Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Nocą wmawiasz sobie, że wycie i skowyt dochodzące z ziemi niczyjej to tylko psy. Trudniej to sobie wmówić, gdy jeden z psów zaczyna się nagle modlić. Tej nocy Jakub ściągnął do okopów dwóch rannych i właśnie szukał kolejnego. W świetle racy ujrzał dwóch martwych sanitariuszy, nosze i zabandażowanego człowieka na noszach - niezwykłe w tym było tylko to, że wszyscy trzej mieli ręce, nogi i głowy. Zanim raca zgasła, zobaczył, że ten zabandażowany się rusza. Podszedł bliżej i stwierdził, że jednak nie, że facet nie żyje, że to tylko szczury przewróciły go w trakcie uczty. Poszedł dalej, bawiąc się w ciuciubabkę, nasłuchując dźwięków, które nie byłyby szelestem liści lub odgłosem przeżuwania. Nagle ktoś cicho zaskomlał. Jakub przystanął, ukucnął, pomacał na oślep w poszukiwaniu rąk, nóg i wnętrzności (jeśli wnętrzności są całe i tylko odsłonięte, warto nieszczęśnika zabrać, w przeciwnym razie trzeba go po cichu dobić). Ten żołnierz był nawet w niezłym stanie, chociaż nie mógł chodzić, więc kiedy na pytanie Jakuba „Jak się masz, stary?” - odpowiedział: Ich will nicht sterben, biłte, ten przerzucił go sobie przez ramię i poszedł na wschód. Gdy dotarł do niemieckich okopów, ranny krzyknął: Nicht schiessen! Nicht schiessen!, a wówczas Jakub położył go na ziemi metr od przedpiersia i wrócił na swoją stronę. Mógł to robić tylko dlatego, że zawarł ze sobą pakt: nie będzie próbował ani zginąć, ani przetrwać. Mógł to robić, ponieważ bardzo współczuł ludziom, których ratował. Ludzie ci podzielali najsmutniejsze i najgłupsze ze wszystkich pragnień: pragnienie życia. Bobbseyowie w domu Pewnego wieczoru Katarzyna każe im pobawić się samym, ponieważ musi skończyć list do tatusia; „...w szkole jest świetnie, kupa zabawy...” Doszło do tego, że trajkotanie sióstr mniej ją rozprasza niż ich pełne napięcia milczenie. Franciszka siedzi na koźle krytego wozu, który zrobiły z kapy. - Kiedy dorosnę, będę miała tyyyyle włosów. Będę wszystkimi rządziła, śpiewała i jadła cukierki. Mercedes jest pionierką Dzikiego Zachodu, matką dzieciom. - Ja też. I jeszcze pojadę do Starego Kraju, żeby odwiedzić sini i dżiddi. - Ja też. Katarzyna podnosi głowę znad listu. - Przecież ich tam nie ma. O czym wy mówicie? Franciszka cmoka na konie, Mercedes tuli małpkę i odpowiada: - Są, ponieważ dorobili się i... - Ale zapomnieli o owocach i brylantach i musieli... - Akurat - przerywa im Katarzyna. - Oni mieszkają tutaj, w Sydney. Franciszka mruga i konie znikają. Dzieci w ramionach Mercedes ziębną, by znowu stać się gumą i porcelaną. - Musia mówiła... - Nie obchodzi mnie, co mówiła. Oni mieszkają w Sydney i wszystkich nas nienawidzą. Są głupimi idiotami i lepiej nam bez nich. - Katarzyna rzuca ołówek na biurko i wstaje. - Co poczytamy? Franciszka szuka pomocy u Mercedes. - Czasopismo - wybiera Mercedes. - Nie - oznajmia Katarzyna. - Czerwone pantofelki. - Tak, tak - cieszy się Franciszka. - I obcinają jej stopy! Mercedes wybucha płaczem. Po chwili dołącza do niej Franciszka. - Nikt nie obcina jej stóp - mówi Katarzyna. - A właśnie, że obcina - szlocha Franciszka. - Właśnie, że obcina. - Tak, obcina - zawodzi Mercedes. - Jeśli mówię, że nie obcina, to nie obcina - powtarza Katarzyna. Ale siostry nie dają się pocieszyć. Tulą się do siebie, płaczą i chcą do Musi. - Ale z was beksy. Chodźcie, poczytamy coś innego. Wyciera im nosy, daje Franciszce szczotkę do włosów, bierze Mercedes na kolana. - Możemy dziś z tobą spać? - No dobra, właźcie. - Hurrra! A kiedy już się wygodnie ułożą: - A teraz zamknijcie się i posłuchajcie. Bobbseyowie nad morzem... Katarzyna czyta cudownie, bo potrafi naśladować różne głosy i akcenty. -„Ani mru-mru, musimy jechać dalej! - krzyknęła Dinah, wsiadając do wielkiego wagonu. Dinah, czarna pokojówka, mieszkała z ich rodziną od tak dawna, że dzieci nazywały ją Dina Bobbsey, chociaż tak naprawdę nazywała się Sam Johnston”. Na dole Materia rozprostowuje ręce przed wielkim sprzątaniem i pieczeniem. Dzisiaj dostała telegram. Jakub wraca do domu. Buty Zimnym kwietniowym rankiem roku tysiąc dziewięćset siedemnastego pewien francuski żołnierz natchnął Jakuba pomysłem szycia butów. Było to pod Vimy. Chudy jak szkielet Francuz wyszedł z mgły, mlaszcząc bosymi stopami w żółtym szlamie, w którym Jakub szukał rannych. Francuz wbił mu kciuki w tchawicę, zanurzył głowę w błoto, przytrzymał i zaczął rozcinać sznurowadła jego wojskowych trzewików. Jakub wyszarpnął się i zadźgał go bagnetem. Na szczęście nikt tego nie widział - Francuzi byli naszymi sojusznikami. Od tej chwili Jakub myśli tylko o butach. Jedynie to może zagłuszyć zgrzyt bagnetu między kostropatymi żebrami Francuza i przesłonić widok jego rozrzuconych jak u stracha na wróble rąk, gdy Jakub się w końcu uwalnia, by przebić go ostrzem - w brzuch i do góry, chłopcy, w brzuch i do góry. Liczą się buty. Bardziej niż broń, żywność czy wojskowa strategia. Zwyciężymy, ponieważ nasze buty są lepsze, ponieważ mamy ich więcej: buty piszą historię. Dzięki ciepłym, suchym stopom mogliby zabijać nas dłużej niż my ich. Kiedy zużyją im się buty, przestaną pędzić falami na nasze karabiny maszynowe i złożą broń