Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

- Mój kierowca. Myśli, że pan chce mnie zabić. - Świetny pomysł. Ale to może poczekać. Niech mu pan każe odłożyć tę pukawkę. Walter oddał Mungerowi wyrywającą się dziewczynkę. - Pies jest nietknięty. Spiro nie trafił - poinformował. Powtórnie kazał kierowcy opuścić broń i wracać do samochodu. - Wszystko jest w najlepszym porządku. - Ponieważ mówił pewnym siebie, autorytatywnym tonem, Spiro opuścił lufę ku ziemi. Zapowiedział jednak, że będzie czekał przy furtce. Walter ma go zawołać, jeśli zajdzie potrzeba. Androulla uspokoiła się i Munger odesłał ją do domu. Walter pokuśtykał do krzesła i ciężko na nie opadł. Obejrzał łydkę. Miał rozerwane i zakrwawione spodnie. Podniósł wzrok na stojącego w drzwiach Mungera. 110 - W ciągu minionych dwudziestu czterech godzin byłem częściej fizycznie napastowany niż przez wszystkie poprzednie lata. Czy pies ma wściekliznę? - Niestety, nie. Munger pochylił się, by podnieść z podłogi dzbanek. Przez chwilę wpatrywał się w Waltera, po czym podszedł do zlewu, napełnił dzbanek wodą i postawił na ogniu. - Niech pan zdejmie spodnie - polecił. Po dwudziestu minutach Walter, bez spodni i z obandażowaną nogą, z kubkiem kawy w ręku, siedział naprzeciwko Mungera. - Daję panu dziesięć minut - powiedział Munger. - A potem ma pan zniknąć z mojego życia na zawsze. Walter milczał przez dobrą minutę. Potem otworzył teczkę i wyjął z niej dwa pliki dokumentów oraz fotografię, którą położył na stole białą stroną do góry. Jeden plik podał Mungerowi. - Już panu mówiłem o irackim programie nuklearnym. Tutaj są dowody, że Irakijczycy zamierzają zdobyć broń nuklearną, aby jej użyć przeciwko Izraelowi. Moim zadaniem jest im to uniemożliwić. Następnie podał Mungerowi fotografię. - To zdjęcie zrobił Duff Paget na parę sekund przed śmiercią. To jest powiększenie twarzy osoby wyglądającej przez tylną szybę samochodu zamachowców. Munger przyglądał się twarzy i także, jak przedtem Walter, palcami zasłonił czarne włosy. - Zgadza się - odezwał się Walter. - To Janinę Lasage. Pańska eksko-chanka. Pracuje dla SDECE. Teraz współpracuje najprawdopodobniej z irackim Mukhabaratem przeciwko nam. Nienawidziła Duffa, bo przelicytował ją podczas aukcji pańskiego aparatu. W chwili, gdy został zamordowany, wykonywał misję inwigilacji OWP. Lasage zorganizowała jego likwidację. Walter oczekiwał jakiejś reakcji Mungera. Nie było żadnej. Munger siedział wpatrzony tępo w zdjęcie. Walter wziął do ręki drugi plik dokumentów, położył przed Mungerem i otworzył. Tuż pod papierową okładką wpięte było zdjęcie trzydziestoparo-letniej kobiety. Twarz ładna, ale surowa, co jeszcze bardziej uwypuklały półcienie odbitki w sepii. Walter zaczął mówić lekko spiętym głosem: - Rita Helena Munger, z domu Rothstein, urodzona 20 lipca 1914 roku. Córka Beniamina i Racheli Rothsteinów, żona Williama Mungera. Zmarła 14 czerwca 1948 roku w Jerozolimie. W pokoju zapanowała cisza. Walter czuł suchość w gardle. Bardzo chciał unieść kubek i wypić parę łyków kawy, ale się powstrzymał. Munger wpatrywał się w starą fotografię. Trudno było odczytać wyraz jego twarzy. 111 Walter wziął głęboki oddech i mówił dalej: - W tej teczce znajdzie pan wszystkie informacje dotyczące tego, co pańska matka uczyniła dla Izraela. Ile ludzkich istnień ocaliła, ile sama wycierpiała. Pan pewno nawet nie wie, w jakich okolicznościach umarła. Najwyższy czas, aby pan się dowiedział. Złapali ją ludzie z jordańskiego Legionu Arabskiego. Poderżnęli jej gardło. Ale przedtem po kolei gwałcili. Było ich ponad dwudziestu. Dopiero teraz Munger podniósł głowę. Zaczerpnął oddechu i otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale potem je zamknął. Walter widział, że z trudem nad sobą panuje. Obawiając się przegranej, ciągnął dalej: - Oczywiście, porzuciła pana. Ale uczyniła to motywowana wielką wiarą, że to, co zamierza uczynić, jest konieczne, aby ocalić naród żydowski. Dać mu własne państwo. Ocalić tych, którzy wyszli cało z hitlerowskiej rzeźni. Pan może tego nie pojmuje, ale pojmują miliony Żydów, pojmuję ja. Zapadła kolejna cisza. Munger nie spuszczał wzroku z Bluma. - Są sprawy, których nie znajdzie pan wśród dokumentów. Nikt nie wie, ile wycierpiała, porzucając jedyne dziecko - ciągnął Walter. - Moim zdaniem to, co zrobiła, wynikało ze złożenia ślubowania, podjęcia wyzwania. Po prostu zrozumiała nagle, kim jest. Najprawdopodobniej z podświadomości wydobyła to jej praca wśród ocalałych więźniów obozów koncentracyjnych w Niemczech. Musiała odbyć wewnętrzną walkę. Musiała dokonywać niezliczonych rachunków sumienia. Musiała podjąć straszliwą decyzję: jej własne dziecko albo przyszłość żydowskiego narodu. Podjęła decyzję. Skończył, teraz było mu już wszystko jedno. Podniósł kubek, upił łyk kawy. Był w rozpaczy. Nie potrafił dotrzeć do Mungera. Sięgnął do teczki i wyjął bilet wizytowy. Rzucił go Mungerowi przez stół. - Może pan zgubił ten, który panu dałem. Albo wyrzucił. Jeśli pan podejmie decyzję, żeby mi pomóc, proszę zadzwonić i prosić o Daktyl Jeden. Gdziekolwiek bym był, znajdą mnie. Zamknął teczkę, wziął spodnie wiszące na oparciu sąsiedniego krzesła i wstał. Wiedział, że wygląda śmiesznie, ale nic go to nie obchodziło. Po raz pierwszy w życiu pomyślał, że o godności świadczy powaga wypowiadanych słów, a nie wygląd. Pokuśtykał do drzwi. Odwracając głowę powiedział: - Od czerwca 1948 roku w każdy szabat dzieci składają kwiaty na grobie pańskiej matki i modlą się o jej duszę. I będzie tak zawsze... póki istnieje państwo Izrael. Wyszedł, nie zamykając za sobą drzwi. 112 8 Lato przeszło w jesień, w górach Trodos zaczęły spadać szyszki. Pełno ich było w ogrodzie wokół domu Ruth. Któregoś dnia przyszły dzieci z sierocińca, żeby pomóc je zgrabić na stos. Było pełno śmiechu i radości. Ruth przygotowała dzbanki z sokami owocowymi i talerze z kanapkami. Prawdę powiedziawszy, miała sporo kłopotu, by szyszki znalazły się na jednym stosie. Zdesperowana podzieliła dzieci na dwa zespoły i zorganizowała coś w rodzaju wyścigu. Który zespół szybciej ułoży większy stos. Niech już będą dwa zamiast jednego. Na czele jednego zespołu postawiła dziesięcioletnią Miriam, dość rozsądną dziewczynkę. Na przywódcę drugiego zespołu wybrała Stawosa, jej kłopotliwego wychowanka. Była to dla niego próba skoncentrowania się na jednym zadaniu, a zarazem wyróżnienie. Zawody właśnie się zaczęły, kiedy z patio wywołała ją służąca. Ktoś przyszedł. Paroma okrzykami zachęciła Miriam i Stawosa do kontynuowania zabawy i szybkim krokiem poszła do domu. Nieproszeni goście pojawiali się rzadko. Była ciekawa, kto to taki