Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Właśnie czegoś takiego należało oczekiwać od zgorzkniałych, mściwych ludzi w rodzaju Rudzielca. Gawron wziął zdjęcie do ręki, a wówczas ujrzał ukrytą pod nim fotografię wyciętą z kolorowego katalogu. Przyjrzał się uważnie mężczyźnie, garniturowi, barmance. Czy na tym obrazku było coś znajomego? Na przykład bar? Albo twarz mężczyzny? Schował oba zdjęcia do tej samej kieszeni co nóż, otrzepał spodnie i marynarkę, po czym ruszył w kierunku schodów po drugiej stronie tunelu. Choć mocno zadyszany i zmęczony, szedł po marmurowych płytach pasażu sprężystym, zawadiackim krokiem. Wszędzie wokół niego, choć ukryci przed jego wzrokiem, pracowali niezliczeni bankierzy, wykorzystujący każdą sekundę dnia. Dolary zamieniały się w liry, te z kolei w marki; ceny towarów i ludzkich losów to pięły się w górę, to raptownie spadały, by zaraz potem znowu rozpocząć mozolną wspinaczkę; na monitorach pojawiały się informacje dostarczane światłowodowymi magistralami, niczym plotki wymieniane nad płotem dzielącym dwa ogródki, wysoko w górze zaś przesuwające się nieprzerwanie po świetlnej tablicy cyfry i litery słały w miasto elektroniczną informację. Notowania giełdowe. Wiadomości miejskie. Powódź w Bangladeszu. Życzenia urodzinowe dla szefa. Zwyżka kursu akcji Fuji Film. Ostrzeżenia o korkach ulicznych. Do Nowego Jorku tylko Pan Amem. Gawron wreszcie znalazł się na bezpiecznym terenie. Automatyczne drzwi wessały go w przestrzeń wypełnioną sztucznie oczyszczonym powietrzem. Pokazał przepustkę, poprawił krawat i wezwał prywatną windę szefa. Czekając, aż metalowa klatka zjedzie z dwudziestego siódmego piętra, wybrał kilka plastikowych gałęzi spośród mnóstwa zdobiących wnętrze głównego holu. Nie musiał niczego ciąć ani urywać; każdy listek, każda gałązka i każdy konar były zakończone czymś w rodzaju miniaturowej wtyczki tkwiącej w doskonale dopasowanym gniazdku. Autentyczna, zakonserwowana kora trzymała się na sztucznych pniach dzięki samoprzylepnym taśmom, a ziemia, chociaż prawdziwa, miała jedynie wprowadzać w błąd ludzi miasta. 5 Gawron skontrolował wygląd pokoju, podczas gdy kelnerki i personel kuchni przygotowywały stół oraz potrawy na urodzinowe przyjęcie Wiktora. Ani zaciśnięcie krawata, ani smutny fakt powrotu do pracy w najmniejszym stopniu nie pogorszyły nastroju Gawrona. Postawiwszy na biurku Anny spłaszczoną piramidę ciastek powiedział, widząc jej zdziwione spojrzenie: — Musiałem o nie walczyć! Anna nie zadawała żadnych pytań, tylko przymknęła oczy i westchnęła głęboko. — Ach, jaki jesteś rycerski! Jednak w tym żarcie nie było ani odrobinę złośliwości. Anna doskonale wiedziała, że tego rodzaju kpiny zawsze działają na mężczyzn, którzy w sprawach miłości i seksu przypominają nakręcane zabawki. Wystarczy wykonać kilka ruchów kluczykiem, rzucić parę słów, a natychmiast zaczynali maszerować, tańczyć i walić w bębenek. Postanowiła, że jeśli nadarzy się okazja, wypróbuje tę metodę na Gawronie. Dlaczego by nie? Przecież nie jest żonaty, a ona zdążyła się już rozwieść. Jest od niego starsza tylko o rok. Z pewnością nie brakuje mu pieniędzy, więc chyba byłby zadowolony mogąc wydać ich nieco na jej potrzeby, a przy okazji spędzić z nią trochę czasu. Bez wątpienia to dziwak, ale dziwacy wyjątkowo silnie oddziaływali na Annę. Lubiła, kiedy ją inspirowali i zaskakiwali mężczyźni niewiele sobie robiący z utartych zwyczajów. Podobała się jej tajemniczość Gawrona. Nie dała się zwieść jego sardonicznemu uśmiechowi; jaki człowiek, dysponujący takimi możliwościami jak on, spędziłby cały ranek w mieście i wrócił do biura ze stosem rozgniecionych ciastek oraz naręczem plastikowych gałęzi? Tylko ktoś wart bliższego poznania. Była pewna, że Gawron jest właśnie kimś takim. Na razie jednak obojgu wystarczała świadomość, że zbiorą owoce swego filtru, i to już wkrótce, zanim upływający nieubłaganie czas zdąży zniszczyć ich kolor, smak i zapach. Niech najpierw Wiktor nacieszy się swym urodzinowym przyjęciem. Niech szampan rozwiąże języki i rozgrzeje serca. Później Gawron i Anna zostaną po godzinach, żeby uporządkować dokumenty, żeby posprzątać, żeby być razem w zapadającym mroku, wśród szelestu opuszczanych rolet. Nie zamienią ze sobą ani słowa, gdyż oboje są wystarczająco dorośli i bystrzy, aby zrozumieć obietnicę zawartą w czterech prostych słowach: „Ach, jaki jesteś rycerski!” Gawron zabrał do magazynku plastikowe gałęzie, taśmę samoprzylepną oraz żyłkę i zajął się przystrajaniem oparcia zabytkowego drewnianego fotela. Końcówki gałązek sterczały na boki, co świadczyło o tym, że dekorację wykonywał amator, w dodatku taki, któremu się bardzo spieszyło. Gawron mocował się z żyłką, próbując odgryźć krótkie kawałki, którymi mógłby poprzywiązywać niesforne końcówki, lecz żyłka była równie sztuczna i wytrzymała jak one. Zaczął rozglądać się w poszukiwaniu nożyczek, ale w porę przypomniał sobie o nożu, który zabrał z tunelu, o sprężynowym nożu porzuconym przez niezdarnego napastnika w zbyt obszernym letnim garniturze i ze znamieniem na policzku. Ten za duży garnitur! Wspomnienie paskudnie uszytej marynarki i takich samych spodni pozwoliło mu błyskawicznie rozwikłać tajemnicę drugiego zdjęcia, znalezionego w miejscu starcia. A więc dlatego wydawało się dziwnie znajome! Gawron wyjął je z kieszeni i jeszcze raz przyjrzał się uważnie. Ani twarze, ani bar nie wywoływały żadnych skojarzeń. Tylko ten garnitur. Gawrona rozbawił jego krój i cena, a także myśl, że druga fotografia, przedstawiająca znacznie młodszego Gawrona, wcale nie wypadła z jednej z kopert wypełnionych pieniędzmi, lecz z kieszeni chłopaka. A więc spotkanie nie było przypadkowe. Napastnik wykonywał zleconą robotę. Bóg jeden wie, skąd miał informacje, że Gawron akurat tego poranka będzie miał przy sobie znaczną sumę pieniędzy. Kto jednak dał mu tę niezbyt aktualną fotografię? Jakiś zbuntowany handlarz? Jakiś oportunista z Wielkiego Wika? Jakiś pieniacz pragnący odpłacić za wyimaginowaną obrazę? Kto dokładnie zna wszystkich swoich wrogów? Wziął nóż do ręki, otworzył go i przystąpił do pracy, odcinając kawałki żyłki i przywiązując nimi sterczące końcówki plastikowych gałązek