Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Pagan odłożył prześcieradło, spojrzał na stojącego przy oknie Scobie'ego i podszedł do lampy. Przyjrzał się abażurowi, a potem z rękami założonymi na piersi stanął oparty o ścianę po drugiej stronie pokoju. Wypisany palcem umaczanym w krwi napis był wyraźny. Pagan czuł w skroniach dziwnie silne pulsowanie. - Sam pan widzi, co miałem na myśli. - Scobie wskazał brodą na lampę. - I to dość wyraźnie - zauważył Pagan. Jeszcze raz spojrzał na lampę, a później przeniósł wzrok na Foxiego, który przez zaciśnięte wargi wydawał jakieś niewyraźne dźwięki. - Co to może znaczyć - odezwał się w końcu. - Domyślasz się? 148 Pagan wrócił do łóżka. Na powierzchni nocnego stolika pozostały ślady proszku, rozsypanego przez specjalistów od daktyloskopii. Pokój zasypano proszkiem, obfotografowano, założono teczkę i wprowadzono odpowiednie dane do komputera - nawet morderstwo obrasta biurokracją. Sierżant Scobie stwierdził już, że z plątaniny odcisków palców nic się nie da odczytać, ponieważ ślady należą nie tylko do denatki i współlokatorki, lecz także do ich licznych klientów. Część odcisków znaleziono w całości, w przypadku innych tylko fragmenty - a sprawdzenie wszystkich zajmie dużo czasu. - Natychmiast sprawdziliśmy i ustaliliśmy, że na abażurze pisał ktoś w rękawiczkach - powiedział Scobie. - Ściśle mówiąc, w jedwabnych rękawiczkach. Pismo rękawiczkowe, pomyślał Pagan. Ciekawe tylko, na czyjej dłoni znajdowała się ta przeklęta rękawiczka. Jeszcze raz spojrzał na komunikat, pozdrowienia lub szaradę - bo sam nie wiedział, jak traktować ten krwawy napis. Dotknął taniego, papierowego abażura, kupionego zapewne na wyprzedaży w sklepie z lampami. Zaskoczyły go staranne i precyzyjne kształty liter. Od Heathrow minął szmat czasu. Czy pan jeszcze pali, mister Pagan'' Starał się wyobrazić sobie wskazujący palec, maczany co chwila w krwi zamordowanej dziewczyny. - Frank, co to znaczy? - powtórzył pytanie Foxie. Pagan pozwolił sobie na chwilę wrócić myślami do wczorajszego spotkania z Brennan Carberry, jak gdyby pomimo uszkodzenia samochodu to krótkie spotkanie stanowiło jedyną przyjemną rzecz, jaka zdarzyła mu się od wielu miesięcy. Zdał sobie teraz sprawę, jak niemądry był, myśląc o pocałunku z Brennan. Chyba coś mi odbija, pomyślał. - Nie wiem - powiedział, kręcąc głową. - Jedno jest pewne - podsumował Scobie, patrząc na Pagana osowiałym wzrokiem. - Morderca pana znał. - A w każdym razie moje nazwisko - rzekł Pagan. Atmosfera w pokoju zaczynała go przyprawiać o mdłości. Zapragnął otworzyć okno i zaczerpnąć zimnego powietrza. - O co chodzi z tym nawiązaniem do Heathrow? - zapytał Fox-worth. - Nie bardzo wiem - odparł Pagan. - A z rzuceniem palenia... - Też nie wiem. - Pagan usłyszał w swoim głosie złość, lecz nie na Foxiego, tylko na własną niemożność rozszyfrowania napisu. Był na 149 to zbyt spięty, pomieszczenie wydawało mu się zbyt małe, ściany zbyt ciemne, a dodatkowo wytrącała go z równowagi bliskość zwłok. - Musiałeś poznać kiedyś tego kogoś - zasugerował cicho Foxie. Przyjrzał się literom na lampie i dodał: - Można powiedzieć, że mamy do czynienia z umysłem, przynajmniej pod jednym względem, uporządkowanym. Frank, znasz kogoś pasującego do takiego opisu? Pagan przyłożył dłoń do czoła. W głowie miał pustkę. Słyszał jak Scobie ostrożnie odchodzi i zawadza połą płaszcza o ścianę. - Ktokolwiek zabił dziewczynę, chciał, aby pan się o tym dowiedział - rzekł Scobie. - Na to wygląda. - Dziwna sprawa - orzekł sierżant. Słowo „dziwna", pomyślał Pagan, chyba nie najlepiej tu pasuje. Ktoś popełnił morderstwo i zostawił wizytówkę. Tylko po co? Po co? Po co... Chodził po pokoju, kręcąc głową. Myślże, Frank. Czasami, gdy człowiek chce odszukać coś w pamięci, wszelkie próby kończą się fiaskiem. Pagan podszedł do drzwi, otworzył je i wyjrzał na schody. W chłodnym korytarzu na najwyższym stopniu stał umundurowany policjant