Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
— Osiemnaście godzin? — Lekarz pokręcił głową. — Tak ładnie się zrasta, że powiedziałbym: osiemnaście dni. — Zanim Jack zdołał cokolwiek wtrącić, dodał: — Potrzebna mu transfuzja.. — Ale nie może pan? To znaczy… chciałem powiedzieć, że jego krew… — Wiem. Wziąłem próbkę do analizy. Dwóch laborantów pracuje nad zmieszaniem składników chemicznych w plazmę, tak by osiągnąć coś możliwie zbliżonego do jego krwi. Obydwaj nazwali mnie kłamcą. Ale on musi mieć transfuzję. Zresztą dam wam znać. — Wyszedł z pokoju. — Oto i zdumiony medyk. — Jest w porządku — rzekł Zinsser. — Dobrze go znam. Masz mu za złe? — Że tak mówi? Oczywiście, że nie. Harry, nie wiem, co zrobię, jeśli Miau się stąd odmelduje. — Tak go lubisz? — Nie tylko o to chodzi. Ale być tak blisko ‘spotkania nowej kultury, a potem żeby ci się ot, po prostu wyślizgnęła — to naprawdę za dużo.; — Ten silnik odrzutowy… Jack, bez Miaua, który mógłby wytłumaczyć, nie sądzę żeby jakikolwiek uczony potrafił zbudować duplikat. To byłoby mniej więcej tak jakby dać płatnerzowi z Damaszku trochę wolframu i kazać zrobić z niego włókna. Zostałby nam tylko pręt odrzutowy, syczący, kiedy go pchnąć ku ziemi, szydzący z człowieka. — I ta telepatia — czegóż by nie dał Rhine, żeby to zbadać! — Właśnie! A jego pochodzenie? — spytał poruszony Zinsser. — Nie z naszego Układu Słonecznego. Znaczy to, że musiał użyć jakiegoś napędu międzygwiezdnego albo nawet owego skrzywienia czasoprzestrzeni, o którym piszą fantaści. — Musi żyć — rzekł Jack. — Musi, albo nie ma sprawiedliwości. Jest zbyt wiele rzeczy, których musimy się dowiedzieć, Harry! Słuchaj — jest tutaj. To znaczy, że któregoś dnia przybędzie więcej jego rodaków. — Tak, ale dlaczego nie przybyli dotychczas? — Może i przybyli. Charles Fort… — A, przestań — rzekł Zinsser. — To już idzie trochę za daleko. Wrócił lekarz. — Chyba się wygrzebie. — Naprawdę?. — Żadne naprawdę. Nie ma w tym typie niczego prawdziwego. Ale rokowania są dobre. Szybko reaguje na terapię. Co jada? — Chyba mniej więcej to co my. — Chyba. Wygląda na to, że nie wie pan o nim zbyt dużo. — Fakt. Dopiero tu przybył. Nie — proszę mnie tylko nie pytać skąd — zastrzegł się Jack. — Musi mu pan sam zadać to pytanie. Lekarz podrapał się w głowę. — On nie jest z tego świata. O tym mogę was zapewnić. Niewątpliwie dorosły, ale wszystkie złamania poza jednym są urazami typu dziecięcego, jakie spotyka się u trzylatków. Przezroczyste membrany na… z czego się pan śmieje? — zapytał nagle. Jack zaczął cicho, od chichotu, ale śmiech wyrwał mu się spod kontroli. Teraz już ryczał. — Jack! — zawołał Zinsser. — Uspokój się. To jest szpi… Jack machnął ręką. — Nie… nie mogę! — odparł bezradnie i dostał następnego ataku. — Nie możesz czego? — Przestać się śmiać — odparł Jack łapiąc powietrze. Potem otrzeźwiał, nawet więcej niż otrzeźwiał. — To po prostu musi być zabawne. Nie zgodzę się na nic innego. — O czym, u diabła, mówisz? — Posłuchaj, Harry. Zakładaliśmy wiele rzeczy na temat Miaua, jego kultury, pochodzenia… nigdy niczego się nie dowiemy! — Ale dlaczego? Sądzisz, że nigdy nam nie powie… — Oczywiście, że nie. Nie, nie mam racji. Powie nam bardzo dużo. Ale to wszystko na nic. Zaraz ci wytłumaczę. Ponieważ jest naszych rozmiarów, ponieważ bez wątpienia przyleciał statkiem kosmicznym i przywiózł ze sobą jakieś przedmioty, które w oczywisty sposób są wytworem wysoko rozwiniętej cywilizacji, uważamy, że to on stworzył tę cywilizację, że jest wybitnym przedstawicielem swej rasy. — No tak musi chyba być. — Musi? Harry, czy Molly wynalazła samochód? — Nie, ale… — Ale wyjechała nim przez ścianę garażu. Na pełnej twarzy Zinssera zaczęło malować się zrozumienie. — Chcesz powiedzieć… — Wszystko się zgadza! Przypominasz sobie, jak Miau wymyślił, żeby przenieść tę ciężką klapę na pręcie odrzutowym, a następnie zostawił sprawę w połowie tylko zakończoną? A jego fascynacja jo–jo Molly? A co zrobisz ze szczególnym porozumieniem między nim a Molly, nikim więcej? Czy nie wygląda to na rozsądne rozumowanie? No, a przyjrzyj się reakcji Iris — prawie macierzyńska, choć sama nie wie dlaczego. — Biedny mały ludzik — westchnął Zinsser. — Ciekawe, czy myślał, że jest w domu, kiedy wylądował? — Biedny mały ludzik, pewnie — rzekł Jack i znowu zaczął się śmiać. — Czy Molly potrafi wyjaśnić, jak działa silnik spalinowy? Czy potrafi objaśnić zjawisko prądu warstwowego na płacie nośnym? — Pokręcił głową. — Sam się przekonasz. Miau będzie w stanie powiedzieć nam coś na kształt zdania Molly: „Jechałam samochodem z tatusiem z szybkością dziewięćdziesięciu kilometrów na godzinę”
-
WÄ…tki
- Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- Z tej cząstki życia tyle życia buchało, że don Juan odskoczył przerażony i jął krążyć po pokoju, nie śmiejąc spojrzeć na to oko, a widział je wszędzie, na posadzce i gobelinach...
- Pierwsza, jedyna!! Gdy spojrzę na pierwszą miłość dwóch młodych, niewinnych istot, poglądam na nią z czcią, ze łzami w oczach, z wzruszeniem i szacunkiem...
- Przesłał ojcu ostatnie spojrzenie i ostatni pocałunek i poszedł za panem de Sazerac wolnym i poważnym krokiem...
- Spójrzcie na jeden z sześćdziesięciu włosów, które tracimy dziennie, a zobaczycie ponad tysiąc komórek zorganizowanych niczym kolisty gont wokół centralnego...
- Obrzucił mnie badawczym spojrzeniem, które widocznie musiało go prze- konać o moich pokojowych zamiarach, ponieważ odłożył broń i skinął gło- wą...
- Zaciął się i prowadzony przez dwóch knechtów szedł wyprostowany, dumnym wzrokiem odpowiadając na pełne złości i nienawiści spojrzenia, jakimi obrzucali go cesarscy...
- - Dlaczego ściągnęłaś tę Platynę? Tina spojrzała na mnie, przez chwilę milczała, aż w końcu musiała się domyślić, że słyszałem ich rozmowę, bo powiedziała z nieoczekiwaną...
- Przysiadła się do męża — i doczekawszy się tej chwili, że został durniem, powiedziała mu: — No, dość już, racuszku! — (Przy słowie „racuszku” Sanin spojrzał na nią ze...
- Spojrzał dziwnym wzrokiem i rzekł głosem niezmiernie wzruszonym: - Wiedz, że w tej oliwili Allach nie patrzy na nic na świecie, tylko na nas...
- Nikt nawet nie podchodził, tylko strażnicy z automatami, którzy też rzucali zdziwione spojrzenia w moją stronę...