Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

- Nie zmieniam. Chcę tylko zwrócić twoją uwagę na nieprzyjemne strony zadania, które będzie między innymi wymagało długiego pobytu poza Ballybranem. A za to, w końcowym rozrachunku, zapłata może okazać się niewspółmiernie niska. - Wyraz jego twarzy zmienił się nieco. - Nie chciałbym być z tobą w konflikcie na stopie zawodowej. Wpłynęłoby to źle na moje życie prywatne. Pochwycił jej spojrzenie ciemnymi oczami. Sięgnął po jej dłonie, uśmiechnął się kącikiem ust, co tak lubiła. Nie siedziała już przy stole z Mistrzem Cechu, ale z Lanzeckim- mężczyzną. Ta zmiana sprawiła jej przyjemność. Wiele razy podczas bezsennych nocy w Pasmach Mikeleya z czułością przypominała sobie ich miłosne spotkania. Teraz, siedząc naprzeciw urokliwego Lanzeckiego odkryła, że jej apetyt na coś więcej niż tylko na jedzenie powrócił z całą siłą. Odpowiedziała mu uśmiechem, a potem oboje wstali od małego stolika i przeszli do sypialni. Rozdział II Killashandra odsunęła się od klawiatury komputera i zrobiła tak wielki rozkrok, jak pozwalało jej na to ciało. Cały ranek spędziła na lekturze hasła “Ofteria” w “Encyklopedii galaktycznej”. Musiała przedrzeć się przez wstępne raporty badawcze i oceny przydatności planety do kolonizacji oraz przez górnolotne sformułowania w rodzaju: “...by założyć przyczółek Ludzkości w całkowitej harmonii z ekologiczną równowagą wybranej planety, by zapewnić tym samym rozwój Stworzeń w ich czystej, nie zmienionej formie...”. Czekała, aż w tym dzbanie ofteriańskiego miodu pojawi się mucha. Geologicznie rzecz biorąc, Ofteria była starą planetą. Niemal okrągła orbita, po której krążyła wokół starzejącego się słońca, dawała jej umiarkowany klimat. Pory roku nie różniły się zbytnio od siebie, gdyż odchylenie od osi obrotu było nieznaczne, zaś oba bieguny pokrywały niewielkie lodowce. Ofteria była przesadnie dumna ze swojej samowystarczalności w świecie, w którym wiele planet tak potężnie zadłużyło się wobec satelitów handlowych, że musiało niemal płacić za atmosferę, której używało do oddychania. Ofterianie importowali bardzo niewiele... poza turystami pragnącymi “zaznać łagodniejszych przyjemności starej Ziemi w absolutnie naturalnym otoczeniu”. Killashandra, próbująca czytać między wierszami, zatrzymała się, by wyciągnąć wnioski z tego, czego się dowiedziała. Chociaż jej doświadczenia ograniczały się do dwóch planet - Fuerte, jej planety rodzinnej, i Ballybranu - wiedziała dość o zwyczajach ludzi, by wyczuć ponury idealizm wspomagający zapewne ofteriańską propagandę. Wystukała pytanie i zmarszczyła brwi, kiedy uzyskała negatywną odpowiedź: nie, ojcowie-założyciele Ofterii nie byli kaznodziejami, na Ofterii nie działał też kościół państwowy. Dla celów czysto zarobkowych skolonizowano tyle samo światów, co z powodów dyktowanych przez idealizm świecki czy religijny. Zasady kierującej założycielami nie można było jeszcze uważać za kryterium determinujące powstanie zwycięskiej kultury. Zbyt wiele innych czynników grało tutaj rolę. Z tekstu wynikało jednak jasno, że Ofteria jest planetę doskonale zorganizowaną i, przy jej sporych zasobach finansowych, świetnie zarządzaną. “Encyklopedia” kończyła stwierdzeniem, że Ofterię z pewnością warto odwiedzić podczas dorocznego Festiwalu Letniego. Killashandra wyczuła cień ironii w tej mdłej rekomendacji. Chociaż. wolałaby zakosztować egzotycznych i wysublimowanych rozrywek, dostępnych dla tych z odpowiednio dużym kontem, czuła, że będzie w stanie pogodzić się z “naturalnymi” inklinacjami Ofterii w zamian za pokaźne wynagrodzenie i długie wakacje z dala od Ballybranu. Zastanawiała ją oziębła reakcja Lanzeckiego, gdy wyraziła gotowość wyjazdu na Ofterię