Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

- Wniosłabyś do naszego trio nie tylko poezję, ale i niezwykłą urodę. - Ojciec ukłonił się. - Proszę, teraz twoja kolej! - Nie! - Zita potrząsnęła głową. - Nie mogę! Mam pełne uszy waszego gwizdu! I nagle z jej dziecinnych oczu zaczęły kapać ogromne łzy. Odwróciła się i wybiegła na ulicę. - Teraz kup kilka róż w różnych kolorach - powiedział ojciec do Chaczyka. - Każ któremuś z chłopców zanieść je do niej. I też na niemo. Ani słowa! Ona się domyśli... Urodziny Cokolwiek się wydarzyło na naszym podwórku, stawało się tematem do plotek. Ale o miłości Chaczyka nie wiedział nikt prócz moich rodziców. Ciotka Chaczyka, Arsza, spędziła dwa tygodnie u rodziny w Armenii. Po jej powrocie zjawiła się w naszym pokoiku Natasza. Przed wizytą upewniła się, że ojca nie ma w domu; ostatnio omijała go z daleka. Miała niemiły zwyczaj wchodzenia bez pukania, jakby chciała nas nakryć na gorącym, haniebnym uczynku. - Arsza znalazła Chaczykowi bogatą i piękną narzeczoną w Armenii - wyszeptała z tajemniczą miną. Mama właśnie tłukła w moździerzu pszenicę. Potrafiła z niej robić bardzo smaczną kaszę. Przerwała robotę i spojrzała na Nataszę wyczekująco. - Wczoraj wybuchła u nich straszna awantura - ciągnęła dalej Natasza, widząc, że nie doczeka się żadnej reakcji. - A wszystko dlatego, że Chaczyk nie chce się żenić! Czy to nie dziwne, że taki zdrowy koń jest jeszcze kawalerem?! Natasza patrzyła na mamę znacząco. - Skąd ty czerpiesz te wszystkie nowiny? - zapytała mama i znowu zabrała się do tłuczenia ziarna. - Przechodziłam akurat w pobliżu ich okna i co nieco usłyszałam... A pani to nie denerwuje, Mariko, że pani mąż prowadza ciągle Chaczyka do opery? - Dlaczego? - zdziwiła się mama. - Co jest złego w operze? - Nie w operze, a w ogóle... Gdzie pani mąż, a gdzie Chaczyk! Zwykły malarz pokojowy! Taka przyjaźń może się wydawać dziwna... Mama tłukła przenicę i spoglądała na Nataszę z nie skrywaną antypatią. - Nie chcę sugerować nic złego, ale ludzie mogą pomyśleć... Natasza zamilkła zakłopotana. - Co mogą pomyśleć ludzie? - zapytała mama lodowatym tonem. - No... że oni jak nasz Pantusza i Waso... - Co?! - Źrenice matki rozszerzyły się złowieszczo. - Byłabym ci wdzięczna, Nataszo, gdybyś mnie uwolniła od swojej osoby! Raz na zawsze! - Ależ ja chcę tylko waszego dobra! Nie mówię tego ze złej woli... - zaskomliła Natasza. - Zostaw nas w spokoju! - Matka podniosła głos. - Mojego męża, moją córkę i mnie!!! - Proszę bardzo! - wybuchnęła Natasza. - Mam gdzieś waszą zwariowaną rodzinę! Wszyscy jesteście stuknięci! Nienormalni! Odmieńcy! I wybiegła, trzaskając drzwiami. - Co za ulga! - odetchnęła mama. Niestety, Natasza szybko wybaczała. Nie potrafiła żyć bez nas. Coś ciągnęło ją do naszej nory. Zita znowu zniknęła z horyzontu, a ojca rzadko widywaliśmy, bo cały czas spędzał w radiostacji. W końcu ją jednak spotkał na ulicy, a gdy przyszedł do domu, kazał mi zaprosić Chaczyka na herbatę. Tego dnia obchodziłam urodziny i od rana trzęsła mną złość. Rodzice podarowali mi grę zręcznościową: kartonowe „Latające kołpaki", ale nawet nie otworzyłam pudelka. - Nasz prezent wprawił ją w zły humor - zauważył ojciec. -Spróbujmy zgadnąć, dlaczego... Postanowiłam się nie odzywać aż do końca dnia. - Co ci się nie podoba? - zapytała mama. - Czego byś chciała? - Odpowiadaj, kiedy cię rodzice pytają! W głosie ojca zabrzmiała pogróżka. - Wiadomo! - mruknęłam. - Co ma być wiadomo?! - nacierał ojciec. - To chyba oczywiste! - krzyknęłam. - Mówże wreszcie! Bo cię rozszarpię! - nie wytrzymała mama. - Rowerek! - wrzasnęłam. Byłam przecież pewna, że dostanę rowerek. Jak oni mogli nie rozumieć najprostszych rzeczy? O czym marzy każde dziecko?! - Tylko rowerka brakowało w naszym kurniku! - nerwowo zaśmiała się mama, ale zaraz posmutniała. - Gdzie byś go trzymała? Rozejrzałam się i rzeczywiście nie mogłam znaleźć żadnego miejsca, bo nawet pod łóżkiem leżały radiowe części ojca. Nic mi to nie ulżyło. Miałam ochotę płakać. Ojciec wyrwał z zeszytu kartkę i zaczął na niej coś mazać. - Chodź tu! - zawołał i pokazał mi pięknie narysowany rowerek z dzwonkiem. - Masz! Odwróciłam się od niego ze złością. Jak mógł ze mnie tak kpić? - Wcale cię nie lubię - powiedziałam. - Nie masz racji - westchnął. - Na tym rowerku przynajmniej nie rozbijesz sobie głowy, zjeżdżając po schodach