Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
Pewnego popołudnia w następnym tygodniu pani Mitchell przyszła po „epitafę”. Ania przeczytała jej swój wiersz z ukrytą dumą, lecz na twarzy słuchaczki nie było widać śladu zadowolenia. — No tak, to całkiem przyzwoity wiersz. Umie pani ująć rzecz w słowa. Ale… ale nie pisze pani nic o tym, że on jest w niebie. Czyżby pani w to wątpiła? — Jestem tego tak pewna, że uznałam, iż nie muszę o tym wspominać. — Ale niektórzy ludzie mogą mieć wątpliwości. Niezbyt często chodził na niedzielne nabożeństwa, chociaż był dobrym członkiem Kościoła. Z epitafy nie wynika też wcale, ile miał lat i że tyle kwiatów leżało na trumnie. Nie sposób byłoby zliczyć wszystkich wieńców. Wydaje się, że kwiaty są wystarczająco poetyckie! — Przykro mi… — Ależ nie mam do pani żadnej pretensji. Zrobiła pani, co mogła, i wiersz dobrze brzmi. Ile jestem pani winna? — Ależ… ależ nic, pani Mitchell, nie ma o czym mówić. — Cóż, przypuszczałam, że tak właśnie się pani zachowa, więc na wszelki wypadek przyniosłam butelkę mojego wina z mleczy. Pomaga na wzdęcia. Przyniosłam też moją herbatę ziołową, ale nie jestem pewna, czy doktor ją zaaprobuje. Chętnie ją pani zostawię, jeśli pani chce, tylko proszę nie przyznawać się mężowi. — Nie, nie, dziękuję — powiedziała słabo Ania. Nie doszła jeszcze do siebie po wydanej przez panią Mitchell opinii „całkiem przyzwoity” o jej wierszu. — Jak pani chce, ale byłoby mi przyjemnie. Tego roku nie będę potrzebowała żadnych leków. Kiedy ubiegłej zimy zmarł mój kuzyn Malachi Plummer, poprosiłam wdowę, by mi dała trzy butelki mikstury! Zostało po nim około tuzina różnych leków. Chciała je wyrzucić, aleja nie mogłam zgodzić się na takie marnotrawstwo. Sama zdołałam zażyć tylko jedną, a dwie pozostałe wmusiłam w mojego parobka. „Jeśli ci nie pomogą, to na pewno nie zaszkodzą” — powiedziałam mu. Nie przeczę, że jestem raczej zadowolona z tego, że nie chce pani żadnej zapłaty za epitafę. Mam teraz mało pieniędzy. Pogrzeb wiąże się z dużymi wydatkami, chociaż D.B. Martin jest najtańszym przedsiębiorcą pogrzebowym w tych stronach. Nie zapłaciłam jeszcze nawet za swój strój żałobny. Dopóki tego nie zrobię, nie będę się czuła prawdziwą wdową. Szczęśliwie nie musiałam kupować nowego kapelusza. Miałam czarny kapelusz od lat, jeszcze z pogrzebu mojej matki. Prawda, że dobrze mi w czerni? Gdyby pani zobaczyła wdowę po Malachim Plummerze, z tą jej twarzą przekupki! Cóż, muszę już iść. Jestem pani bardzo zobowiązana, pani Blythe, nawet jeśli… Ale wiem, zrobiła to pani tak dobrze, jak umiała, i jest to w sumie całkiem niebrzydki wiersz. — Może zostanie pani u nas na kolacji? — zapytała Ania. — Jesteśmy same z Zuzanną. Doktor wyszedł, a dzieci urządzają pierwszy piknik w Dolinie. — Nie mam nic przeciwko temu — odparła pani Mitchell, opadając na krzesło. — Chętnie jeszcze trochę posiedzę. Na starość potrzeba jakoś więcej czasu, żeby odpocząć. I — dodała z uśmiechem błogiego rozmarzenia na twarzy — czy to przypadkiem nie zapach smażonej cebuli dolatuje z kuchni? Ania niemal pożałowała swojej gościnności, gdy w następnym tygodniu ukazał się kolejny numer „Daily Enterprise”. W kolumnie z epitafiami wydrukowano „Grób starego człowieka” … pięć zwrotek zamiast oryginalnych czterech! Piąta brzmiała: Wspaniały, kochany towarzysz i mąż wszyscy my płaczemy po tobie wciąż. Bóg cię uczynił aniołkiem na niebie, a mnie wciąż okrutnie brakuje ciebie. — Ooo! — rozległo się w Złotym Brzegu. — Sądzę, że nie ma pani za złe dołączenia piątej zwrotki — powiedziała pani Mitchell do Ani na kolejnym zebraniu Koła w Glen. — Chciałam trochę bardziej pochwalić Antoniego, więc mój kuzyn, Jaś Plummer, dopisał tę zwrotkę. Po prostu usiadł i wiersz w okamgnieniu gotowy. Może on nie wygląda tak inteligentnie, jak pani, ale umie rymować. Ma to po matce. Ona była z Wichfordów. Plummerowie nie potrafią układać wierszy. Absolutnie. — Szkoda, że od razu nie poprosiła go pani o napisanie „epitafy” rzekła Ania zimno. — Prawda? Ale nie wiedziałam, że on umie pisać wiersze, a zależało mi na tym, żeby ładnie pożegnać Antoniego. A potem matka Jasia pokazała mi jego wiersz o wiewiórce, która wpadła do wiaderka z syropem klonowym i utopiła się. Naprawdę wstrząsający! Ale pani epitafa też była niezła, pani Blythe. Uważam, że jej połączenie z jego zwrotką dało coś zupełnie niezwykłego, prawda? — I owszem — odparła Ania
-
WÄ…tki
- Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- Cień nadziei pojawił się na krótką chwilę w biurze komendy policji przy Avenue Foch 1, kiedy jeden z pobliskich mieszkańców przyszedł tam, w kilka dni po napadzie, z...
- — Co mam uczynić — zapytał — by zdobyć Złote Runo ? Przez chwilę panowała grobowa cisza, nie tylko w cieniu Gadającego Dębu, lecz w całym samotnym lesie...
- Postacie, twarze, oczy tych dwóch mężczyzn, którymi byłam ja sama, zbliżały się, przenikały w siebie, nie stając się jednak ani przez chwilę jednością...
- Lęk sparaliżował na chwilę atakujących, z pewnej bowiem odległości nasze działania mogły wyglądać, jakbyśmy ciskali w nich magicznymi kulami ognia...
- Te piękne nagie nimfy zamarły, rzekłbyś, na mgnienie we wstydliwych pozach, gotowe za chwilę pierzchnąć przed ludzkim wzrokiem w gęstą przybrzeżną zieleń...
- Przez chwilę wydawało mi się, że widzę jego uśmiechniętą gębę na tarczy z dykty, i ostatnie dwie kule posłałem szybko, jedną po drugiej, prawie serią...
- Technika ta była dyscypliną, która została przygotowana na chwile takie jak ta, sytuację, kiedy potrzebowałby ich pomocy, a ich nie byłoby w pobliżu, żeby mu jej udzielić...
- Kiedy indziej znowu, czując palenie w gardle, wkładał do ust odrobinę śniegu i ssał ją, a pragnienie, oszukane na chwilę, przemieniało się w gorączkę...
- - Dlaczego ściągnęłaś tę Platynę? Tina spojrzała na mnie, przez chwilę milczała, aż w końcu musiała się domyślić, że słyszałem ich rozmowę, bo powiedziała z nieoczekiwaną...
- , Dysząc ciężko, stałem chwilę po pierś we wrzącej niemal wodzie, oszołomiony beznadziejnością "położenia, pewny nieuchronnej zguby...