Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
Ś Wiesz, Thea - powiedział nagle cichym, zmienionym gło sem - myślałem nieraz, że skoro możesz mnie znosić, ty. któr; wiesz o mnie tak wiele, to znaczy, że chyba wciąż jestem człowie kiem. Drgnęła - tak niespodziewane były te słowa. Ś Człowiekiem...?' A czymże innym miałbyś być? Milczał przez chwilę, a potem odezwał się tak, jakby odpowiada swoim własnym wątpliwościom: Ś Czy na pewno można tak nazwać kogoś, kto jest wieczny' Wieczny - w tym niewyobrażalnym dla człowieka pojęciu: ktc będzie żył zawsze, nawet wtedy, gdy zgaśnie Słońce, gdy zacznif zamierać nasz Wszechświat? Czy pomyślałaś kiedykolwiek o mni< w ten sposób? Z ogródka Thei. ukrytego za potrójną osłoną: grawibariery, se lektora świateł i decybelostopu, przeszedł nagle w zgiełk wielo milionowego miasta. Przystanął, oślepiony jaskrawymi światłami Hałas tłumu, zapełniającego trzypoziomowe ulice, wspinające si< stromymi łukami przejścia, eskalatory i ruchome chodniki, ogłuszy go: pośpiesznie włączył psychoselektor. Graniczące "2 agresji podrażnienie zelżało. Zaczął iść szybko, wypatrując zatoki grawisterów: 0'Connor ' mieszkał w dość dalekiej dzielnicy. Jedno- i wieloosobowe pojazdy sunęły nieprzerwanym potokiem szeroką, zatłoczoną jezdnią - co kilka sekund któryś, nim mógłby powstać korek, wyrywał się ze ścisku i z sykiem przypominającym odgłos wydawany przez prze-ciążone urządzenia pneumatyczne wznosił się na wyższy poziom, w niewidoczną stąd lukę, dostrzeżoną przez komputery dzielnico-wej stacji kontroli ruchu. Choć o tej porze prawie wszystkie grawi-stery były zajęte, Ray nie wątpił, że sygnał wezwania w zastrzeżo-nym i opatrzonym znakiem priorytetu paśmie ,,1" spowoduje, że automaty kontrolne skierują w jego stronę najbliższy wolny po-jazd. Czuł się obco w kolorowym, gwarnym tłumie. Znacznie częściej przebywał w bazach satelitarnych niż na Ziemi, a w czasie swoich tu pobytów większość godzin spędzał w murach Institute of Immor-tality; gdyby potrafił jeszcze żyć tak jak inni, to i tak czułby się równie wyobcowany z ziemskiego społeczeństwa, jak niegdyś kosmonauci powracający z lotów międzygwiezdnych, w czasach kiedy kon-wencjonalny, jądrowy napęd statków nie pozwalał na osiągnięcie nawet prędkości przyświetlnej i każdy lot trwał dziesiątki lat. Ale chodziło nie tylko o to, że zmiany, jakie zaszły w przeciągu życia trzech pokoleń, zaskakiwały go i drażniły: gorzej, że nie interesowa-ło go już to wszystko, co stanowi sens życia zwykłych ludzi. Nie zaradzały temu seanse psychohipnozy - wtrenowane dzięki nim zespoły zachowań nie były już jego własnymi, jak otaczający go świat od dawna już nie był jego światem; coraz częściej czuł się w nim zagubiony, oszołomiony, niepewny. Teraz też zwolnił kroku. pomimo psychoselektora napięty, walcząc z nonsensowną chęcią ucieczki, z pragnieniem zaszycia się gdziekolwiek - byle dalej od całej reszty ludzi. Z daleka dostrzegł ciasno stłoczony tłum przy wejściu do total--iluzjonu. Rozedrgana reklama zagarniała przechodniów w ma-giczny świat złudzenia: dawny, na wpół już zapomniany odruch niespodziewanie ocknął się w Rayu: wejść, usiąść, pozwolić, by iluzja tłoczona przemocą za pośrednictwem wszystkich zmysłów zawładnęła odczuciami, każdą myślą - może w ten sposób, cho-ciażbyDrzęz godzinę, mógłby przestać być Nieśmiertelnym, świat skuJi^M^f^.do zwykłych ludzkich lęków, nadziei, wrażeń Ale errabwana tegiwjnia superiluzja obfitowała widać w brutalne efekty. [y hlic ^t 17 bo czekający, zależnie od swych predyspozycji psychicznych, zwi- gic: jałi się jak bici lub tez reagowali w sposób typowy dla kogoś, komu kie sprawia niekłamane) przyjemność walenie innych po mordzie. Za- t czat więc ostrożnie wymijać tę grupę, aby nie znaleźć się w zasięgu chi reklamowego pola - nie miał najmniejszej ochoty na przeżywanie \^ któregoś z tych dwóch doznań. ' ^c Raptem poczuł, ze ktoś dotyka z tyłu jego ramienia Odwrócił się błyskawicznie: nawet rzadko oglądając sfero-, stereo- czy pa-noramowizję. wiedział wystarczająco wiele o metodach działania w jung-gangów czy evil-zlepów
-
WÄ…tki
- Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- W chwili kiedy krewny, przybyBy na widzenie z wizniem, znajdzie si ju| w siedzibie Trzeciego OddziaBu, sprawujcego piecz nad danym obozem, musi podpisa zobowizanie, |e po powrocie do miejsca zamieszkania nie zdradzi si ani jednym sBowem z tym, co przez druty nawet dojrzaB po tamtej stronie wolno[ci; podobne zobowizanie podpisuje wizieD wezwany na widzenie, zarczajc tym razem ju| pod grozb najwy|szych mier nakazanija (a| do kary [mierci wBcznie) |e nie bdzie w rozmowie poruszaB tematów zwizanych z warunkami |ycia jego i innych wizniów w obozie
- Biorąc to wszystko pod uwagę, wielbię ogromnie faraona Echnatona za jego mądrość i sądzę, że i inni będą go wielbić, gdy zdążą zastanowić się nad tą sprawą i zrozumieją, jakie...
- Czyż nie widzieliśmy tego okrętu na własne oczy? A co się tyczy radży Hassima i jego siostry, Mas Immady, jedni mówią tak, drudzy inaczej, ale Bóg jeden zna prawdę...
- Za każdym razem, gdy Cymmerianin spotykał grupę, ogromny samiec patrzył na niego groźnie spod ciężkich brwi, dopóki jego rodzina nie zniknęła w krzakach, a potem odwracał się i...
- Gdy Rikki przybył do domu, wyszedł na jego spotkanie Teodorek wraz ze swym tatusiem i mamusią (wciąż jeszcze bladą, bo niedawno dopiero ocucono ją z omdlenia) i wszyscy troje...
- Skrajny genetyzm, jaki ujawnia Tynecki omawiając na marginesie swych wywodów twórczość Micińskiego, może raczej zaszkodzić pisarzowi, to znaczy przenieść jego dzieło ze...
- Oczy błyszczały mu bardzo, bardzo mocno, szczególnie to zza monokla, a Baudelaire'owie ze zgrozą rozpoznali jego straszliwą minę...
- Wykrzykn\'ea\'b3a jego imi\'ea, czuj\'b9c,\par \'bfe ogarnia j\'b9 gor\'b9ca fala rozkoszy...
- Przemieszczając się z miejsca na miejsce, dotarliśmy do małego strumienia i postanowiliśmy iść jego brzegiem, uznawszy, że musi nas gdzieś w końcu doprowadzić...
- Niemiecki minister dodał, że Hitler zaczął powątpiewać w szczerość polskiej przyjaźni, i ostrzegł, że kanclerz „może dojść do wniosku, że Polska odrzuca wszystkie jego...