Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Droga umożliwiła sprowadzenie towarów z żyźniejszych terenów rozciągających się na wschodzie i zachodzie; oznaczało to również możliwość uzyskania przez Podziemie informacji z innych wielkich portów prowincji, Altonbridge i Klevemouth. Początkowo nadchodziły sprzeczne wieści, lecz w końcu potwierdzono informację, że również i tam rozprawiono się z Gildią. Resztki organizacji poddały się; niektórym pozwolono nawet włączyć się w dzieło odbudowy. Zagrożenie ze strony Gildii zniknęło na zawsze. Z Altonbridge doniesiono, że statki z sąsiednich krajów wpłynęły do portu. To dodawało otuchy - i stanowiło jeszcze jeden znak, że powraca zaufanie i że handel zostanie wznowiony. Jeden z obcych okrętów przypłynął z odległej krainy zwanej Quaid i kiedy Gemma dowiedziała się o tym, wstrząsnęła nią tajemna radość. Zagadkowy przypis, który przeczytała w jednej z bibliotek latającego miasta, stał się faktem. Jordan oświadczył publicznie, że nikt nie będzie głodował, i dotrzymał obietnicy. Przez jakiś czas wielu prawie głodowało, ale ani razu nie doszło do wybuchu rozpaczy. Jednak początkowy brak żywności pogorszył jeden z najbardziej palących problemów miasta. Wielki Nowy Port nigdy nie należał do najzdrowszych miejsc, nawet w spokojniejszych czasach, a teraz połączenie skutków walk z letnim upałem spowodowało rozwój epidemii. Infekcje rozprzestrzeniały się szybko, a wysiłki, by uwolnić miasto od śmieci i robactwa, zakończyły się tylko częściowym sukcesem. Pomoc nadeszła z nieoczekiwanej strony. Myrkety zdawały sobie sprawę z niebezpieczeństwa, jakie wynikało z częstego mylenia ich ze szczurami. Dlatego też z wielkim zapałem starały się pokazać, że są użyteczne pomagając usunąć z podziemnych przejść te szkodliwe gryzonie. Gemma pouczyła je, co mają robić, lecz że czekały na nie jeszcze inne zadania, pozostawiła je, by pracowały wspólnie z żołnierzami z Mrocznego Królestwa. J’vina znajdowała szczególną przyjemność w polowaniu i była dumna z coraz większej zażyłości z klanem. Gorąco pragnęła posiąść umiejętność telepatycznego porozumiewania się z tymi energicznymi małymi stworzeniami, i aby wynagrodzić sobie ten brak, robiła wszystko, by zapoznać się z ich zwyczajami, zespołowym działaniem i innymi sposobami porozumiewania. Ze swej strony myrkety zaakceptowały J’vinę jako przyjaciela klanu i przekazywały Gemmie radosne meldunki o wspólnych sukcesach, gdy ta tylko znalazła sposobność, by złożyć im krótką wizytę. Któregoś razu Gemma uzyskała nieoczekiwaną możliwość wejrzenia w życie zarówno myrketów, jak i mieszkańców Mrocznego Królestwa. ...a potem tłusty piskacz wbiegł do nory - meldował Ed. „Tłusty piskacz” był nazwą, jaką klan określał szczury. Gdzie krzywe jedzenie zjadło go - dodał Ox z wyraźnym zadowoleniem, że wąż wykonał za nich robotę. Wygoniliśmy krzywe jedzenie - ciągnął dalej Ed - i J’vi ugryzła je swoim twardym pazurem. Myrkety nie mogły zaakceptować pełnego imienia J’viny, uznając je za zbyt długie i niejasne. Jednak wyraźnie szanowały siłę jej „twardego pazura”, czyli miecza. Przyjaciółka klanu szybka - zakończyła Av. - Porusza się z nami. Co chcesz przez to powiedzieć? - zapytała Gemma. Odpowiedź okazała się dla klanu trudna. Dopiero Ox, przywódca myrketów, podjął się w końcu próby wyjaśnienia. Klan walczy, J’vi walczy. Poruszając się w środku tak samo. Świdrujące czarne oczka wpatrywały się w Gemmę z uwagą i ciekawością. Najwyraźniej klan wiedział dokładnie, co miał na myśli Ox, lecz pragnął, by ich przyjaciółka również to zrozumiała. Myrkety wciąż jeszcze nie rozumiały znaczenia ludzkich gestów i mimiki, wciąż więc obserwowały ją niezwykle uważnie. Początkowo Gemma była zakłopotana, lecz po chwili błysk zrozumienia skierował ją na właściwy trop. Zwróciła się do J’viny. - Skąd wiedziałaś, że wąż wypełznie z nory... z dziury, chciałam powiedzieć? Wojowniczka milczała. — Po prostu wiedziałam - przyznała w końcu z wahaniem i dodała: - Obserwowałam klan tak długo, że mogłam przewidzieć, co planują. Przypuszczam, że musiałam też interpretować ich okrzyki i odgłosy dobywające się z dziury. — Zatem działałaś odruchowo? — Niezupełnie. - J’vina znowu przerwała. - Coś wewnątrz mnie kazało mi się poruszyć. Po prostu wiedziałam, czego się spodziewać. Taki sam wewnętrzny impuls - pomyślała Gemma. - To się czasami zdarza również w naszej grupie - ciągnęła dalej wojowniczka. - To dlatego, że znamy się tak dobrze. I właśnie dlatego tworzymy zespół - jak myrkety. Echa magii - zadumała się Gemma. Dlaczego tylko niektóre grupy potrafią wykorzystać je w pełni? — Ale nie tak dobry? - rzekł D’vor, uśmiechając się w mroku. — Nigdy nie będziemy tak dobrzy jak one - odparła z powagą J’vina. - Są wyjątkowe. — Ale my umiemy robić rzeczy, których one nie potrafią - wytknął jej V’dal. — To tylko fizyczne ograniczenia - sprzeciwiła się J’vina. - Działają jak jedność, jak gdyby cały klan miał jeden umysł. Nigdy nie będziemy w stanie tego skopiować. Nie bądź taka pewna - pomyślała Gemma, lecz nic nie powiedziała. Idee zaczynały się dopiero tworzyć i nie były jeszcze na tyle gotowe, by mogła przedstawić je innym. — Jedność z takim umysłem jak twój może odebrać odwagę - odezwał się złośliwie V’dal. - Nie jestem pewien, czy mam na to ochotę! — Ja też - dodał Clin. - Moglibyśmy się dowiedzieć, co naprawdę o nas myślisz! — - Mówiłam wam to aż nadto często - odcięła się J’vina, porzucając poważny ton. - Jesteście zgrają niekompetentnych prostaczków, którzy dotarli tak daleko tylko dlatego, że j a jestem tutaj, by was chronić. Obrzuciła ich groźnym spojrzeniem, prowokując do sprzeciwu. — Mówisz prawdę, o Wielka Wojowniczko - zadeklamowała Ctis, składając głęboki ukłon w udawanym hołdzie. J’vina skwitowała to wszystko nonszalanckim machnięciem ręki, lecz wkrótce już się śmiała; obserwujące je myrkety spróbowały naśladować gesty obu kobiet. Rezultat był komiczny