyczne w szkole, którego byliśmy obaj podporami, bo może wyda się to panom śmieszne, ale i ja posiadałem podobno duży talent aktorski. Po ukończeniu szkoły odjechałem do Oxfordu, bo ojciec mój, który był archeologiem, nie chciał słyszeć o tym, abym występował na scenie. Zresztą archeologia także mnie pociągała od dziecka. Dom nasz żył życiem dawnych wieków i pełno w nim było skorup, posążków i sprzętów, które ojciec nauczył mnie rozumieć i kochać. Vincy natomiast rozpoczął starania o zaangażowanie się w jakimś teatrze. Kiedy rozstawaliśmy się wówczas, zamówiliśmy owe dwa sztylety. Było to bardzo młodzieńcze zapewne, ale miały one oznaczać, że zawsze w życiu może każdy z nas liczyć na przyjaźń drugiego. Stefanowi udało się zaangażować gdzieś na prowincji, a później, kiedy ja ukończyłem Oxford, znalazł się w Londynie, ale szło mu nieszczególnie. Bywał wtedy u mnie często. Po śmierci ojca odziedziczyłem ten dom i niewielki majątek w gotówce. Stefan mieszkał u mnie przez pewien czas, żywiłem go, "kiedy brakowało mu pieniędzy (a brakowało mu ich ciągle), i starałem się podtrzymywać naszą przyjaźń, jak umiałem. Tak było do chwili, kiedy poznałem Angelicę Crawford, dziewczynę, w której zakochałem się i z którą zapragnąłem się ożenić; ona także mnie kochała. Wtedy stało się coś, co położyło cień na całym naszym życiu, cień, który w tej chwili zalega znów ten pokój. Oczywiście poznałem ich oboje z sobą, wierząc, że mój jedyny przyjaciel i moja jedyna dziewczyna zostaną także przyjaciółmi. Tak się stało. Stało się nawet więcej. Pewnego dnia Angelica napisała do mnie krótki list, którego treść uderzyła we mnie jak piorun. Odeszła ode mnie do Stefana. Zniosłem to, bo musiałem to znieść. Stefan wyprowadził się ode mnie nieco wcześniej. Nie szukałem go już. Zresztą szybko nazwisko jego zaczęło nabierać rozgłosu. Minęło pół roku, potem przeszedł rok. Pewnego dnia znalazłem się na południu Anglii. Rozkopywaliśmy jakieś druidyczne wzgórze, niedaleko małego miasteczka, w którym zamieszkali członkowie wyprawy. Tam zobaczyłem Angelicę. Spotkaliśmy się na ulicy. Chciała wyminąć mnie. Zatrzymałem ją. Nie wiedziałem jeszcze o niczym. Zapytałem o Stefana... Dowiedziałem się prawdy. Wraz z dzieckiem, małą, dwumiesięczną dziewczynką mieszkała teraz u starej ciotki, której powiedziała, że jest wdową, bo mąż zginął tuż po ślubie w wypadku samochodowym. Poszedłem tam. Stanęliśmy nad kołyską tego dziecka i spojrzeliśmy na siebie. Kochałem ją nadal. Myślę, że i ona kochała mnie nawet wtedy. Ale patrzyliśmy na siebie jak rozbitkowie po burzy, która uniosła ich dom i wszystkie nadzieje. A między nami leżało to maleństwo, śpiące dziecko. Dziecko jej i Stefana Vincy, który rzucił ją i nie zatroszczył się nawet, co się stało z nią i jego córeczką. Nie ożenił się z nią oczywiście. Rósł wówczas. Na cóż było mu obarczanie się rodziną w owym okresie?... Później pobraliśmy się. Wyjeżdżałem akurat z wyprawą do Egiptu. Spędziłem tam dwa lata. Angelica i mała pojechały innym okrętem. Ślub wzięliśmy w Kairze, niemal po kryjomu. Później urządziłem to tak, że Anna uzyskała o półtora roku późniejsze dokumenty. W końcu trudno jest powiedzieć, czy dziewczynka ma trzy, czy cztery i pół roku. Egipt pomógł. Nikt nie zorientował się w niczym. Byłem zresztą wówczas młodym, nie znanym nikomu pracownikiem naukowym. Nikt nie interesował się moim życiem. Podróżowałem za to wiele po świecie, a nikt nie miał powodu przypuszczać, że Anna nie jest moim dzieckiem. Mijały lata, minęło ich prawie dwadzieścia, i właśnie teraz, kiedy umarł kuzyn mojego ojca pozostawiając taką olbrzymią fortunę, Vincy odezwał się. Znał prawdę, chociaż go ona nie obchodziła. Spotkał kiedyś Angelicę na ulicy i z wesołym uśmiechem zapytał, jak się jej powodzi. Może źle zrobiła, że powiedziała mu całą prawdę i potraktowała go jak nicponia, którym zresztą był. Vincy próbował coś jej tłumaczyć, ale odwróciła się i odeszła. Myślę, że ucieszyło go to. Od owej chwili minęło kilkanaście lat. W zeszłym tygodniu zatelefonował do Angeliki, żądając widzenia się z nią. Kiedy odmówiła, zagroził ujawnieniem wszystkiego. Anna, oczywiście, nie ma pojęcia, że jest... że łączą ją z nim jakieś węzły pokrewieństwa. Jestem jej ojcem i Bóg mi świadkiem, że zasłużyłem na tę nazwę bardziej nie tysiące innych ludzi... Angelica powiedziała mi o telefonie Vincy'ego. Zastanawialiśmy się, co zrobić. Najwyraźniej spóźnione uczucie ojcowskie obudziła w nim notatka prasowa o spadku Anny. Ale Vincy był w bardzo korzystnej sytuacji. Po pierwsze mógł rozgłosić całą sprawę, powodując wielkie nieszczęście dla naszego domu, bo myślę, że dla dziewczyny byłby to straszny wstrząs, tym bardziej jeżeli ojciec jej okazałby się takim nikczemnikiem
-
WÄ…tki
- Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- Uderzenie komety w Ziemię wywołuje różne skutki uboczne, między innymi może w wielkim stopniu naruszyć równowagę klimatyczną; naruszenie równowagi wywołuje...
- Nie powiedziałem sobie: „Teraz go już nigdy nie zobaczę”, albo „Teraz już nigdy nie uścisnę mu ręki”, ale: „Teraz go już nigdy nie usłyszę”...
- A cóż powiedzieć o filozofii, o metafizyce? Zmieciona, unicestwiana dzień po dniu i to z najrozmaitszych powodów: przez empirystów XVIII wieku, przez He-gla, przez Marksa,...
- Nowy minister spraw zagranicznych Ottokar Czernin nie wahał się powiedzieć: „Monarchia prowadzi wojnę obronną i osiągnie wiele, jeśli ukończy wojnę zachowując...
- Nazimow zawołał: „Cyt!", ale już było za późno; tego, com powiedział, było dosyć dla uspokojenia Owsianego, który i tak miał mi za złe, żem się wygadał o naszej...
- Trudno to pojąć: cóż może być bardziej przydatnego w życiu od chwytnych kończyn, także w walce, także na polowaniu? A tymczasem coraz mniejsze łapki przednie tyranozaura...
- Może się spełnią moje życzenia, Czytelnikom tego samego, Do Siego Roku — tymczasem żegnam, werbel, bębny, do widzenia! Pański Lord Paradox — do wiadomości: WP Rok...
- Jeśli można by słowami ująć trafnie ówczesny Jej stan w obozie, powiedzieć bym mogła, że właściwie tylko ciałem była z nami, duchem już nieziemska...
- Siostra Morrisa Steina, Fania, bogata chuda brunetka w wieku może trzydziestu pięciu lat, która była zagorzałą pacyfistką, dała mu do przeczytania Tołstoja i Kropotkina...
- W zakres subiektywnej oceny jakości życia może wchodzić percepcja możliwości kontaktu z otoczeniem i korzystania z niego, ocena szans rozwoju osobistego, poczucie własnej...