Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

- Czy wyglądali na bardzo zmęczonych? Pasterz schylił się i podniósł suchy, zakurzony patyk. Przełamał go z głośnym trzaskiem na dwie części. - Ten młodszy, bez zarostu, był jak ten patyk. Jedno dotknięcie, jedno słowo, a rozsypałby się na kawałki. Powiedzieli mi, że podążają do Antiochii. Ten młodszy będzie miał szczęście, jeśli dojedzie tak daleko. - Kiwał energicznie kudłatą głową, dając w ten sposób do zrozumienia, że sytuacja była bardzo poważna. - Nawet ten drugi, który wydawał się tak wytrzymały jak stara skóra, zgięty był w pół na siodle, a twarz miał szarą jak ten pył na drodze. Adam zaprosił pasterza na przygotowywany właśnie posiłek. Łukasz usiadł u wejścia do namiotu Debory. - Trawi cię obawa - odezwał się. - Posłuchaj, moje dziecko, nie ma po temu powodów. Oni już są w Antiochii. W tej właśnie chwili, kiedy widzę w twych oczach pożerający cię niepokój, oni śpią na miękkich posłaniach, a wokół nich zaczyna się budzić wielkie miasto. Tak, ukończyli swoją podróż i odpoczywają po trudach. - Ale słyszałeś, co mówił pasterz... Łukasz pokiwał głową uspokajająco. - Oni nie tylko dotarli do Antiochii, ale może postarali się już o to, żeby zapadła decyzja. Pewien jestem, że widzieli się z bankierem i opowiedzieli całą rzecz. Ma on już w rękach dokumenty, które zabrali ze sobą, żeby można było ustalić ich tożsamość. Debora uspokoiła się nieco. - Modliłam się do Jahwe sto razy dziennie, żeby nad nimi czuwał i okazywał wyrozumiałość. - Taka wiara będzie nagrodzona. Pewien jestem, że Jahwe cię wysłuchał. W chłodzie wieczoru usiedli we trójkę do wieczerzy. Zaczęto już zwijać obóz, bo za pół godziny mieli wyruszyć w drogę. Czuli się wypoczęci i odprężeni. Sara wprawnymi i łagodnymi palcami masowała zmęczoną twarz i szyję swojej pani, a potem oszczędnie nałożyła nieco różu wyjętego z pudełeczka z przyborami toaletowymi. Młoda mężatka odzyskała dobry nastrój. - Mówiono mi, że Antiochia to piękne miasto - odezwała się. - Cieszy mnie, że będę mogła je zobaczyć. - Jestem przychylnie nastawiony do jej wielu zalet - oznajmił Łukasz. - To mój dom. Kocham ją i uważam za najwspanialsze miasto świata. Naturalnie - dodał po chwili - nie widziałem Rzymu. - Ale widziałeś Jerozolimę! - zawołał Adam. - Jak możesz nazywać Antiochię najwspanialszym miastem? - Przerwał, a potem z zacietrzewieniem mówił dalej: - Nie ma takiego miejsca, które można porównać z Jerozolimą. Tam jest Świątynia, a cała prawdziwa wielkość i chwała świata są w tej Świątyni! Łukasz skinął głową ze zrozumieniem. - To prawda, że Bóg dał Jerozolimę swemu ludowi. Lecz ja, Adamie, myślałem o sprawach materialnych, o bogactwie i mieszkańcach, pięknych budynkach, szerokich i przestronnych ulicach, o rześkich powiewach znad rzeki i o licznych przystaniach, gdzie stoi tyle statków o wysokich masztach. Jest jeszcze coś, co ci muszę powiedzieć, a co mnie bardzo niepokoi. Podczas ostatniego pobytu w Jerozolimie dręczyło mnie dziwne odczucie. Wydała mi się stara i naznaczona piętnem tragicznego przeznaczenia. Czułem, że zbliża się jej koniec, że już czeka, jak Jezus czekał na Górze Oliwnej. Nie zdziwiłbym się, gdybyśmy wyjeżdżając z tego miasta ujrzeli wielki głaz przytoczony do Bramy Damasceńskiej i anioły z płomienistymi mieczami stojące na straży. - Ponosi cię fantazja, Łukaszu! - zawołał oburzony Adam. - Czy chcesz powiedzieć, że Jerozolima wydaje ci się miastem umarłych? Pozwól, że coś ci powiem: miasto Dawida będzie stało w całym swoim majestacie, kiedy już świat zapomni o istnieniu Rzymu, Antiochia zaś zostanie pogrzebana pod lawiną skał, które spadną z otaczających ją gór. - Żywię nadzieję, że masz rację - powiedział Łukasz. - Nie mogę pogodzić się z tym, że zniszczenie zagraża tym starożytnym kamiennym murom i wisi nad Górą Moria. Twoje mniemanie jest równie dobre jak moje, Adamie. Zwyczajny człowiek ma prawo się pomylić. Nie jestem prorokiem. Uraza, jaką poczuł Adam, objawiła się najpierw długim milczeniem, a później wybuchem, ponieważ uznał to za lekceważenie. - To ja umożliwiłem bezpieczne wydostanie Kielicha, tego Kielicha, do którego przywiązujecie tak wielką wagę, z rąk arcykapłana i zelotów