Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
W jednej ręce trzymał puste wiaderka, w drugiej ko szyk z jedzeniem; przez ramię miał przewieszony gruby koc. Angel głęboko zaczerpnęła powietrza, jakby chciała odsunąć od siebie przyszłość i jej cie nie. Liczyła się tylko ta chwila i Hawk, który czekał na nią z tym swoim pięknym, chwytającym za serce uśmiechem. Podeszła do niego wśród słod kiego brzęczenia dzwoneczków. Zerknęła na koszyk i zrewanżowała się Hawkowi uśmiechem. Była mu wdzięczna, że o tym pomyślał. - Piknik - powiedziała cicho. - Wspaniały pomysł. - Mam swoje powody - stwierdził głębokim głosem. - Choć lubię Derry'ego, chcę spędzić trochę czasu tylko z tobą. Jej uśmiech przygasł. Rozumiała, jak czuje się Hawk. Byli sami tylko na łodzi albo późno w nocy, gdy w domu panowały ciemności. Nie mieli dość czasu, by przebywać razem, dzielić milczenie i dotyk, które tak wiele mówi ły o wzajemnej radości. Nie mieli dość czasu. - 1 5 0 ,,Ile go jeszcze pozostało? - pomyślała Angel. -Za mało". Pochyliła twarz ku pnącej róży. Pozostał tylko jeden kwiat o miękkich, drżących płatkach, które gromadziły w swym szkarłacie gęste światło popołudnia. Angel za mknęła oczy. ,,Czy ta krucha róża wie, że z każdym nowym zachodem słoń ca zima zbliża się coraz bardziej?". Hawk nachylił się i pocałował ją delikatnie w usta. Wyczuwał jej smu tek, znał jego przyczynę i nie wiedział, jak go złagodzić. Myśl o tym, jak bardzo rani Angel, była rozdzierająca i sprawiała ból, o jakim mu się daw niej nie śniło. Wiedział, że im dłużej będzie z nią przebywał, tym głębsza będzie jej rana, ilekroć Angel uświadomi sobie, że on nie może kochać jej tak, jak powinna być kochana. Codziennie Hawk przyrzekał sobie, że pozo stawi Angel, że ją uwolni, że przestanie sprawiać jej ból. Ale budził się i wi dział anioła wtulonego w bezpieczną przy stań jego ciała. Patrzyła wtedy na niego z uśmiechem, a on wiedział, że nie może jej opuścić. Jeszcze nie. Że musi smakować choćby jeszcze przez kilka godzin ten cud ich miłości. - Gdzie zaczniemy? - spytał Hawk, odrywając od Angel usta, by mogła odpowiedzieć. - Od środka wymamrotała, ocierając się o niego wargami. - Znam ścieżkę biegnącą wśród krzewów. Tam są najsłodsze owoce. Strzeżone przez kolce. - I komary? - Owszem - przyznała Angel. - Nic ma jedzenia za darmo, pamiętasz? Hawk uśmiechnął się. - Pamiętam. Właśnie dlatego zabrałem środek na owady. Nie chciałem, by cokolwiek gryzło twoją gładką skórę. Z wyjątkiem moich zębów. Angel poczuła dreszcz podniecenia. Im więcej Hawk ją dotykał, tym bardziej pragnęła być dotykana. Nigdy nie miała dość kochania się z Hawkiem, tych chwil, gdy stanowili nierozłączną jedność. - Mam go w kieszeni - powiedział. - Możesz sięgnąć? Wyciągnął ręce przed siebie, by pokazać, że są zajęte i że nie da rady sam wydobyć z obcisłych spodni pojemnika. Najpierw spróbowała w tylnych kieszeniach jego dżinsów, ale były puste. Sprawdziła więc z przodu, wsuwa jąc dłonie w wypłowiały materiał. - Nic - stwierdziła. - Szukaj dalej - nakazał, krzywiąc kąciki ust w uśmiechu, który skry wał pod wąsami. - Znajdziesz. Przez kilka sekund Angel brała słowa Hawka za dobrą monetę i grzeba ła w jego kieszeniach. Nagle poczuła ciepło i twardość pod materiałem dżin sów. - Prowokujesz mnie - stwierdziła, starając się okazać gniew, ale na próżno. - Przysiągłbym, że to mnie prowokowano - odparł Hawk głosem głę bokim od tłumionego śmiechu. Gdy poczuł, jak jej dłoń poruszyła się, wstrzy mał oddech. - Kieszeń na piersi, Angel. 151- Uśmiechnęła się, udając niewiniątko, czemu przeczył wesoły błysk w oku. Powoli, bardzo powoli, wyjęła dłonie z jego spodni. Środek na komary rzeczywiście znajdował się w kieszeni flanelowej ko szuli Hawka. Posmarowała siebie i jego preparatem o ostrym zapachu i scho wała mały pojemnik do kieszeni jego spodni. - Ten środek działa tylko na owady - zwrócił j ej uwagę Hawk. - Jaka ulga - odparła Angel, uśmiechając się zachęcająco. Hawkowi błysnęły oczy. Odwróciła się i pobiegła w stronę krzewów malin. Srebrne dzwoneczki u jej kostek i nadgarstków zaśpiewały melodyjnie. Hawk stał przez chwilę i obserwował jej pełną wdzięku sylwetkę, przepełniony pragnieniem, które wykraczało poza cielesne pożądanie. Potem zaczął biec. Poruszał się lekko mimo obciążonych rąk
-
WÄ…tki
- Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- Martyniak wprowadził redaktora przez krzywe drzwi do izby, gdzie stało metalowe łóżko, miednica i dzbanek z wodą; na podłodze rozsypane były na płachtach nasiona...
- Powoli wracali do stajni, w której trzymano tylko konie Calhenny’ego, a później Morris szedł do swojego wielkiego domu, a Beau do swojej chaty, gdzie czekała na niego...
- Czemu jednak pan Avery nie ujawnił się wczoraj wieczorem? Po co czekał aż do dzisiejszego ranka? Za tym kryje się coś więcej, niż nam powiedział; jestem tego pewna...
- Wspólny front Europy Zachodniej przeciw Francji Ludwika Xiv stał się faktem dokonanym...
- Foxworth stał przy łóżku i tupał w podłogę, jakby chciał czym prędzej opuścić pokój...
- Makary wszedł w skład najbliższego otoczenia wielkiego księcia i stał się jednym z jego powierników...
- Stał sztywno wyprostowany, a jego twarz nieoczekiwanie przybrała zdezorientowany wyraz...
- Nie ma już w recenzjach tej cierpkości, ukrytej goryczy, której dawniej można się było doszukać, teraz wyczuwa się, obok zrozumienia (ono było zawsze), także pewną...
- Zgodnie z wydanym wczoraj rozkazem „Gwiazda Barpiwonii” stała już pod żaglami...
- Czekali na decyzję, czy kapitan będzie mógł zostać w bazie, czy też dostanie rozkaz powrotu do niewoli...