Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Co ciekawe, próba animowania metaforycznych improwizacji Robina Williamsa okazała się znacznie ciekawsza niż odpowiadające jej sceny aktorskie w Zabaweczkach; zaś sam Williams pojawia się także w najważniejszym tegorocznym niezależnym filmie animowanym, australijskim Fern-Gully - The Last Rainforest. Dolina paproci to historia otwarcie dydaktyczna, oparta na serii opowiadań Diany Young traktujących o wróżkach strzegących dżungli tropikalnej w Queenslandzie i ich walce z podstępnymi ludźmi, próbującymi wycinać drzewa w ich odwiecznym domu. Na papierze brzmi to jak historia, która nawet u najbardziej świadomych ekologicznie dorosłych wywołałaby natychmiastowe wymioty, w rzeczywistości jednak film jest dużo lepszy, niż się wydaje, dzięki szybkiemu tempu akcji, ciekawym tłom i nieprawdopodobnej obsadzie złożonej z aktorów pochodzących z trzech kontynentów, z wszędobylskim Williamsem w roli owocowego nietoperza. Problem oczywiście w tym, że w Dolinie paproci, mimo niewątpliwych dobrych intencji jego twórców, kryzys środowiska naturalnego staje się okazją zarobienia pieniędzy na dziecięcych wyrzutach sumienia, zaś dorastające pokolenie, które czuje się winne i chce przejąć odpowiedzialność, zostaje protekcjonalnie poklepane po ramieniu. Dolina paproci przekonuje, że podobne troski przystoją jedynie dzieciom, zaś poszukiwanie możliwego rozwiązania jest równie sensowne co wiara we wróżki. Natomiast żadne moralne dylematy nie pojawiają się we współfinansowanym przez Brytyjczyków Kosiarzu umysłów; jest to z pewnością najbardziej cyniczny i bezczelny przykład filmowego oportunizmu. Tytuł opowiadania Stephena Kinga zakupiono w ramach pakietu, po czym doczepiono go do odnowionej wersji wcześniejszego, całkowicie nie związanego z treścią utworu, scenariusza zatytułowanego Cyber God autorstwa reżysera Bretta Leonarda, który następnie bezczelnie przerobił swego głównego bohatera na niezależnego kosiarza trawników. Film zarobił całkiem sporo, zanim sąd nakazał, by na wszystkich pozostających jeszcze w gestii dystrybutora plakatach zaklejono czarną nalepką nazwisko rozwścieczonego Kinga. Ów dość zabawny spór odwrócił uwagę od kolejnej bezczelności Leonarda, który określił swoje cybernetyczne połączenie Charly’ego z Carrie jako pierwszy film o rzeczywistości wirtualnej. Na szczęście (biorąc pod uwagę aktualny stan techniki VR, nie mówiąc już o problemach, jakich nastręczałoby jedzenie popcornu w hełmie z wizjerem) wkrótce okazało się, że oznacza to „pierwszy film, w którego scenariuszu bez przerwy pojawiają się słowa „rzeczywistość wirtualna«„. Mimo niespójnej akcji, papierowych postaci, dialogów, których najlepiej w ogóle nie słuchać i absolutnie idiotycznych założeń wyjściowych (naukowiec przemienia niedorozwiniętego ogrodnika w superinteligentnego geniusza, obdarzonego zdolnościami parapsychologicznymi, dzięki zaaplikowaniu mu diety z gier wirtualnych), film okazał się zdumiewająco zręcznym i zajmującym widowiskiem, w którym od czasu do czasu pojawiają się nawet przebłyski prawdziwej inteligencji i patosu w obserwacji wzlotu bohatera na poziom geniuszu i jego późniejszej dezintegracji. Nieco podobne idee dotyczące wpływu gier na rzeczywistość pojawiają się w, od początku skazanych na niepowodzenie i znacznie gorszych, Zabaweczkach. Barry Levinson od piętnastu lat przymierzał się do zrealizowania filmu na temat walki pomiędzy dziecinnym Robinem Williamsem i militarystą Michaelem Gambonem o władzę nad surrealistyczną firmą zabawkarską ich ojca. Film rozczarowuje nadmiernym przepychem dekoracji, wszechobecnym zadęciem i świadomą pogardą dla prostych efektów komicznych, charakterystyki postaci i normalnych metod narracji. Jednocześnie jednak obraz Levinsona usilnie próbował powiedzieć nam coś o świecie roku 1992 i nękających go kulturowych paradoksach. Mimo tracącego myszką scenariusza, natrętnie moralistyczna wizja dziecięcych zabaw i płynących z nich korzyści dla dorosłych, ukazana jest w zdumiewająco nowoczesny sposób: zastąpienie tradycyjnych zabawek nową kulturą gier komputerowych i wszystkie implikacje tego zjawiska; wizja „nowej wojny” (zarówno w sensie technologicznym jak i politycznym), która w czasie realizacji filmu miała swoją niezwykle udaną premierę w Zatoce Perskiej; zbieżność interesów rynku rozrywkowego i kompleksu wojskowo-przemysłowego, w tym przypadku przedstawianego jako fantastyczny i niesamowity spisek, zmierzający do ożywienia Departamentu Obrony dzięki tajnemu przekształcaniu miłośników gier telewizyjnych w wojskowych cybernautów. Miło byłoby stwierdzić, że Zabaweczki jako jedyne w całym roku zdołały wnieść coś nowego do dyskusji na te jakże istotne tematy. Niestety jednak, fanaberyjność filmu pogrzebała je głęboko pod lawiną braku spójności i konsekwencji. W sumie nie był to dobry rok dla poważnych tematów w kinie. Jeszcze boleśniejszym przykładem na to jest Radio Flyer, wielokrotnie porzucany projekt, który zrodził się jako scenariusz wysokobudżetowego widowiska w krótkotrwałym, lecz szalonym okresie wojen finansowych między wielkimi wytwórniami w latach 1990-1991