Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Czułem się samotny, wyobrażając sobie, że reszta świata leży w gruzach. Powiedz mi, proszę, Gordonie, czy na wschodzie ocalał któryś z moich braci? Zamrugał powiekami. Odzyskawszy głos, potrząsnął głową. - Nie, Cyklopie. Bardzo mi przykro. Żadna z pozostałych wielkich maszyn nie przetrwała katastrofy. Obawiam się, że jesteś ostatnim żywym przedstawicielem swego gatunku. Choć żałował, że musi przekazać tę wiadomość, miał nadzieję, że fakt, iż może zacząć od powiedzenia prawdy, stanowi dobry znak. Cyklop milczał przez długą chwilę. Z pewnością był to tylko wytwór wyobraźni Gordona, lecz wydało mu się, że usłyszał ciche westchnienie, niemal przypominające łkanie. Podczas tej przerwy w rozmowie symetryczne wzory maleńkich świateł widoczne pod obiektywem nie przestawały mrugać, całkiem jakby raz za razem nadawały sygnał w jakimś tajemnym języku. Gordon wiedział, że nie może przestać mówić, gdyż w przeciwnym razie zatraci się w tym hipnotycznym obrazie. - Hm, tak naprawdę, Cyklopie, większość wielkich komputerów zginęła już w pierwszych sekundach wojny. No wiesz, impulsy elektromagnetyczne. Nie mogę nie zadawać sobie pytania, jak ty im się oparłeś. Wydawało się, że maszyna - podobnie jak Gordon - wyrwała się ze smutnej kontemplacji, aby udzielić odpowiedzi. To celne pytanie. Wygląda na to, że moje ocalenie było skutkiem szczęśliwego zbiegu okoliczności. Widzisz, gdy wybuchła wojna, mieliśmy tu, na oregońskim uniwersytecie, dzień wizyt. W chwili emisji impulsów przebywałem akurat w mojej klatce Faradaya, na publicznym pokazie. Widzisz więc... Choć Gordon był zainteresowany opowieścią Cyklopa, poczuł przelotne poczucie triumfu. Przejął inicjatywę w tej rozmowie. To on zadawał pytania, tak jak robiłby to “inspektor federalny”. Spojrzał na pełne szacunku twarze sług i zrozumiał, że odniósł niewielkie zwycięstwo. Traktowali go rzeczywiście bardzo poważnie. Może jednak mu się uda. Mimo to nadal unikał patrzenia na falujące światła. Wkrótce poczuł też, że zaczyna się pocić, mimo chłodu bijącego od znajdującej się tuż obok superzimnej szyby. 8. Po czterech dniach spotkania i negocjacje dobiegły końca. I oto nim zdążył naprawdę się przygotować, znowu nadszedł czas odjazdu. Peter Aage towarzyszył Gordonowi, pomagając mu nieść dwie lekkie sakwy do stajni, gdzie oporządzano jego wierzchowce. - Przepraszam cię, że to trwało tak długo, Gordonie. Wiem, jak ci pilno do organizowania sieci pocztowej. Cyklop chciał tylko przygotować odpowiedni plan podróży, który pozwoliłby ci na najefektywniejsze spenetrowanie północnego Oregonu. - Nic nie szkodzi, Peter - Gordon wzruszył ramionami z udawaną obojętnością. - Zwłoka nie była taka zła. Doceniam też waszą pomoc. Przez pewien czas szli w milczeniu. Gordon skrywał swe pogrążone w chaosie myśli. “Gdyby tylko Peter wiedział, jak bardzo chciałbym tu zostać. Gdyby tylko istniał sposób...” Przyzwyczaił się do prostych wygód położonego naprzeciwko Domu Cyklopa pokoju gościnnego, obfitych i smacznych posiłków w kantynie, imponującej biblioteki pełnej dobrze utrzymanych książek. Być może najbardziej ze wszystkiego będzie mu brak elektrycznej lampy przy łóżku. Przez ostatnie cztery noce czytał przed snem. Ten nawyk z lat młodości szybko przebudził się po długim uśpieniu. Dwóch strażników w brunatnych kurtkach uchyliło kapeluszy, gdy Gordon i Aage wyszli zza narożnika Domu Cyklopa i ruszyli przez otwartą przestrzeń ku stajniom. Czekając, aż Cyklop przygotuje dla niego plan podróży, Gordon zwiedzał otaczające Corvallis tereny. Rozmawiał z wieloma ludźmi o naukowym rolnictwie, prostym, lecz zaawansowanym technicznie rzemiośle oraz o teorii, na której opierała się luźna konfederacja stanowiąca podstawę pokoju Cyklopa. Tajemnica doliny była prosta. Nikt nie chciał walczyć, jeśli miałoby to oznaczać pozbawienie praw do rogu obfitości pełnego cudów, których nadejście któregoś dnia obiecywała wielka maszyna. Szczególnie jednak utkwiła mu w pamięci jedna rozmowa. Odbył ją ostatniej nocy z najmłodszą ze sług Cyklopa, Deną Spurgen. Zatrzymała go do późna przy kominku w kantynie. Towarzyszyły jej dwie emisariuszki