Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
A teraz zgódźcie się w końcu na to biczowanie i wierzcie mi, że będzie to iście z wielką korzyścią dla was, tak dla duszy, jak dla ciała: dla duszy, bo spełnicie dzieło miłosierdzia, dla ciała, bo wiem, żeście krwistej kompleksji i że nie będzie źle nieco wam krwi upuścić. - Siła lekarzy jest na świecie; już zgoła i czarnoksiężnicy są medykami - odparł Sanczo. - Skoro tedy wszyscy na mnie nastają, choć nie wiem po co, oświadczam, że gotów jestem sobie wymierzyć tych trzy tysiące trzysta batów pod warunkiem, iż sam je sobie odliczę, ile i kiedy zechcę, bez oznaczania dnia ani godziny; a po- 539 staram się spłacić ten dług możliwie jak najrychlej, aby świat radował się piękno- ścią pani Dońi Dulcynei z Toboso, jako że wbrew temu, com mniemał, jest napraw- dę urodziwa. A także i ten warunek stawiam, że nie będę zmuszony smagać się dyscypliną aż do krwi, a jeśli niektóre razy byłyby jak dla much, będą się jednak liczyły. Podobnie jeśli się w liczeniu pomylę, pan Merlin, który wie wszystko, bę- dzie łaskaw rachunek prowadzić i uwiadomi mię, ile mi nie dostaje albo ile mi zbywa. - O naddatkach nie ma potrzeby oznajmiać - odpowiedział Merlin - bo skoro tylko dojdzie do pełnej liczby, w tej samej chwili zostanie odczarowana pani Dul- cynea i przyjdzie sama podziękować dobremu Sanczowi i odwdzięczyć mu się oraz wynagrodzić za dobry uczynek. Nie lza przeto troszczyć się o naddatki ani o braki. - W imię Boże tedy - rzekł Sanczo - zgadzam się na ten mój zły los; to znaczy, przyjmuję tę pokutę pod umówionymi warunkami. Ledwie Sanczo wyrzekł ostatnie słowo, kiedy znów zadźwięczała muzyka pisz- czałek i zagrzmiały niezliczone muszkiety. Don Kichote rzucił się Sanczowi na szyję całując go tysiąckrotnie po czole i policzkach. Księżna i książę oraz wszyscy obec- ni dawali wyraz swej wielkiej radości, a wóz ruszył z miejsca; w przejeździe piękna Dulcynea skłoniła głowę przed księstwem i niski pokłon złożyła Sanczowi. Tymczasem zbliżała się jutrzenka radosna i uśmiechnięta; kwiateczki polne wyprostowały się i podniosły główki, a płynne kryształy strumyczków, szemrząc po białym i szarym żwirze, pobiegły złożyć daninę czekającym na nie rzekom. Zie- mia wesoła, niebo jasne, powietrze czyste, światło pogodne, każde z osobna i wszyst- ko pospołu dawało jawne oznaki, że dzień, który już deptał po fałdach szat jutrzen- ki, będzie pogodny i jasny. Księstwo, zadowoleni z polowania i z tak sprytnego i szczęśliwego przeprowadzenia ich pomysłu, wrócili do zamku, obiecując sobie dalej prowadzić tę zabawę, bowiem nic im większej uciechy sprawić nie mogło. ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY SZÓSTY opowiada o niezwykłej i niepojętej przygodzie ochmistrzyni Doloridy, zwanej inaczej hrabiną Trifaldi, oraz o liście, jaki Sanczo Pansa napisał do swej żony, Teresy Pansy Liał książę marszałka umysłu nader krotochwilnego i wesołego; on to grał rolę Merlina, przygotował całe widowisko opisanej przygody, ułożył wiersze i pa- zia przebrał za Dulcyneę. Wreszcie ze współudziałem swych państwa ułożył inną sztukę, najdowcipniejszą i naj kunsztowniej szą, jaką wyobrazić sobie było można. Nazajutrz zapytała księżna Sancza, zali rozpoczął już ciężką pokutę, do której zobowiązał się, ażeby odczarować Dulcyneę. Odrzekł, że owszem, tej nocy bowiem wymierzył sobie pięć plag. Księżna zapytała, czym je sobie wymierzył. Odpowie- dział, że ręką. 540 - Jednakoż - odparła księżna - są to raczej klapsy niż plagi. Przekonana je- stem, że wiaduch Merlin nie byłby zadowolony z tej delikatności, cny Sanczo po- winien sobie zrobić dyscyplinę z kolców albo z węzłów, tak aby to łacniej odczuć; bo każda litera z krwią się w ciało wżera, zaś wolności tak wielkiej damy jak Dul- cynea nie okupuje się tak łatwo i za tak niską cenę; niech Sanczo zważy, że uczynki miłosierne, dokonywane niedbale i bez zapału, nie mają zasługi i nic nie są warte. Na to odpowiedział Sanczo: - Dajcie mi, wasza wielmożność, jakąś dyscyplinę alboli rzemień odpowied- ni, a będę się nim smagał, byleby mnie zbytnio nie bolało, trzeba bowiem waszej miłości wiedzieć, że choć ze mnie prostak, ciało mam raczej z puchu niż z łyka i nie lza mi go podrzeć dla cudzej korzyści. - Znamienicie - odpowiedziała księżna - jutro rano dam wam dyscyplinę w sam raz dla was, która przystosuje się do miękkości waszego ciała jak rodzona siostra. Na to rzekł Sanczo: - Wasza wysokość, pani mej duszy, wiedzieć musi, że napisałem list do mej żony, Teresy Pansy, w którym donoszę jej o wszystkim, co mi się zdarzyło od czasu naszego rozstania; mam go tu w zanadrzu, ino podpis położyć; rad bym, aby go wasza światłość przeczytała, zdaje mi się bowiem, że jest stosowny dla wielkorządcy, to jest napisany kształtem, jaki wielkorządcom przystoi. - A któż go pisał? - zapytała księżna. - A któż by go miał pisać, jak nie ja, grzeszny nieboraczek? - Samiście pisali? - zapytała księżna. - Ani myślałem - odpowiedział Sanczo - nie umiem bowiem ani czytać, ani pisać, ledwie się podpisać wydolę. - Pokażcie mi list - rzekła księżna - bez wątpienia wykazaliście w nim przy- mioty i zdolności waszego umysłu. Sanczo wydobył z zanadrza otwarty list. Księżna, odebrawszy go, przeczytała te słowa: List Sanczo Pansy do Teresy Pansy, jego żony Lubo dobrze mię płazowali, trzymałem się mocno na siodle; jeśli uzyskałem dobre wielkorządztwo, kosztuje mnie to wiele cięgów. Nie rozumiesz tego na razie, moja Tereso, innym razem dowiesz się o tym. Musisz wiedzieć, Tereso, postanowi- łem, że masz jeździć karocą, to jest na dzisiaj ważne, inaczej bowiem jeno koty cha- dzają. Tyś żona wielkorządcy, bacz, aby ci nikt nie ubliżył. Posyłam ci dziś zielony strój myśliwski, który mi księżna pani podarowała; przerób go w ten sposób, aby z tego była spódnica ijupeczka dla naszej córki. Don Kichote, pan mój, wedle tego, co w tym kraju słyszę, to wariat rozumny i ucieszny półgłówek; a ja nie pozostaję w tyle. Byliśmy w Jaskini Montesinosa i czarnoksiężnik Merlin skorzystał ze spo- sobności, aby mnie użyć do odczarowania Dulcynei z Toboso, która u was tam zwie się Aldonza Lorenzo; za cenę trzech tysięcy trzysta batów mniej pięć, które już so- bie wymierzyłem, będzie ona odczarowana jak matka, która ją zrodziła
-
WÄ…tki
- Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- - Gdzie napotkałeś na większą biurokrację: w Izraelu czy w ZSRR? Odpowiedź: 20% - w Izraelu, 35% - w ZSRR, 45% - bez różnicy...
- Nikt z nas nie opuści drugiego nawet w najcięższej potrzebie, nikt nie przejdzie do nieprzyjacielskiego obozu, nikt nie będzie knował zamieszania, niezgód; czynił...
- Hitler zaprowadził Mołotowa do stolika, gdzie on, Diekanozow i tłumacze zasiedli na kanapie, natomiast Hitler zajął swój ulubiony fotel, skąd uraczył ich długim...
- Leżąc wieczorem ze wzrokiem wbitym w gasnące węgle, zastanawiałem się, jakich narzędzi należy użyć, żeby wyciąć w żywopłocie przejście, i gdzie te narzędzia zdobyć...
- Na domiar nieszczęścia, tenże koń znalazł szczególne upodobanie w rzucaniu się ku jednej stronie ulicy, gdzie nagle stawał, po czym znów ruszał nagle z miejsca z...
- Wszyscy mieszkańcy Hampton i Moulsey wkładają na siebie wodniacki strój, biorą na smycz psy i idą się powałę- sać koło śluzy, gdzie gruchają, palą fajki i obserwują łodzie...
- Będziesz błogosławiony w mieście, błogosławiony na polu...
- Powoli wracali do stajni, w której trzymano tylko konie Calhenny’ego, a później Morris szedł do swojego wielkiego domu, a Beau do swojej chaty, gdzie czekała na niego...
- Dy Joal, który zdążał do ibrańskiej granicy sam i w wielkim pośpiechu, zebrał ich w mieście leżącym u stóp tych gór, gdzie zarabiali na marny żywot, raz eskortując...
- David i Angela pozwolili jej przez jakiś czas bawić się z psem, lecz wkrótce musiała przyjść do bawialni, gdzie ponownie podłączono jej kroplówkę, Wilsonowie uważali bowiem, że...