Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Jerzy w jakiś sposób racjonalizował koszmar. Kiedy przynoszono krwawe ochłapy, które kiedyś były ludźmi, on mówił niemal po gospodarsku: - Tego na stół, tego do piwnicy, już po nim. Stawałam obok niego przy stole operacyjnym, podawałam narzędzia. Kiedy się czasami pomyliłam, jego oczy spoglądały na mnie surowo. - Nie to, daj zaczep. Więc podawałam ten zaczep, czepiając się go całą sobą. On miał dla mnie prawie boską nietykalność, chociaż należałoby raczej mówić o piekle. Widziałam przecież tyle krwi. Często lała się po nim przemieszana z gównem, które z rozprutych jelit pryskało mu na twarz. Ja mu ją wycierałam. Było naturalne, że wychodziliśmy z miasta w stanie nienaruszonym. Powiedział wtedy: - Bóg z tobą, Aniu. W wolnej chwili pomyśl o wuju Rudzińskim. Pocałował mnie w czoło, a ja spąsowiałam. Nie tyle od dotyku jego warg, co od tych słów skierowanych do dziecka. Długo nie chciał widzieć we mnie kobiety. Moje serce przedwcześnie dojrzało, ale on o tym nie mógł wiedzieć. Nie zdawał sobie sprawy, do jakiego stopnia go obserwuję. Była taka między nami scena. Gdzieś pod koniec września siedzieliśmy w ruinach, on i trzy dziewczyny. - Ale mam babiniec - śmiał się nawet. Wyciągnął manierkę z samogonem, tego nigdy mu nie brakowało. Każda z nas pociągnęła łyk, a on wypił resztę. I od razu wpadł w dobry humor. Noc była chłodna, więc wszyscy przysunęliśmy się blisko. Z jednej strony miał mnie, z drugiej łączniczkę, która przyniosła meldunek i już nie mogła się wycofać. Była ładna, starsza sporo ode mnie. Tej trzeciej właściwie nie pamiętam. Coś tam sobie opowiadaliśmy, potem zaczął nas morzyć sen. W pewnej chwili poczułam, że ramię Jerzego zwolniło uścisk, powoli je wycofał i odwrócił się do mnie plecami. Czułam, jak porusza się jego ręka i wiedziałam, co te ruchy oznaczają, rozpinał tamtej bluzkę. Zaszeptała, że przecież my tu jesteśmy, na co też szeptem odpowiedział, że dawno już śpimy. Nie wiedziałam, co robią, odgrodzona jego plecami, ale wszystko czułam. To moich piersi dotykały jego dłonie, to z moimi zaciśniętymi udami mocowały się jego palce. - Panie doktorze - zaoponowała dziewczyna. - Cii... chcesz je obudzić? W końcu przystała na wszystko. Plecy Jerzego jeszcze bardziej się ode mnie odsunęły. Zobaczyłam udo dziewczyny ogarniające jego biodro. Jerzy podźwignął ją, prawie posadził na sobie. Słyszałam ich przyśpieszone oddechy. Chciałam zatkać sobie uszy, ale bałam się uczynić najmniejszy ruch. Bałam się, że odkryją, iż nie śpię. Potem oni dawno już spali, a ja nadal trwałam w tym odrętwieniu. Zaczynało szarzeć, kiedy w końcu się poruszyłam. Przysunęłam się bliżej tych odwróconych pleców i przywarłam do nich całym ciałem. Jerzy oddychał głęboko i w żadnym razie nie był tego świadom. Ośmielona objęłam go, wsuwając rękę pod koszulę na piersi. Czułam ciepło jego skóry i byłam bardzo szczęśliwa. To nic, że traciłam swoją niewinność niejako per procura. Dobrze, że chociaż tak, zanim zalała mnie fala brutalności. Nie wiem, jak myślą kobiety o swoim pierwszym mężczyźnie, ja przecież nigdy tego nie przeżyłam, a jednocześnie, jakbym wiedziała wszystko. Może takie już moje szczęście, że zostałam wyznaczona na obserwatora cudzej miłości. Bo to się przecież potem powtórzyło. Można też powiedzieć, że koło się zamknęło, zaczynając się i kończąc na Jerzym. Kiedyś w złości powiedziałam mu, że jest erotomanem. Roześmiał się. - A co powiesz o sobie? Jeszcze żadna kobieta tak mnie nie zmęczyła. - A może jesteś już stary? - To też, Anno. Zrobiło mi się przykro. Te nasze rozmowy, te nasze kłótnie