Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Hydrze tej ja utnę teraz wszystkie głowy. Wydaje się to panu okrucieństwem, ale jest tylko obowiązkiem. Ci, którzy po mnie przyjdą, nie doznają i nie przeżyją tego co ja, gdym czytał te dzieje i słuchał pana. Grzymała skłonił głowę. - Uczyni książę, jak zechce. Ja powiedzieć musiałem. - Nie czynię panu wymówki. Należy się ode mnie wdzięczność, żeś wstyd ten i ohydę dla honoru naszego domu uszanował i milczał. - Jam tego wcale nie uczynił dla honoru domu, ale dlatego, żem księcia Alfreda żałował, a księcia uważał za przyjaciela. Zresztą cudza tajemnica nie jest nigdy naszą własnością. Przepraszam, jeślim przykrość sprawił. - Wiedząc pobudki pańskie, postaram się o tej rozmowie zapomnieć. Grzymała nie zrozumiał, że to łaską i względem być miało. Książę wydał mu się dzisiaj nie znanym i obcym. Chłód go ogarnął i sztywność. Wstał i ukłonił się niezręcznie. - Nie będę księciu więcej czasu zabierał - rzekł nie podnosząc oczu i wyszedł prędko z pokoju. Leon uczynił ruch, jakby go zatrzymać chciał, ale się w czas opamiętał i upadł raczej, niż siadł na fotel. Tego dnia nie przemówił do nikogo ani się poruszył z miejsca. Grzymała wracał też do Hubina chmurny i osowiały. Przyjechał o zmroku, przejęty chłodem, żądny spokoju i wytchnienia. W pokoju, przy lampie, żona jego czytała. - Skądże to wracasz? Zapewne od Suchodoliczów? - zagadnęła zamiast powitania. - Jakich Suchodoliczów znowu? - Jakich! Może lepiej zrozumiesz, gdy powiem: od swojej ukochanej Maryni. - Co tobie, kobieto, za dziecinne myśli chodzą po głowie! - odparł ruszając ramionami. - Gdzie Gabrynia? Obejrzał się niespokojnie. - Tak, to są dziecinne myśli, gdy widzę, żeś ty w domu gościem, że opuszczasz mnie i własne dobro dla pokątnych stosunków. - Opamiętaj się, kobieto, i tego domu w piekło mi nie zamieniaj. Dość mam męki i zgryzoty. - Masz, bo mieć chcesz! Bogu dzięki, że już śmierć czuję. Nie mam do ciebie żalu, żeś ją przyspieszył, i rada jestem, że na ruinę twą patrzeć nie będę, że nie zostawię sierot żebraków. Grzymała na nią popatrzał, jak patrzy na swego prześladowcę katowany niewolnik, i milczał. - Gdzieś był zatem? Dowiem się, czy to dla mnie może tajemnica? - ozwała się po chwili. - Byłem w Holszy. - Możeś prosił księcia o posadę? - Nie. Wiesz przecie, że będąc tak zajęty, nie mogę nawet marzyć o czymś podobnym. - Zajęty! - powtórzyła szyderczo pani. - Zdaje mi się, że od zajęcia tego chętnie uwolniłaby cię moja i twoja rodzina. - Mówili ci? - Nic innego nie słyszę. Ojciec mój tu był wczoraj. Powiedział, że rezultat twych trzyletnich rządów jest ten, żeś tylko zmieniał weksle. Znajduje, że taka robota niewarta kilkuset rubli, które pobierasz za administrację. - Pobierać mam chyba, bom dotąd grosza nie wziął, dla tej prostej przyczyny, żem co rok musiał jeszcze swoich dokładać. Weksli też nadpłaciłem dziesięć tysięcy rubli. Były nieurodzaje. Trzeba mieć cierpliwość. Długi się nie płacą tak prędko, jak się zaciągają. - W każdym razie ojciec rad by zarząd objąć na siebie. Wiktor już pełnoletni. Przyjechał onegdaj do domu. - Przyjechał? Po co? - Przecie ma prawo do rodzinnego domu przyjechać. Może mu zabronisz, jako administrator? - Ależ on miał zdawać egzamina! - Nie zdał. Zostanie przy rodzicach na gospodarstwie