Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

W tym okresie inne, początkowo wolno, nawet anemicznie rozwijające się dwa odgałęzienia, nie napotykały na te trudności i powoli nadrabiały utracony dystans. Ale wystąpiły też inne, znacznie poważniejsze komplikacje. Kilku zwerbowanych członków przekazało, że byli rozpytywani o ZSZ, a niektórzy nawet otrzymali ostrzeżenia. Także Angus spotkał się z czymś podobnym. Pewnego dnia, wróciwszy do domu stwierdził, że nie ma przy sobie dokumentów. Z początku sądził, że niefrasobliwie nie zabrał ich ze sobą, wychodząc z domu, głupia lekkomyślność, mogąca narazić na poważne niebezpieczeństwo. Ale im bardziej przeszukiwał wszystkie możliwe miejsca w domu i swoje rzeczy, tym bardziej nie mógł tych dokumentów znaleźć. Niespodziewanie następnego dnia z rana, znalazł wetkniętą pod drzwi dużą szarą kopertę, w którym znajdował się jego portfel z całym kompletem papierów: była „Kennkarta", książeczka pracy, dodatkowe zaświadczenie, że jest „kriegswichtig" jako zbieracz odpadków, co w razie kontroli było bardzo mocnym dokumentem i nawet złożony na czworo i wetknięty w to zaświadczenie „góral" (tj. największy znajdujący się wtedy w obiegu banknot 500 zł. który bardzo podnosił powagę takiego zaświadczenia w wypadku łapanki). Właściwie niczego nie brakowało, prócz kilku ręcznie przepisanych kartek „odezwy" , przedstawiającej ideę i cele ZWZ. Tego pisma, które przekazywano łańcuszkiem nowo zwerbowanym członkom. (Elementarne, drogi Watsonie. Angus w żadnym razie nie powinien był nosić przy sobie tego rodzaju papierów w portfelu, zwłaszcza z osobistymi dokumentami. Była to więcej niż lekkomyślność, karygodne niedbalstwo; usprawiedliwiał je, że zapisane kartki nie wyglądają na ulotkę ani nielegalną gazetkę i nawet w razie przypadkowej kontroli, nie zainteresują żadnego Niemca.) Niewątpliwie ZSZ znalazło się pod mikroskopem, jednak nic nie wskazywało, żeby to była obserwacja ze strony Niemców. Lecz jak do tego doszło, jak to w ogóle możliwe? W założeniu organizacja została pomyślana jako maksymalnie zakonspirowana, w pełnym tego słowa znaczeniu tajna. Teoretycznie nie istnieje schemat, który zapewniałby większe bezpieczeństwo niż system trójkowy, w którym każda trójka na tym samym szczeblu nie zna się wzajemnie. Raczej można mieć wątpliwości, czy przy tak daleko idącej konspiracji, łączność organizacja będzie w stanie sprawnie funkcjonować, ale nie przewidywano działań, jedynie utworzenie z wybranych ochotników oddzielnej aktywnej grupy. Można wyobrazić sobie dwa jeszcze bezpieczniejsze systemy, dwójkowy i łańcuszek pojedyńczy. Ten ostatni nie bywa podstawą organizacji, gdyż nie jest zdolny do szerzenia się i nawet prostej reprodukcji, a w przypadku zerwania łączności nie ma szansy jej ponownie nawiązać. Prosty łańcuszek bywa czasem tworzony do wykonania określonych zadań w określonym czasie i o ile zdoła przetrwać, rozwiązywany. Także system dwójkowy, o ile mi wiadomo, nigdy nie stał się podstawą żadnej tajnej organizacji, gdyż praktycznie okazywało się, że nie rozwija się dostatecznie, a przy niewielkich zakłóceniach, wynikających z zagrożeń i ponoszonych ofiar (z którymi każda tajna organizacja musi się przecież liczyć), zwykle też nie wystarcza do prostej reprodukcji. Krótko mówiąc, organizacje oparte na nim nie zdołały samodzielnie przetrwać i działać. Natomiast wiele skutecznych, a nawet mających opinię doskonale i głęboko zakonspirowanych organizacji stosowało, np. struktury piątkowe (w tym dawne polskie niepodległościowe, ale także np. bolszewickie jaczejki itp) lub nawet liczniejsze, do dziesiątek, a wyjątkowo nawet dwudziestek. Angusowi wydawało się więc, że zaprojektował organizację super-tajną, której istnienie w ogóle nie powinno zostać dostrzeżone, będzie rozrastać się pod powierzchnią, nie pozostawiając na niej najmniejszej zmarszczki. Może dopiero po latach, jakiś sędziwy dziadek lub babcia wspomni o tym w opowiadaniach. Tak, ale istnieje ogromny rozstęp między teorią a praktyką, koncepcja może wydawać się bezbłędna i absolutnie pewna („foolproof czy Idiotensicher"), a w konfrontacji z życiem ujawniają się słabe punkty. Zazwyczaj nie sposób było ich przewidzieć, choć z drugiej strony już po fakcie, mogą się wydawać oczywiste. To jest taki sam mechanizm, jak z wynalazkami, zwykle wiele rzeczy wydają się jasne i proste, a okazuje się inaczej. Pozornie logiczne koncepcje trzeba sprawdzać praktycznie. Generalna koncepcja może być całkiem dobra, ale prawie zawsze wynikają różne niespodzianki i trzeba skorygować rzeczy, których nie przewidziano. Doświadczenia Angus nie miał, swoje wiadomości czerpał z lektury. Jeszcze przed wojną trafił na skrót, właściwie notatki z książki historycznej jakiegoś niemieckiego autora pt. „Tajne związki w Cesarstwie Rosyjskim w XIX wieku". Czytał ze zrozumiałą ciekawością, choć nie rozumiejąc większej części. Tym razem obmyślał schemat, który wydawał mu się doskonały, ale w tych rozważaniach nie uwzględnił jednego faktu: otóż każdy nowy członek, znany był nie tylko jednej osobie która go zwerbowała i trzem, które sam zwerbował i z którymi wyłącznie miał utrzymywać kontakt, ponadto stawał się znany także osobom które usiłował zwerbować i odbył rozmowy, a kandydaci z różnych powodów nie zdecydowali się przystąpić do organizacji. Właściwie Angus także osobiście spotkał się z takimi wypadkami i powinien przewidzieć konsekwencje. Gdy rozpoczynał głoszenie swojej ewangelii, zaraz po Mateuszu, zwrócił się do swoich kolegów z Handlówki, w pierwszym rzędzie do tych, z którymi był najbardziej zżyty. Jednak jakoś nie dawali się przekonać i co więcej, zamiast dyskutować o istocie rzeczy, chcieli wiedzieć, co to za dziwna organizacja, o której nikt dotąd nie słyszał. Agnus od pierwszej chwili nie miał zamiaru występować w roli przywódcy. Twierdził, że on jest tylko jednym ogniwem i nic więcej nie wie, a gdyby wiedział, to i tak nie mógłby powiedzieć. Wydaje mu się, ale może to plotka, że ta idea zrodziła się właśnie w Czechach i została przeniesiona do Polski. Zresztą to obojętne, ważna jest logika i racja, wierzy w każde słowo. Prawda aż bije w oczy, ślepy by dostrzegł. Mimo to spotkał się ze sceptycyzmem. I jednocześnie zaskoczyła go sytuacja, gdy kolega z którym odbył rozmowę, przy której nieuniknione przecież było uchylenie rąbka tajemnicy, a który zobowiązał się do dyskrecji, jednak otworzył potem gębę. Kilku dotąd zaufanych kolegów omówiło tą sprawę między sobą, co prawda w najbliższym zaufanym kręgu. W dodatku, doszli do niepokojąco bliskich prawdy wniosków, to znaczy że jest to wymysł Angusa. On oczywiście zaprzeczył, ale zaskoczony zrobił to w sposób niezbyt przekonujący. Głupie uczucie, gdy człowiek przekonany jest, że działa inteligentnie, a nagle okazuje się, że jest całkiem przezroczysty. Już raz był w takiej sytuacji, ale to inna sprawa