Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

A co będzie, jeśli Nagumo pokaże się na horyzoncie? Jeśli ktoś go zatrzyma, to nie ja, prawda? — Prawda — zgodziła się Halabi. — Sądzę, że to będzie nasze zadanie. * 11 HIJMS Ryujo, 2 czerwca 1942, godzina 23.31 » Termometr na domku pilota na lotniskowcu Ryujo wskazywał minus siedem stopni Celsjusza, ale wiceadmirałowi Kakucie wydawało się, że jest jeszcze zimniej. Uczucie chłodu wzmagały omiatający pokład lotniczy wiatr i gęsta mgła, przez którą Drugi Zespół Uderzeniowy Lotniskowców przedzierał się w stronę Aleutów. Jednak to nie pogoda spowolniła marsz Piątej Floty, która w tej operacji tworzyła Grupę Północną. Kakuji Kakuta był wojownikiem i jako taki gotów był walczyć we mgle i w nocy, gotów był uderzać na przeciwnika nawet wtedy, gdy nie wiedział, z jakimi siłami się spotka. Miał świadomość, że na wojnie niczego nie można być pewnym. Jednak tym razem natknął się na zagadkę, która wykraczała poza wszystko, co czym mógł mierzyć się wojownik. Wyglądało to wręcz na interwencję sił boskich. Nie byłby to pierwszy raz. Zgodnie z powszechnym przekonaniem dwa tajfuny, które zniszczyły floty mongolskiego najeźdźcy, najpierw w roku 1274, potem w 1281, zostały zesłane przez bogów, którzy ocalili w ten sposób Wyspy Nipponu przed inwazją. Dlatego nazwano owe wichury „kamikadze", boski wiatr. Kakuta wierzył w zjawiska nadprzyrodzone, z drugiej jednak strony rozumiał, iż każda niemal próba pokonania Morza Japońskiego w porze tajfunów musi być ryzykowna. Jeśli zaś ktoś korzystał przy tym z prostych, drewnianych łodzi, a takie tylko mieli dawni Mongołowie, wyprawa niemal na pew- 179 no musiała skończyć się klęską. Dla marynarza było to coś zwyczajnego, zupełnie jak ta powolna żegluga przez ciągnące się przez setki mil ławice mgły, w której nie było widać nawet najbliższych okrętów eskorty. Na mostku panowała cisza przerywana tylko krótkimi rozkazami dla sternika, który miał utrzymywać lotniskowiec w środku formacji. Kakuta niepokoił się coraz bardziej. Powodzenie misternego planu admirała Yamamoty, planu, który miał doprowadzić do zajęcia Midway i zniszczenia resztek amerykańskiej floty na Pacyfiku, zależało w pierwszym rzędzie od zgrania wszystkich działań w czasie. Tymczasem nie dość, że byli już spóźnieni przez mgłę, to musieli jeszcze natknąć się na ten widmowy statek. Wiceadmirał niecierpliwił się; nie było jeszcze meldunku od oddziału, który wszedł na pokład nieznanej jednostki. Czas dłużył mu się niemiłosiernie. Nie miał jednak innego wyjścia, jak czekać na powrót motorówki z komandorem Hidaką. KRI Sutanto, 2 czerwca 1942, godzina 23.31 W pierwszej chwili ucieszyli się z ciepła panującego we wnętrzu obcej jednostki, szybko jednak miny im zrzedły, a Jisa-ku Hidaka zaczął się nawet zastanawiać, czy nie należałoby, otworzyć włazów i bulajów w celu przewietrzenia pomieszczeń. Wszędzie śmierdziało wymiocinami i odchodami. Członkowie załogi leżeli bezwładnie na pokładach. Nie byli martwi, ale nie wykazywali też prawie oznak życia. Sanitariusze ułożyli czterech z nich w prawoburtowym korytarzu, który biegł przez całą długość okrętu, i próbowali ich ocucić. Jednak ani podsuwanie soli trzeźwiących, ani policzki i kopniaki, ani nawet lekkie nakłuwanie skóry bagnetem nic nie dały. Z pewnością nie byli to Amerykanie. Hidace najbardziej przypominali dzikich z byłych Holenderskich Indii Wschod- 180 nich, chociaż oczywiście nie mogli nimi być. Ich okręt prezentował zbyt wysoki stopień rozwoju technicznego. Nie był wielki, ale wszędzie natrafiali na coś, co ich zaskakiwało. Skąpany w widmowym blasku mostek wypełniały panele z migającymi światełkami i wskaźnikami. Mostek Ryujo prezentował się przy nim bardziej niż ubogo, chociaż przecież to Japonia grała pierwsze skrzypce w rozwoju flot wojennych. Stojąc na mostku, musiał zwalczyć pokusę, aby pogłaskać wielką i jarzącą się od środka szklaną taflę, która znajdowała się na szczycie drążka przymocowanego do podłokietnika fotela, bez wątpienia miejsca kapitana. Gdy raz tego spróbował, alarm wył przez prawie dwie minuty. Hidaka powstrzymał się więc przed powtórką i zamiast tego kopnął najbliżej leżącego załoganta. Ciało przyjęło cios miękko niczym worek ryżu. — Miejcie tu oko na wszystko — powiedział do podoficera. — Nie dotykać niczego; gdyby któraś z tych małp zaczęła się ruszać, natychmiast mnie wezwać. Będę w kwaterach starszych oficerów. Wyszedł, nie czekając na potwierdzenie przyjęcia rozkazu. Coraz bardziej irytowało go, że nie potrafi rozwiązać zagadki tego okrętu. Dowódcą oddziału pryzowego został dzięki świetnej znajomości angielskiego, jednak napisy, które dotąd widział, nic mu nie mówiły. Poza paroma małymi tabliczkami z tekstem, który wyglądał na niemiecki, co czyniło sprawę jeszcze dziwniejszą. W podłym nastroju wszedł do kwater oficerskich. Jego podwładni stanęli na baczność. Na podłodze leżało trzech nieprzytomnych członków załogi. — I jak? — spytał. — Macie coś do zameldowania? Podoficer strzelił obcasami i pokazał na stertę książek i gazet, która leżała na stole. — Właśnie chcieliśmy pana tu poprosić, komandorze. Część z tego jest chyba po angielsku... Hidaka dostrzegł najpierw stos magazynów w języku dzikusów. Większość nosiła tytuł „Detik" reszta była opatrzona 181 napisem „Tempo" Pominął je od razu i sięgnął po te anglojęzyczne. Nie było ich wiele, okazały się jednak naprawdę zdumiewające. Pierwszy nazywał się „Hustler" i był magazynem pornograficznym. Hidaka nie wiedział, co może oznaczać ten tytuł. Wydrukowane mniejszymi literami podtytuły nie były ani trochę bardziej zrozumiałe: ., Nasz test najnowszej pochwy bateryjnej V3D / s ,. ,•;.; Dżihad od środka ; *¦,;: ,• Chcesz zostać Tarzanem, sięgnij po synt DNA ;.,„¦•„• ¦,.;.;' ,,-i Nie pojmował, o co chodzi. Na dodatek... , > — Cholera! Odruchowo zaklął po angielsku, tak wielkie było jego zdumienie na widok całostronicowej ilustracji, którą ujrzał, wertując magazyn. — Więc plotki nie kłamią — mruknął po japońsku, gdy doszedł do siebie. — One wszędzie są blondynkami. Jego podwładni parsknęli cicho. Pewnie Hidaka poświęciłby jeszcze kilka minut na badania materiału poglądowego, gdyby podoficer nie wręczył mu małego urządzenia. — Mamy jeszcze to, komandorze. Świeci jak latarka