Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Za nic! Niech ręka Boska broni! ( zrywa się z gniewem) Trzeba kuć żelazo, póki gorące. Tego majora... tak, majora wyrzucę za drzwi jeszcze dziś. Fora ze dwora! chce wyjść Ż o n a. Nie bluźnij, ojciec! Za te jego prezenta ileśmy już grosza... M i l l e r wraca i staje przed nią Za hańbę mojej córki? A niechże cię wszyscy diabli, wstrętna rajfuro! To już wolę ze skrzypcami chodzić na żebry i grać za łyżkę ciepłej strawy albo rozbić wiolonczelę i w pudle gnój wozić niżeli żyć z pieniędzy, które moja jedynaczka przypłaci szczęściem na tym i na tamtym świecie. Przestań ty wreszcie pić tę przeklętą kawę, przestań zażywać tabakę, to nie będziesz musiała frymarczyć swoim dzieckiem. Zawsze miałem co do gęby włożyć i czystą koszulę pod surdutem, jeszcze zanim ten narwany nicpoń zasmakował w moim domu. Ż o n a Aleś w gorącej wodzie kąpany! Ty nic, jeno od razu zaczynasz się pieklić. Przecie ja tylko powiadam, że nie wolno do pana majora z afrądem17, boć to syn samego prezydenta. 16 Georges Brydges R o d n e y (1718–1792) – admirał angielski, w r. 1782 rozgromił flotę francuską koło wyspy Dominiki (Indie Zachodnie). 17 a f r ą d e m – zamiast: afrontem. 24 M i l l e r Właśnie w tym sęk. I właśnie dlatego dziś jeszcze skończę całą historię. Prezydent będzie mi chyba wdzięczny, jeżeli jest uczciwym ojcem. Wyczyścisz mi zaraz mój czerwony aksamitny surdut i każę się zameldować u jego ekscelencji. Powiem tak: ,,Synowi waszej ekscelencji wpadła w oko moja córka. Moja córka jest za licha na żonę syna waszej ekscelencji. Ale na kochanicę syna waszej ekscelencji jest moja córka za dobra – i basta!” Powiem to prezydentowi, jakem Miller. SCENA DRUGA Ciż, sekretarz W u r m Ż o n a A, dzień dobry, panie sekretarzu! Mamy więc nareszcie znowu przyjemność? W u r m Przyjemność po mojej stronie, pani dobrodziejko. Kogo szlachta zaszczyca swoją łaską, temu pewnie zwyczajny mieszczuch wielkiej przyjemności nie sprawia. Ż o n a Co też pan wygaduje, panie sekretarzu! Co prawda, wysoka łaska pana majora von Waltera zaszczyca nas od czasu do czasu, ale nie znaczy to, byśmy mieli ludźmi pogardzać. M i l l e r z kwaśną miną Przysuń fotel dla pana. Proszę, niech się sąsiad rozgości. W u r m odkłada kapelusz i laskę, siada No – a jakże się miewa moja przyszła, czy też, broń Boże! niedoszła? Czy nie można by zobaczyć panny Luizy? Ż o n a Dziękuję za pamięć, panie sekretarzu. Przecież moja córka wcale nie jest dumna. M i l l e r zły, trąca ją łokciem Kobieto! Ż o n a Żałuję bardzo, że córka nie może mieć honoru powitać pana sekretarza. Bawi właśnie na mszy. W u r m To mnie cieszy. Owszem, cieszy. Będę miał pobożną, religijną żonę. Ż o n a z dystynkcją i głupkowatym uśmiechem Tak, tak... Że niby co, panie sekretarzu? 25 M i l l e r zakłopotany, szczypie ją, w ucho Kobieto! Ż o n a Jeżeli panu w czym innym służyć możemy, to oczywiście z całym ukątętowaniem18, panie sekretarzu. W u r m z jadowitym spojrzeniem W czym innym? Bardzo dziękuję, bardzo dziękuję... Hm... hm... Ż o n a Przecie pan sekretarz sam to chyba potrafi zrozumieć... M i l l e r wściekły, uderza Żonę po tyłku Kobieto! Ż o n a Bo co dobre, to i owszem. Ale co lepsze, to zawsze lepsze. I jedynemu dziecku człowiek na drodze do szczęścia stawał nie będzie, ( z prostacką wyniosłością) Pan sekretarz chyba już miarkuje? W u r m wierci się niespokojnie na fotelu, skrobie się po głowie, skubie mankiety i żabot Miarkuje? Ależ nie... Tak, tak... Co pani chce przez to powiedzieć? Ż o n a No, bo ja tylko tak sądzę... ja tak zuponuję19, ( chrząka) że skoro już Pan Bóg naszą córkę przedestynował20 koniecznie na wielmożną panią... W u r m zrywa się Co pani mówi? Co takiego? M i l l e r Niech pan siedzi, niech pan siedzi, panie sekretarzu! Moja żona to głupia gęś. Jaka tam wielmożna pani? Ośla paplanina i nic więcej. Ż o n a Możesz sobie szydzić do woli, a ja co wiem, to wiem – i co pan major powiedział, to powiedział. 18 u k ą t ę t o w a n i e m – zamiast: ukontentowaniem. 19 ...z u p o n u j ę – zamiast: suponuję (łac. suppono) – przypuszczam, domyślam się. 20 ...p r z e d e s t y n o w a ł – zamiast: predestynował – przeznaczył. 26 M i l l e r z pasją, pędzi po wiolonczelę Zamkniesz ty nareszcie gębę? Czy chcesz, bym ci wiolonczelę na łbie roztrzaskał? Co ty tam wiesz? Cóż mógł powiedzieć? Niech pan nie zwraca uwagi na te plotki, mój kochany. Marsz do kuchni! – Nie sądzi pan chyba, żem do cna zgłupiał i że śnią mi się jakieś wysokie progi dla córki? Tego się pan przecież po mnie nie spodziewa, panie sekretarzu? W u r m Na to sobie nie zasłużyłem, panie kapelmistrzu. Wiem, że jest pan człowiekiem honoru, a moje prawa do pańskiej córki były już tak jakby czarno na białym. Mam stanowisko i rodzinę skromnie wyżywić potrafię. Prezydent dla mnie łaskaw. Gdy będę chciał awansować, znajdzie się protekcja. Wie pan, że moje zamiary względem panny Luizy są uczciwe, ale jeżeli jej jakiś Jaśnie pustak w głowie zawrócił... Ż o n a Panie W u r m! Więcej reszpektu21, ja bardzo proszę. M i l l e r Zamknij gębę, powiadam. Panie sąsiedzie, niech się pan nie gniewa. Wszystko jest, jak było. Odpowiedź, którą dałem panu zeszłej jesieni, powtarzam dzisiaj znów. Córki swojej zmuszać nie będę. Jeżeli się jej podobasz, dobrze; sama niech patrzy, jak będzie z panem szczęśliwa. Powie: nie – to jeszcze lepiej! – chciałem rzec: wola Boża! No, wtedy niech pan przełknie czarną polewkę, a potem pójdziemy we dwójkę na butelkę wina. Dziewczyna ma przecież żyć z panem, a nie ja. Jak mogę tedy, dla zwykłego uporu, zmuszać ją, by wzięła sobie męża, który jej nie przypadł do gustu? Żeby mnie potem na stare lata sumienie goniło jak psy zająca? Żebym w każdym kieliszku wina, w każdej łyżce zupy musiał łykać ten wyrzut: to ty, łotrze, zmarnowałeś swoje dziecko! Ż o n a I po co tu tyle gadać? Ja swojego zezwoleństwa nie dam, nie i nie! Mam dla córki wyższe aspirancje22, a jeżeli mi kto męża przekabaci, lecę do sądu. M i l l e r Połamać ci ręce i nogi, stara grzechotnico? W u r m do M i l l e r a Rada ojcowska wiele może u córki, a mnie pan przecież dobrze zna, panie Miller. M i l l e r A niechże cię dunder!... Dziewczyna... chodzi o to, by dziewczyna pana znała, nie ja. Jak na gust starego Millera, to z pana na pewno niezbyt smaczny kąsek dla młodej dziewczyny ze zdrowym apetytem. Ja panu potrafię dokumentnie powiedzieć, czy się pan nadaje do orkiestry, czy nie. Ale dusza kobiety to za delikatna materia nawet dla kapelmistrza