Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Ze sklepienia zwieszało się kilka przypominających zęby stalaktytów. West Side Lateral był jednym z największych w tym mieście, stanowił ujście dla prawie całego Upper West Side. Za każdym razem gdy Manhattan nawiedzała sroga ulewa, woda deszczowa odprowadzana była do przetwórni odpadów w dolnym biegu Hudsonu, a wylewane stamtąd ścieki trafiały do West Side Lateral. I do Kloaki. Wyrzucił niedopałek cygara za burtę. – Będziecie musieli znowu się zamoczyć, chłopcy – rzekł, wypuszczając ustami wielki kłąb dymu. – Chcę dostać czaszki. 2 Louie Padelsky, zastępca koronera na miasto Nowy Jork, spojrzał na zegarek, czując, że kiszki grają mu marsza. Konał z głodu. Od trzech dni żył tylko na chipsach, dopiero dziś miał szansę zjeść obiad z prawdziwego zdarzenia. Pieczony kurczak á la Popeye. Przesunął dłonią po opasłym brzuszku, macając go i szturchając leciutko. Jakby go trochę ubyło. Tak, zdecydowanie go ubyło. Pociągnął łyk z piątego już kubka czarnej kawy i spojrzał na grafik. No, nareszcie coś ciekawego. Żadnych ofiar strzelaniny, przedawkowania, żadnych ran od noża. Stalowe drzwi na końcu sali autopsyjnej otwarły się z hukiem i weszła pielęgniarka, Sheila Rocco, wtaczając nosze z brązowymi zwłokami, po czym przeniosła je na wózek sekcyjny. Padelsky spojrzał na ciało, odwrócił wzrok i zerknął raz jeszcze. Trup to niewłaściwe określenie, skonstatował. To, co leżało na stole, wyglądało raczej jak szkielet pokryty strzępami tkanek. Padelsky zmarszczył nos. Rocco przetoczyła wózek pod lampy i zaczęła podłączać rurę odsączającą. – Odpuść sobie – rzekł Padelsky. Jedyne, co można tu było wysączyć, to jego kubek kawy. Wypił spory łyk, wrzucił kubek do kosza, sprawdził plakietkę przy ciele, porównał z zapisem w grafiku, potwierdził zgodność i nałożył lateksowe rękawiczki. – Co mi tu przywiozłaś, Sheilo? – zapytał. – Człowieka z Piltdown? Rocco zmarszczyła brwi i poprawiła zawieszenie lamp nad wózkiem. – Te zwłoki musiały być pogrzebane od dobrych paru stuleci. Na dodatek chyba w gnojówce, bo śmierdzą jak wszyscy diabli. Może to faraon Szajsenhamon we własnej osobie. Rocco wydęła wargi i czekała, podczas gdy Padelsky zaśmiewał się do rozpuku. Kiedy skończył, bez słowa podała mu podkładkę z przypiętymi kartkami. Padelsky szybko je przejrzał, czytając bezgłośnie treść załączonych wydruków. Nagle się wyprostował. – Wydobyte z Humboldt Kill – wymamrotał. – Chryste Panie. – Zerknął na pojemnik z rękawicami, zastanawiając się, czy włożyć dodatkową parę, ale w końcu zmienił zamiar. – Hmm. Zdekapitowane, głowy wciąż nie mamy... brak ubrania, ale gdy je znaleziono, zwłoki miały na sobie metalowy pasek. Przeniósł wzrok nad zwłokami i dostrzegł przywieszony do wózka woreczek z rzeczami osobistymi. – Obejrzyjmy je sobie – powiedział, sięgając po worek. Wewnątrz znajdował się cienki, złoty pasek ze sprzączką Uffizi i osadzonym w niej topazem. Koroner wiedział, że pasek został już zbadany, ale mimo to nie wolno mu było go dotknąć. Zauważył, że po wewnętrznej stronie paska znajdował się numer. – Drogi – rzekł Padelsky, wskazując na pasek. – Może to kobieta z Piltdown. Albo transwestyta. – Znów się roześmiał. Rocco zmarszczyła czoło. – Doktorze Padelsky, czy moglibyśmy okazać temu ciału nieco więcej szacunku? – Oczywiście, oczywiście. – Odwiesił podkładkę na haczyk i poprawił mikrofon wiszący nad wózkiem. – Sheila, kochanie, włącz, proszę, magnetofon. Gdy włączyła urządzenie, głos lekarza stał się nagle surowy, oschły i zawodowo konkretny. – Mówi doktor Louis Padelsky. Jest drugi sierpnia, godzina dwunasta pięć. Wraz z moją asystentką, Sheilą Rocco, przeprowadzamy teraz sekcję... – spojrzał na plakietkę – numeru A-1430. Mamy tu bezgłowe zwłoki, właściwie niemal sam szkielet – Sheila, zechcesz go wyprostować? – długości około czterech stóp i ośmiu cali. Dodając brakującą czaszkę, możemy oszacować pełną długość ciała na pięć stóp i sześć, maksimum siedem cali. Określmy płeć szkieletu. Miednica dość szeroka. Sądząc po jej wyglądzie, mamy tu kobietę. Brak odkształceń kręgu lędźwiowego, więc nie miała jeszcze czterdziestki. Trudno orzec, jak długo przebywała w zanurzeniu. Czuć wyraźnie silny odór... ścieków. Kości są brunatnopomarańczowe i wyglądają, jakby od dłuższego czasu leżały w mule. Mamy jednak wciąż dostatecznie dużo zachowanych tkanek łącznych, by utrzymywały zwłoki w całości, natomiast wokół środkowych i bocznych kłykci kości udowej dostrzec można postrzępione końce tkanek mięśniowych. Zachowały się one także przy kości kulszowej i kości krzyżowej. Sporo materii, by można przeprowadzić analizę DNA i określić grupę krwi. Poproszę o nożyczki. – Odciął fragment tkanki i włożył do torebki. – Sheila, czy mogłabyś odwrócić miednicę na bok? O tak, przyjrzyjmy się... szkielet jest prawie cały, oczywiście jeśli nie liczyć brakującego czerepu. Wygląda na to, że brak również wyrostka osiowego... pozostało sześć kręgów szyjnych... nie ma dwóch wolnych żeber i całej lewej stopy. Kontynuował opisywanie szkieletu. W końcu odsunął się od mikrofonu. – Sheila, podaj mi rongeur. Sheila podała mu nieduży przedmiot, za pomocą którego Padelsky oddzielił kość barkową od kości łokciowej. – Dźwigacz okostnej. – Zagłębił go w kręgu, pobierając tuż przy kości próbki tkanki łącznej. Następnie założył jednorazowe okulary ochronne. – Proszę o piłę