Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

- Na spacerze. - Cuchniesz jak pies. - Więc nie dziwota, że nachodzi mnie suka. Potrwało chwilę, nim pojęła obelgę ukrytą w mojej grzecznej odpowiedzi. - Cuchniesz jak pies, bo jesteś psem. Bestia. Mało brakowało, żebym się zrewanżował uwagą na temat jej matki. I nagle przypomniałem sobie matkę Pogodnej. - Pamiętasz, jak uczyliśmy się pisać? Twoja mama zawsze ubierała cię w ciemny fartuszek, bo tak się plamiłaś atramentem. Obrzuciła mnie ponurym spojrzeniem, obracając moje słowa w myślach, próbując odkryć zniewagę albo podstęp. - I co? - zapytała w końcu. - Nic. Tak mi się tylko przypomniało. Swego czasu pomagałem ci zakręcać w odpowiednią stronę ogonki przy literach. - To nie ma nic do rzeczy! - Nie ma. To moje drzwi. Zamierzałaś wejść ze mną? Splunęła. Ślina wylądowała na podłodze u moich stóp. Doszedłem do wniosku, że Pogodna nie zrobiłaby tego, gdyby zamierzała zostać w twierdzy. Zamek już nie był jej domem, mogła go kalać do woli. Dało mi to do myślenia. Ona nie spodziewała się tu wrócić. Znalazłszy się w komnacie, metodycznie pozamykałem drzwi na wszystkie rygle i zasuwy, a na koniec założyłem jeszcze ciężką sztabę. Sprawdziłem okno - było solidnie zabezpieczone okiennicami. Zajrzałem pod łóżko. Wreszcie usiadłem przy kominku i drzemałem, czekając na wezwanie Ciernia. Obudziło mnie stukanie do drzwi. - Kto tam?! - zawołałem. - Różyczka. Księżna Ketriken życzy sobie widzieć się z tobą, panie. Zanim otworzyłem wszystkie rygle i zasuwy, dziewczynka dawno zniknęła. Zirytowało mnie, że przekazała podobne polecenie głośno przez drzwi, ale nie mogłem mieć pretensji do dziecka. Doprowadziłem się do porządku i pośpieszyłem na wezwanie. Po drodze zwróciłem uwagę na drewniane szczątki, które nie tak dawno były dębowymi drzwiami do komnat króla Roztropnego. W powstałej wyrwie stał wielki strażnik - bez wątpienia człowiek z Księstwa Trzody - zupełnie mi nie znany. Księżna Ketriken spoczywała na leżance tuż przy kominku. W pewnym oddaleniu kilka grupek dam dworu rozmawiało przyciszonymi głosami. Księżna miała spuszczone powieki. Wyglądała na tak strasznie zmęczoną, że zwątpiłem, czy Różyczka nie wezwała mnie przez pomyłkę, ale już hrabina Ufna prowadziła mnie do swojej pani, zaraz też przyniosła stołeczek, na którym mogłem przysiąść. Zaproponowała mi także kubek herbaty. Gdy tylko się oddaliła, władczyni otworzyła oczy. - Co dalej? - szepnęła. Nie zrozumiałem pytania, więc zaczęła cicho tłumaczyć: - Król Roztropny śpi. Nie będzie spał wiecznie. Działanie specyfiku kiedyś się skończy, a wówczas wrócimy do punktu wyjścia. - Zbliża się ceremonia ogłoszenia księcia Władczego następcą tronu. Najmłodszy królewski syn będzie nią zaabsorbowany. Na pewno powinien sprawić sobie nowe szaty i zadbać o wiele innych, równie istotnych szczegółów. Na jakiś czas odciągnie go to od króla. - A potem? Zjawiła się hrabina Ufna z herbatą dla mnie. Wziąłem kubek, podziękowałem półgłosem. Gdy dama przysunęła sobie krzesło, księżna uśmiechnęła się słabo i zapytała, czy ona także mogłaby dostać coś ciepłego do picia. Prawie mnie zawstydziło, jak błyskawicznie hrabina Ufna zerwała się spełnić życzenie swej pani. - Sam nie wiem - wymamrotałem w odpowiedzi na pytanie księżnej. - A ja wiem. Król będzie bezpieczny w górach. Zostanie tam przyjęty z honorami i otoczony szacunkiem, może nawet Jonki będzie wiedziała, jak... Och, dziękuję. - Księżna wzięła z rąk damy dworu kubek herbaty, upiła łyk: Hrabina Ufna przysiadła się do nas. Uśmiechnąłem się do księżnej Ketriken i odezwałem, ostrożnie dobierając słowa: - Tak daleko jest do gór, pani, a i pogoda o tej porze roku nie sprzyja. Zanim posłaniec dotrze do celu i zdobędzie lekarstwo twej matki, będzie już prawie wiosna. Są inne miejsca, gdzie można odnaleźć panaceum na twoje utrapienie. Może w Księstwie Niedźwiedzim, może w Księstwie Cypla? Władcy tych ziem nie odmówią ci, pani, niczego, wiesz o tym przecież. - Wiem. - Na twarzy księżnej pojawił się znużony uśmiech. - Jednak tyle mają teraz własnych trosk, że waham się ich prosić. Na dodatek ten korzeń, nazywamy go korzeniem długowieczności, rośnie tylko w górach. - Upiła jeszcze łyk ziołowej herbaty. - Kogóż wyprawić z takim poleceniem, oto najtrudniejsze pytanie - zauważyłem. Chyba rozumiała trudności związane z wysłaniem chorego starca w zimową podróż do gór. Nie mógł jechać sam. - Taki człowiek musiałby być naprawdę godzien zaufania i pełen dobrej woli. - Taki człowiek mógłby być kobietą - zażartowała księżna Ketriken i hrabina Ufna roześmiała się wesoło. Nie tyle rozbawił ją dowcip, ile ucieszyła się, że jej pani jest w lepszym humorze. Księżna zagryzła wargę. - Może powinnam pojechać sama i wszystkiego dopilnować - dodała. Jej spojrzenie było zupełnie poważne. Prowadziliśmy jeszcze jakiś czas niezobowiązującą rozmowę o fikcyjnych ziołach. Chyba wszystko pojąłem właściwie. Gdy poprosiłem o zezwolenie na odejście, myślałem tylko o tym, jak mam powstrzymać księżnę Ketriken od działania, dopóki Cierń nie zdecyduje, co robić. Niełatwa łamigłówka. Ledwie zdążyłem znowu pozamykać drzwi na wszystkie sztaby i zasuwy, gdy poczułem na plecach przeciąg z otwartego przejścia. Powlokłem się na górę. Byłem zmęczony, ale wiedziałem, że i tak nie zmrużę oka. Zaraz w progu komnaty Ciernia powitała mnie niebiańska woń czegoś pysznego, dzięki czemu nagle odkryłem, iż jestem strasznie głodny. Gospodarz już siedział przy zastawionym stoliku. - Siadaj i jedz - rzekł zwięźle. - Musimy zawiązać spisek. Dwa razy ugryzłem pasztet mięsny, nim Cierń zapytał mnie spokojnie: - Jak sądzisz, czy długo moglibyśmy ukrywać króla w tej komnacie? Przeżułem, połknąłem. - Ja nie znalazłem drogi do ciebie - stwierdziłem. - Ale ona istnieje. Jedzenie i inne potrzebne rzeczy muszą się tu w jakiś sposób pojawiać, więc są ludzie, którzy o tych przejściach wiedzą... nie zdając sobie z tego sprawy. Labirynt prowadzi do różnych pomieszczeń, w których znajduję drobiazgi niezbędne do życia, ale było mi znacznie łatwiej, kiedy je dostarczano wielmożnej pani Tymianek. - Skąd weźmiesz jedzenie po wyjeździe księcia Władczego? - O, ludzie będą działać jak dotąd... jeśli tu zostaną