Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Profesor pchnął po stole pudełko z chipem. - W środku jest zestaw tekstów i praktycznych ćwiczeń. Same podstawy, ale zorientujesz się w czym rzecz. - Nie te lata, aby rzucić wszystko i rozpocząć naukę magii. Zresztą interesują mnie ludzie, którzy zabili Hanae, a trop stygnie z każdym dniem. Sam zignorował głośne westchnienie profesora. Przyjemnie byłoby zajrzeć do kryształowej kuli i bez problemu znaleźć morderców. Jeszcze lepiej machnąć ręką i postawić ich przed sądem. Oczywiście założywszy, że Laverty miał rację opowiadając o tych wszystkich rzeczach. Poza tym musi odnaleźć Janice. Jeśli magia potrafi czynić cuda, niech Laverty mu pomoże. - Profesorze, potrafisz wykorzystywać manę? Laverty przez dłuższą chwilę patrzył Samowi prosto w oczy. - Niektórzy tak mówią. - Czy użyjesz swoich zdolności magicznych, aby pomóc mojej siostrze? - Skrzywdzeni zawsze mogą liczyć na moje wsparcie. -A więc uleczysz ją? Profesor rozsiadł się wygodnie, jakby to pytanie go zaskoczyło i potrzebował czasu na odpowiedź. Jego zimne zielone oczy mierzyły Sama, ważąc ewentualne konsekwencje. Bez wątpienia Laverty kalkulował również cenę. - Dla mistrza magii wiele spraw jest możliwych, ale nawet najpotężniejszy czarodziej nie może odmienić tego, co zapisane wyżej. Ton jego głosu wskazywał, że nie ma zamiaru niczego obiecywać. - Kiedy wypełnisz postawione przed sobą zadanie, skontaktuj się ze mną i wtedy zobaczymy. Sam zrozumiał ze słów profesora, że ma uczynić dla Janice wszystko, co w jego mocy. Nie było gwarancji powodzenia, ale trudno oczekiwać podobnych zapewnień. Nie bardzo wiedział, co robić kiedy już odnajdzie siostrę, ale teraz miał przynajmniej nadzieję. Albo raczej ona miała nadzieję, szansę powrotu do normalnego życia. Sam miał również nadzieję, że zdoła uiścić opłatę, której zażąda Laverty, ponieważ profesor sprawiał wrażenie osoby wyrozumiałej. To wszystko jest bez sensu, odezwał się w nim głos rozsądku. Nie wiesz nawet, gdzie jej szukać. Nie poddał się jednak zwątpieniu. Poradzę sobie na pewno, postanowił w duchu. Najpierw zostaną znalezieni mordercy Hanae, później odnajdę Janice. Trop zanikał z każdą chwilą. Sam wstał, podszedł do biurka i wziął pudełko z chipem. - Dziękuję - powiedział chowając saszetkę do kieszeni. - Wybaczcie, proszę, ale mam parę spraw do załatwienia. Rozdział 27 Elf zupełnie nie pasował do z grubsza oheblowanych ścian tego budynku. Garnitur miał od krawca z pleksu, a buty po kontakcie z miejscowym błotem nadawały się tylko do wyrzucenia. Jego akcent był czysto miejski, a ręce delikatne, nienawykłe do ciężkiej pracy. - Jestem tylko posłańcem - oznajmił zimnym, nieobecnym głosem. Hart ugryzła się w język. Po co się męczyć? Wcześniejsze krzyki nie zrobiły na nim żadnego wrażenia. Elf był sprytny, zręcznie balansował. Powinna była odpłacić mu tą samą monetą, ale denerwowała się, kiedy interesy źle szły. A teraz miała prawdziwe problemy. Wzięła pistolet leżący na stole i schowała go do kabury. Nie powinno nikogo dziwić, że przekupiony patrol graniczny z Tir sfuszerował robotę. Zrozumiałe, że pozwolili jej uciec. To się często zdarzało. Ale żeby wypuścić tego korporacyjnego ptaszka trzeba być prawdziwym patałachem. Fuks, zły rzut kostką. Uśmiech losu dla tego garniturowca Vernera, ale nie dla niej. Posłaniec nadal trwał bez ruchu. - Wynoś się - warknęła, wciąż mocno rozdrażniona. - Chcesz coś odpowiedzieć? - Twojemu bezimiennemu pryncypałowi? Nie żartuj. - Twoje dobre imię bardzo leży mu na sercu. -Ale nie chce ujawnić swego nazwiska? Jestem wzruszona. - Zapewniam, że to nazwisko jest ci dobrze znane. Aktualnie jednak nie byłoby najrozsądniej go ujawniać. Kazano mi przekazać, że w przyszłości jego względy mogłyby ci się bardzo przydać. Nietrudno zasłużyć na jego przychylność. Wszystko czego oczekuje w zamian za informację, którą ci przyniosłem, to ogólny zarys twoich najbliższych planów. - Dym i zwierciadła. - Słucham? - Powtórz mu to. Dym i zwierciadła. Posłaniec wstał z wyrazem oburzenia na twarzy. - Znakomicie. Obrócił się i wyszedł wielkimi krokami. Drogie skórzane buty cicho skrzypiały przy każdym zetknięciu z podłogą. Nareszcie koniec. Drobne zwycięstwo zawsze lepsze niż żadne. Niech ten elf zaniesie jej odpowiedź swojemu tajemniczemu mocodawcy. To powinno spowodować nieco zamieszania. Ktokolwiek wysłał tego posłańca, mógł mieć mnóstwo powodów, aby przekazać jej tę informację. Pan Niewiadomy mógł grać po każdej ze stron. Możliwe też, że nie był bezpośrednio zaangażowany, ale chciał wykorzystać sytuację, aby pogrążyć rywala albo wyciągnąć przyjaciela. Trudno cokolwiek powiedzieć bez znajomości szczegółów . Zresztą nie ma sensu tracić czasu na wnikliwe analizowanie źródła, skoro informacja dotarła do celu. Z grona podejrzanych wykluczyć mogła jedynie tego starego parszywego robala, który był jej kontrahentem. Gdyby wiedział o cudownym ocaleniu Vernera, wiadomość o niepowodzeniu misji przyniosłaby jej armia uzbrojonych po zęby zbirów. Trzeba powiedzieć o wszystkim Tessien. Jest przecież jedną ze stron kontraktu. Hart wyszła na chłodne nocne powietrze w samej marynarce