Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

- Owszem, zdarzało się być w takich opresjach... I wyjść z nich obronną ręką! Ale tym razem, panie Pawle, byłem bez szans! Nie zawiódł żeglarz - tu uderzył wskazującym palcem w swe piersi, abym nie miał wątpliwości, o kogo chodzi. Zawiodła po raz wtóry technika! - Maszt nie wytrzymał naporu żagli przy silnym wietrze? - dołączył swe zatroskanie pan Tomasz. - Nie! - machnął ręką kapitan “Victory”. - Tym razem... Ale po kolei! Postanowiłem właśnie pokazać pseudożeglarzom, od których roją się jeziora, prawdziwy kunszt i przepłynąć pod mostem za Jagodnem nie kładąc całkowicie masztu, a tylko odchylając lekko do tyłu... - Co tu było pokazywać? - mruknął James rozkładając się do opalania na dziobie “Victory”. - Przecież szliśmy na silniku! - Na czym szliśmy, na tym szliśmy! - krzyknął jego ojciec. - Rzecz w tym, że fał się zaciął i przy pełnej prędkości uderzyliśmy masztem w przęsło! Co za cios! - Dla taty kieszeni! - doleciało nas od dziobu okaleczonego jachtu. - A ty się nie wtrącaj, profanie! - zawołał nieszczęsny kapitan. - Tak, panowie - zwrócił się do nas - wy, żeglarze, zrozumiecie, jak to boli, gdy umiejętność musi ustąpić przed złośliwością rzeczy martwych! Skinęliśmy głowami z należyta powagą. - A teraz pędzę! Na pewno gdzieś w Mikołajkach dostanę nowy maszt! - i pan January ruszył nabrzeżem nad podziw dziarsko. Gdy patrzyliśmy za nim ze współczuciem, James zeskoczył ze swego legowiska i stanął przy nas. - Bez zbytniego żalu, proszę panów! Tato jest w gruncie rzeczy zadowolony. Ma, czego chciał. Bardziej bał się wysokości fal na Mamrach niż wysokości cen w żeglarskich sklepach... - Młody człowieku uniósł palec znaczącym gestem pan Tomasz - pański ojciec!... James uśmiechnął się. Ale tak jakoś ciepło: - Panowie, przepraszam, to macie albo wielkiego fioła... Żachnąłem się. - ...albo jeszcze większe serca - odchrząknął z zażenowaniem chłopak. - Te wanty, które poszły nam podczas regat? Czy jestem ślepy, żeby nie dostrzec, że podpiłowano je do połowy? Nie wiem, kiedy i jak to zrobiliście, ale tego, że to wasza robota, jestem pewien! Tak jak i tego, że załatwiliście nas nie po to, by ubył jeden konkurent. Ojciec nie był w stanie wam zagrozić! Nie daliście mu wypłynąć na Śniardwy, bo baliście się o nas. Dziękuję. Spuściliśmy głowy. - Chłopcze... - odezwał się dopiero po jakimś czasie szef - gdybyś kiedykolwiek zechciał, to “Krasula”... James uśmiechnął się jeszcze serdeczniej: - I za to dzięki. Ale będę pływał z tatą. Przecież ktoś musi zrobić z niego żeglarza! - co powiedziawszy skłonił się lekko i powrócił do zajmującej czynności opalania. - Niezły chłopak - szepnął pan Tomasz, i zakrzyknął gromko: - Zośka, jeśli w tej chwili nie odgrzejesz grochówki, to szukaj sobie innego jachtu i innego wujka! Cóż, różne są sposoby ukrycia wzruszenia! ROZDZIAŁ DWUNASTY CO AZBIJEWICZ ZROBI ZE SKARBEM • MARZENIA ZOŚKI • ZASADZKA W CIENIU KLONÓW • POŚCIG JAK PRZEZ SEN • BATURA POZBYWA SIĘ WSPÓLNICZKI • ACH, BEZWSTYDNICY • CZY SIERŻANT ZĄBIK POMOŻE • NIK MA SPOSOBU NA BATURĘ • UŁASKAWIENIE MAGDY • JESZCZE POWALCZYMY Zjedliśmy wreszcie dwa razy odgrzewaną przez Zośkę grochówkę. Pan Tomasz włożył do swego aparatu wysokoczuły film - z myślą oczywiście o spotkaniu z mazurską Nessie. Na to Jacek zaczął ostrzyć widelec, twierdząc, że o ile wujek ma zamiar uwiecznić potwora, to on go upoluje, każe wypchać i ofiaruje wybranemu przez wuja muzeum. - Potwory chyba są pod ochroną - zaśmiałem się. - Ee! - Jacek dowiązywał do widelco-harpuna sznurek. - Są! - wsparła mnie Zośka. - Wujek nie pozwolił mi wczoraj podrzucić pinezek do twojej koi! Ogólna wesołość zapanowała na “Krasuli”. - No, załoga! - zawołał roześmiany pan Tomasz. - Za szkatułę i do Rosynanta! Czas najwyższy, by ostatni z Azbijewiczów zobaczył skarb Hasan-beja! Powierzyliśmy jacht czujnej opiece “Victory” i wyruszyliśmy w niedaleką drogę do Lisuń, rozważając, jak się zachowa potomek Hasan-beja na widok swych nagle zmaterializowanych marzeń. Pan Tomasz sądził, że bardzo go ucieszy świadomość, iż tysiące ludzi będą teraz podziwiać w muzeum ukryte przez wieki klejnoty