Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Ale wy wiecie lepiej, oczywiście. Ależ był wściekły! Uznałem, że to niedorzeczne, i odszedłem, nie dziękując mu. Ale przypomniawszy sobie jedną szalenie ważną kwestię, szybko wróciłem. – Czy ktokolwiek rozmawiał z Jordanem? – zapytałem – Ja powiedziałem mu, że jest wszą. – Ale nie było żadnej dłuższej rozmowy? Nikt mu nie doniósł najświeższych plotek? – O ile wiem, nie. – To dobrze. Zdałem sobie sprawę, że łatwiej będzie mi go przesłuchać, jeśli pozostanie nieświadomy ostatnich wydarzeń w Świętym Oficjum. Wiedziałem też, że mniej byłoby ryzykowne, gdybym przeprowadził to przesłuchanie w dolnym donżonie. Poszedłem więc do skryptorium, powiedziałem Durandowi o zmianie planów i przeszukałem biurko brata Lucjusza, chcąc odnaleźć list z Katalonii. Został napisany przez biskupa Leridy, który wraz z miejscowym bajlifem aresztował Jordana Sicre i skonfiskował jego własność. Powiadomiono mnie, że więzień używał fałszywego nazwiska, oskarżył kilku swych sąsiadów o to, że są heretykami, a także wspomniał o Doskonałym, uciekinierze z mojego własnego więzienia, ostatnio rezydującym w diecezji Lerida, który tymczasem, niestety, zbiegł. Przez chwilę zastanowiłem się, gdzie może być teraz „S”. Gdziekolwiek był, życzyłem mu wszystkiego dobrego. – Ojcze? Podniosłem wzrok. Durand wciąż ślęczał nad swoim biurkiem, pióra i pergamin leżały przed nim schludnie. Podrapał się po swojej niezbyt wydatnej szczęce, a ja czekałem. – Ojcze, muszę wam coś powiedzieć. Brat Lucjusz zaczął pracować bardzo niechlujnie. – Pracować niechlujnie? – Spójrzcie – zwracając moją uwagę na przygotowane do wpięcia arkusze spiętrzone na podłodze. Durand wskazał nierówność tekstu, a także zawarte w nim pomyłki. – Widzicie: hoc zamiast haec, jakby ich nie rozróżniał. – Tak, widzę – widziałem i byłem zdumiony. – Ależ on zawsze pracował znakomicie! – Już tak nie jest. – Już nie. To bezsprzeczne. – Strapiony, zwróciłem pokazany dokument memu towarzyszowi. – To bardzo niepokojące. Powinienem był zauważyć to wcześniej. – Byliście zajęci innymi kwestiami – odpowiedział Durand (nieco wielkodusznie, jak myślę). – Jedynie kiedy się z nim pracuje, widać to wyraźnie. – Mimo to... – zastanawiałem się przez chwilę. – Zauważyłeś może, z czego wynika ta zmiana? – Nie. – A może jego matka... wiesz coś, że jego matka zachorowała albo... – Być może. – A powiadomiliście ojca Piotra Juliana o tym problemie? Durand się zawahał. – Nie, ojcze – powiedział w końcu. – Brat Lucjusz to dobry kolega. A ojciec Piotr Julian jest taki... cóż... – Nietaktowny – dopowiedziałem. – Niewrażliwy. – Mógłby ujawnić, że ja byłem pomocny... – W istocie – zrozumiałem doskonale. – Nie obawiaj przyjacielu. Poradzę sobie z tym sam, a twoje imię nie stanie wspomniane. – Dziękuję, ojcze – powiedział cicho Durand. W tym właśnie momencie powrócił Lucjusz z Szymonem i Berengarem, przerywając naszą rozmowę. Nadszedł czas przesłuchać Jordana Sicre. Musicie pamiętać, że przy przesłuchiwaniu świadka albo podejrzanego, bez względu na to, czy jest on osadzony, czy odpowiada z wolnej stopy, przestrzega się pewnych procedur. Po pierwsze, inkwizytor wzywa go spokojnie i zaprzysięga na Święte Ewangelie, że będzie mówił całą prawdę i tylko prawdę na temat herezji i wszelkich rzeczy, które tego dotyczą albo w jakikolwiek sposób wiążą się z Inkwizycją. Ma to zrobić przez szacunek zarówno do siebie, jak i pryncypała, a także świadka, w wypadku innych osób, żyjących lub martwych. Kiedy przysięga jest już złożona i zapisana, przesłuchiwanego poucza się, że powinien mówić prawdę. Jeśli jednak prosi o czas albo warunki do przemyśleń, aby dać staranniej wyważoną odpowiedź, można spełnić jego prośbę, o ile inkwizytor uzna to za wskazane – zwłaszcza jeśli przesłuchiwany zdaje się potrzebować tego w dobrej wierze, a nie z przebiegłości. W przeciwnym wypadku wymaga się od niego, żeby zeznawał natychmiast. Otóż Jordan Sicre nie prosił o taką zwłokę – nie wiedząc, być może, że ma do tego prawo. Nie domagał się też dowodu zbrodni ani podania stawianych mu zarzutów. (Tak właśnie zachowywało się wielu niepiśmiennych pozwanych, dając mi tym samym wielką swobodę postępowania). Niemniej jednak sprawił na mnie wrażenie człowieka inteligentnego, albowiem był na tyle mądry, by zamknąć usta i nie wyrywać się z niczym, dopóki nie padnie pytanie. Z kąta, w którym przykuto go do ściany nieopodal narzędzia tortur zwanego kozłem, patrzył w milczeniu, jak Durand, Szymon i Berengar zasiadają w miejscach dla nich przeznaczonych