Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
Nie należało się zgadzać, dopóki nie dostanie do ręki trucizny. Bałwan! Arp gotów jest bić głową o ścianę. Tak trafić na haczyk pierwszego lepszego kapusia! Ale oto i zbiorniki. Koło lewego ktoś zostawił kozły malarskie. Wszystko jak w grypsie. Arp stoi niezdecydowany. Najrozsądniej byłoby chyba zawrócić. Nieoczekiwanie dochodzą go podniesione głosy i szczekanie psa. Obchód! Nie ma już czasu na zastanawianie. Z nieoczekiwaną lekkością włazi na kozły i stamtąd skacze do zbiornika. Głosy zbliżają się. Słyszy ochrypłe szczekanie psa rwącego się ze smyczy i stuk podkutych butów. — Sza, Har! — W baku ktoś jest. — Szczury, tu ich pełno. — Nie, na szczury on szczeka inaczej. — Głupstwa! Chodźmy! Uspokój go w końcu! — Cicho, Har! Kroki się oddalają. Teraz Arp może się rozejrzeć w swojej kryjówce. Zbiornik napełniony jest najwyżej w jednej czwartej. O wyjściu z niego nie ma nawet co marzyć. Górna krawędź jest co najmniej na wysokości dwóch ludzi. Arp przesuwa ręką po ścianie i znajduje dwa małe otwory, o których była mowa w grypsie. Umieszczone są w wytłoczonym napisie „Obozy pracy” opasującym zbiornik. Przez te otwory Arp będzie oddychał, kiedy już zamkną wieko. Kiedy zamkną wieko. Arp i bez tego czuje się jak w pułapce. Kto wie, czym się skończy ta eskapada. Cóż to za Komitet Wyzwolenia? W obozie nic o nim nie było słychać. Może to ci sami chłopcy, co wtedy pomogli mu zdezerterować? Szkoda, że ich wtedy nie posłuchał i poszedł odwiedzić matkę. Tam go już ktoś zakablował. A przecież, gdyby nie był takim bałwanem, wszystko mogło się skończyć całkiem inaczej. Znowu głosy i skrzypienie kół. Arp przykłada oko do jednego z otworów i uspokaja się. Dwóch więźniów wiezie kubeł z odpadkami. Najprawdopodobniej dyżurni z sektora. Nie spieszą się. Przysiadają na wózku i po kolei zaciągają się niedopałkiem wyrzuconym przez kogoś z ochrony. Arp widzi blade smugi dymu i jego usta napełniają się śliną. Tym to się powodzi! Z niedopałka zostało wyssane wszystko, co się tylko da. Kubeł pełznie do góry. Ciągnąca go lina przerzucona jest przez blok nad głową Arpa. Arp zakrywa głowę rękami. Zawartość kubła wysypuje się na niego. Dopiero teraz, kiedy więźniowie odeszli, zauważa jak paskudnie śmierdzi w jego kryjówce. Otwory do oddychania umieszczone są trochę wyżej niż usta Arpa. Musi nagarnąć część odpadków sobie pod nogi. Teraz trzeba mieć się na baczności. Sprzątanie kończy się o dziesiątej. Potem zapełnione pojemniki na śmieci transportowane są na górę. * * * Nie wiadomo, skąd się wzięła ta szeroka nie heblowana deska zachlapana wapnem. Jeden jej koniec dotyka ścianki zbiornika przy samym dnie, drugi opiera się tuż nad głową Arpa. Deska, tak jak i kozły, jest dowodem czyjegoś zainteresowania losem zbiega. Arp czuje to szczególnie teraz, kiedy ostry metalowy pręt przeszywa odpadki, natyka się na deskę i metodycznie obmacuje ją z góry na dół. Gdyby nie ta deska… Wydaje się, że przegląd nigdy się nie skończy. — No, co tam? — pyta schrypnięty starczy głos. — Nic, po prostu deska. — Dawaj! Lekkie szarpnięcie, skrzypienie bramy i zbiornik kołysząc się rozpoczyna drogę do góry. Czasami uderza o ściany szybu i Arp czuje przyciśniętą do ścianki twarzą każde uderzenie. Między jego głową i deską jest maleńka przestrzeń, gdzie nie ma śmieci. Dzięki temu można lekko odchylać głowę od otworów przy szczególnie gwałtownych chybnięciach baka. Stop! Ostatnie, najsilniejsze uderzenie i pokrywa otwiera się z łoskotem. Znowu żelazny pręt szpera wewnątrz pojemnika. Znowu opatrznościowa deska kryje skulonego pod nią, trzęsącego się ze strachu człowieka. Teraz otwory odwrócone są w stronę betonowego ogrodzenia i cały świat wokół Arpa ogranicza się do szarej, porowatej powierzchni muru. Jednak ten świat wypełniony jest dawno zapomnianymi dźwiękami. Pośród nich Arp odróżnia szum opon samochodowych, głosy przechodniów i nawet ćwierkanie wróbli. Równomierne, uporczywe postukiwanie w przykrywę zbiornika napina nerwy do ostateczności. Arp zwija się w kłębek. Stukot jest coraz bardziej przyspieszony, natarczywy, coraz bardziej zniecierpliwiony i nagle do jego świadomości dociera, że to deszcz. Dopiero wtedy uzmysławia sobie jak bliska i jak upragniona jest wolność. * * * Wszystko, co dzieje się tej nocy, wydaje mu się złym snem
-
WÄ…tki
- Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- Z Wielkiej Encyklopedii radzieckiej każdy radziecki żołnierz czerpał niewzruszoną pewność, że Suworow to „największy wódz wszechczasów" (Napoleon występuje tam jako...
- Chris wycierał się ręcznikiem...
- Wczoraj widziałem amazonkę27 przejeżdżającą wedle mojej chałupy...
- Niespodziane zajęcie się sprawami inflanckimi pozostaje, być może, w związku z niedawnym pobytem poety w Królewcu...
- Nie chciał, żeby ta noc się kończyła...
- Na co odparła, iż bardzo im dziękuje, i zaraz udała się do Santarem...
- Z tych moich sztuk mógłbym kilka wymienić - są to jakby moje rodzynki teatralne: Sen srebrny Salomei dla teatru w Opolu, Ballada łomżyńska i Hamlet, jakkolwiek z braku czasu nie...
- Kiedy delektowali się winem i przystawkami, Loren relacjonowała im, o czym się ostatnio mówi w waszyngtońskich kręgach politycznych...
- Było to też jednak niełatwe...
- W chwili gdy schodziłem z pokładu w towarzystwie uprzejmego policjanta, podszedł młody robotnik i wręczył mi garść banknotów i kupę drobnej monety, zebranej na...