Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Skinął głową. Chciał przerwać rozmowę jak najprędzej. Udawał, że okłada złotem szklaną perełkę i że jest ogromnie zajęty, ale palce mu tak drżały, że z trudem pracował. Na złoto przychodziła jeszcze warstewka szkła, którą nakładał jednak sam Hiram. Tego dnia złotnik długo czekał na kilka koralików, które by mógł powlec bezcennym szkłem. Na pewno myślał, że chłopiec jest chory lub podpity, bo wykazał niezwykłą cierpliwość, a nawet pochwalił robotę, chociaż Aleksander wiedział, że daleko jej było do doskonałości. W ogóle siedzenie w warsztacie przy kaganku odczuwał jako niewolę. Przywykł do ruchu, palce miał stwardniałe od miecza. Nieraz patrzył zazdrośnie na oddział żołnierzy przechodzących uliczką. Bogowie, jakże by chętnie wstał od warsztatu, kopnął nogą zydel i pobiegł za nimi! Przecież to byli jakby jego towarzysze broni, z którymi tak się zżył. Nieraz w nocy śnił mu się Meletos i Porcjusz, a nawet okrutny Germanin. Co się z nimi dzieje? - myślał, leżąc na łóżku i patrząc w ciemność. - Czy pogardzają kolegą, który uciekł z wojska? Gdy wstawał rano po takiej nocy, mimo że mył się w fontannie, ziewał ciągle, a córki Hirama zaśmiewały się po kątach. Nieraz słyszał, jak ładna czarnooka Jezabel mówiła do siostry, że Aleksander marzy. Kto wie, może o którejś z nich. Chichotały przy tym, aż go to złościło. Co wiedziały te młode ładne Kananejki o jego przeżyciach, o pocałunkach Racheli, o nocach z Heleną, co wiedziały o życiu młodego chłopca, który przeżył tyle ile niejeden starzec? Mogły się śmiać, bo miały własny dom, rodziców, a krzyż znały chyba jedynie z opowiadania. Nie lubił ich, ale nie mógł tego okazywać. Często słyszał wrzaski z kobiecej części domu. To Jezabel karała którąś ze swych niewolnic. Kiedyś przypadkowo zobaczył, jak Kananejka zdjęła sandałek i tłukła nim po głowie niewolnicę. Nieraz w domu matka też karała służbę, ale unikała bicia w głowę. Jezabel miała wyraz twarzy podobny trochę do wyrazu Germanina, gdy katował kogoś. Aleksander uciekł, nie chciał patrzeć więcej. Biedny będzie jej mąż - pomyślał kiedyś. Ale mąż nie zgłaszał się po córkę złotnika z Damaszku. Dziewczyna dochodziła już lat, w których powinna była wyjść za mąż. Hiram, ! najwyraźniej martwił się tym. Nieraz wzdychał ciężko, patrząc na córkę. Półtora roku po przybyciu Aleksandra do Damaszku zatrzymała się w mieście duża karawana, jadąca ze wschodu na zachód. Prowadził ją jakiś krewniak czy znajomy Hirama. Ledwo wielbłądy uklękły na placu przeznaczonym dla karawan, przybiegł do złotnika. - Zlituj się nade mną! - wołał wymachując rękami. -. Bądź moim dobroczyńcą, a wszystkie moje dzieci i wielbłądy będą ci służyć. - Czego chcesz? - spytał Hiram niechętnie. - Wiesz dobrze, że nie wyłudzisz ode mnie ani jednej drachmy, dopóki nie oddasz mi talentu, który pożyczyłeś pięć lat temu. Przybysz uderzył się w czoło dłonią. - Zupełnie zapomniałem, ojcze ubogich, słońce nędzarzy, naprawdę zapomniałem o tym talencie. Będę za pół roku wracał z Antiochii nad Orontesem, to ci wszystko oddam, przysięgam na łono Astarte. - A teraz czego chcesz? - spytał Hiram. - Dobroczyńco ubogich - jęczał Kananejczyk - w mojej karawanie jedzie dwóch magów. Są to doradcy króla Fraatesa. Nie mogę ich ulokować byle gdzie. To dostojni ludzie, więc chciałbym, aby zamieszkali w twoim domu na jedną noc tylko - pochylił się nieco nad Hiramem. - To bogacze, zapłacą ci dobrze! - zniżył głos do zachęcającego szeptu. Hiram długo drapał się w brodę, cmokał, wreszcie się zgodził pod dwoma warunkami: po pierwsze, że będą tylko jedną noc, a po drugie, że zapłacą po pół talenta w złocie. Krewniak aż podskoczył. - Gdzie ty masz serce, ojcze ubogich? Pół talenta za noc? Jak ja im to powiem, nieszczęsny! I to jeszcze w złocie! Hiram ściągnął brwi. - A tyś myślał, że w miedzi? Ja, mój miły, nie mam zajazdu. Robię tylko łaskę, że przyjmuję obcych pod mój dach. Zresztą jak nie chcą zapłacić, mogą spać z wielbłądami. Ich wola. Rozłożył ręce bezradnym gestem. Jego krewniak jęczał, jakby miał boleści. Wiele, wiele razy nazywał jeszcze Hirama ojcem ubogich i pociechą nędzarzy. Aleksandrowi, który naprawiał bransoletkę jakiejś bogaczki kananejskiej, przypominało to faryzeuszy. Był ciekaw, jak długo potrwa wyliczanie cnót Hirama. Wreszcie i to się skończyło. Złotnik nie ustąpił ani obola. Krewniak rad nierad poszedł do wędrowców. Ich służba oraz niewolnicy Hirama zajęli się przygotowaniem komnat dla dostojnych Persów. Aleksander też musiał pomagać, zwłaszcza przy przesuwaniu łóż. Jezabel nie ukrywała złego humoru. - Jest taki upał - wołała - a ja mam spać z siostrą w jednym łóżku? Dlatego że ojciec chce zarobić talenta w złocie? Hiram usłyszał narzekanie córki. - Pamiętaj, Jezabel - powiedział - że wkrótce każdą noc, upalną czy zimną, będziesz musiała spędzać w łożu męża - powiedział słodko. Dziewczyna wydęła usta i nie odpowiedziała ojcu, ale po chwili Aleksander usłyszał, jak mówiła do młodszej siostry: - Będziesz spała na ziemi, a ja w łożu. A jak się poskarżysz, to popamiętasz. A mój mąż, jak zechcę, też będzie spał na podłodze - powiedziała, uderzając sandałem w posadzkę. Persowie nadeszli wreszcie. Aleksander przyjrzał im się uważnie. Nigdy dotychczas nie widział Persów z bliska, poza Cyrusem oczywiście. Ci kapłani nie byli podobni do rosłego niewolnika. Mieli wąskie, szczupłe twarze, brody były ułożone w fale, jak na najstarszych rzeźbach, o których opowiadał Cyrus. Ich turbany skrzyły się od klejnotów, szaty mieli także bogate, chociaż chyba należały do skromniejszych, bo w nich jechali. Hiram kłaniał się prawie do ziemi; czyżby za talenta? Zmiękły jego stare mięśnie - myślał Aleksander. Persowie zajęli komnatę Jezabel. Kazali sobie przynieść wodę do mycia. Niewolnica wzięła ciężki, duży dzban i pobiegła na podwórze do studni, zaczerpnęła wodę i chciała ustawić dzbanek na ramieniu.