Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

- Czy wiedziała pani, że zwycięstwo oznacza niemożność spotkania się z kimkolwiek twarzą w twarz, poczucia zapachu kawy, namalowania obrazu czy pójścia na spacer do lasu? - W mojej pamięci odżyły wspomnienia tego wszystkiego, z czego Einear czerpała radość. - Tak. - Skinęła głową. - Wiedziałam o tym. Nie znałam wszystkich szczegółów, bo nie mogłam ich znać. Nie da się tego opisać, używając ludzkich pojęć. Zdawałam sobie jednak sprawę, że stąd nie będzie już powrotu. - Ajednak dążyła pani do tego. - Nie musiałem nawet o to pytać, odpowiedź była dla mnie aż nadto oczywista. - Nie bała się pani tego... zniknięcia? - A czy ty nie bałeś się tego, co się z tobą stanie, kiedy zgodziłeś się oddać w ręce Strygera? - Owszem - odparłem. - Bałem się jak wszyscy diabli. Zaśmiała się. - Ja także się bałam jak wszyscy diabli. Wiesz, Kocie, ktoś opisał proces udoskonalania ludzkiego umysłu jako wlewanie po kropli barwnika do dzbanka, potem wylewanie zawartości dzbanka do wielkiej kadzi i opróżnianie kadzi do morza. Barwnik pozostanie tam na zawsze, bez względu na to, jak silnie rozcieńczony. To prawie tak, jakby się widziało Boga we wszystkich rzeczach. Sądzę, że to bardzo trafne porównanie, może to nawet klucz do naszego przetrwania jako gatunku. Musimy zgodzić się być cząstką systemu, który sami stworzyliśmy, taką jego częścią, która nam odpowiada, komórką, całym organem albo... mam nadzieję, także duszą. Wystarczającym powodem jest fakt, że uruchomiliśmy proces nie kończących się transformacji, czy nam się to podoba, czy nie. Każdy postęp wiąże się z tęsknotą za tym, co zostawiamy za sobą, każdy wybór oznacza, że musimy z czegoś zrezygnować, co tym samym wydaje nam się o wiele piękniejsze. Pokręciłem głową. - A więc nie żałuje pani? - Och... - Tym razem jej uśmiech sprawiał wrażenie nieco sztucznego. - Może trochę. Tak jakby dusza tęskniła za utraconym ciałem. Mówiono mi, że ta tęsknota przybierze na sile, ale z czasem zniknie, minie bez śladu. W tej chwili zostałam sam na sam ze swymi wspomnieniami. A więc nawet wszystko to, czego żałuję, jest dla mnie niezwykle cenne. Odwróciłem od niej wzrok; ogarnęło mnie tak silne rozczarowanie, że wręcz nie mogłem wydobyć z siebie głosu. Przyszedłem tu, żeby spotkać się z Einear, z żywą i pełną uczuć kobietą, z którą tak wiele razem przeszliśmy... Chciałem zobaczyć ją po raz ostatni, zanim narkotyki zeżrą mnie do końca i całkowicie utracę zdolność kontaktowania się z nią, z jej umysłem, z jej duszą. Przez te cholerne narkotyki spałem trzy dni. Bezpowrotnie minęła możliwość spotkania się z nią i nigdy już nie będę miał takiej szansy. - A co z tobą,? - zapytała. - Czuję sięparszywie - odparłem, zaciskając dłonie. - Naprawdę parszywie. - Jesteś zły? Pokręciłem głową. - A więc rozczarowany... ? Wzruszyłem ramionami. - Boisz się mnie? Odwróciłem się w jej stronę. - Nie... - Potrząsnąłem głową. - Sam nie wiem - dodałem ochrypłym głosem. - Czuję się zagubiony, bo nie mam pojęcia, czym pani teraz jest. - Zatem prawdopodobnie czujesz to samo, co ja czułam podczas naszego pierwszego spotkania - rzekła cicho. Spuściłem głowę. - Szkoda, że pani mi tego nie powiedziała. Mógłbym się wówczas... przygotować. - Wygląda na to, że oboje mieliśmy pewne bolesne dla nas sekrety. Zresztą to, co wiedziałam o prawdziwym charakterze Rady Bezpieczeństwa, jest objęte tajemnicą i nie mogłam się tym z tobą podzielić. Ci, którzy znają prawdę, uważają, zresztą nie bez racji, że urzędnicy Federacji, wszyscy działający na rzecz ZTF, powinni wierzyć, iż kierują nimi w pełni roz-różnialne istoty ludzkie. Starają się ... staramy się zachować to wrażenie. Ty poznałeś całą prawdę. Mogłam ci to powiedzieć tylko dlatego, że wiem, iż można ci w pełni zaufać. Spojrzałem na holograficzny obraz Einear. Nie odzywałem się. - Jest jeszcze jedna sprawa, którą pragnę z tobą przedyskutować - oznajmiła silnym głosem. - Stanowisko w Radzie Bezpieczeństwa stawia mnie w niezręcznej sytuacji. Kocie. Z punktu widzenia prawa nie jestem ani martwa, ani żywa. Chciałam cię zobaczyć nie tylko po to, by się z tobą pożegnać, lecz także by poradzić się ciebie w sprawie rozdysponowania mego majątku. - Mnie? - spytałem, zdumiony. - Mój majątek, włączając w to kontrolny pakiet akcji Chem-EnGena, powinien przejść w ręce kogoś, komu ufam, na okres mojej... nieobecności. Chciałabym ujrzeć ciebie w radzie zarządzającej majątkiem. - Mnie? - powtórzyłem, coraz bardziej zdumiony. - Nie mam zielo... zupełnie się nie znam na tych sprawach... Uniosła ręce. - To nie jest konieczne. Philipa będzie przewodniczyła radzie, mając nadzór nad wszystkimi bieżącymi sprawami. Ja potrzebuję do utworzenia rady jedynie ludzi, którym mogę w pełni zaufać; ludzi, którym moje sprawy nie będą obojętne. Zachowasz całkowitą swobodę prowadzenia takiego trybu życia, jaki sam wybierzesz. Za to nigdy już nie będziesz musiał godzić się na szantaż takich osób jak Braedee, zmuszających cię do wykonywania zadań, których nie znosisz. Uśmiechnąłem się lekko. - To wcale nie była aż tak zła praca... Ale dobrze. - Skinąłem głową. - Może mi się to nawet spodoba. - Wolność. A nawet więcej niż wolność... bezpieczeństwo. Einear także się uśmiechnęła, kiedy spojrzałem jej w oczy. - Czy znalazła już pani wszystkich kandydatów? - A możesz kogoś zaproponować? - Jule. Zawahała się, lecz skinęła głową. - Jiro. Tym razem była wyraźnie zaskoczona. Po chwili uśmiechnęła się i ponownie przytaknęła ruchem głowy. - Dziękuję ci. Wzruszyłem ramionami. - Czy mogę zadać jeszcze jedno pytanie? Czy jest pani naprawdę szczęśliwa, Einear? - Tak - odparła bez chwili wahania. - Tak, jestem szczęśliwa. - W takim razie wszystko w porządku. - Zaczerpnąłem głęboko powietrza. - Co zamierzasz teraz robić? - zapytała. - Dla nas obojga ten czas próby dobiegł końca. Pokręciłem głową. - Sam nie wiem. Chyba wrócę na uniwersytet i zostanę tam do czasu, aż zdecyduję, co zrobić z resztą swego życia. -Wykrzywiłem usta w nieprawdziwym uśmiechu. Sięgnąłem ręką do plastra przyklejonego za uchem, zaciskając jednocześnie zęby. - Ale najpierw muszę znaleźć jakieś miejsce, gdzie w zupełnej samotności będę mógł nawrzeszczeć się do woli. - Chciałem, żeby zabrzmiało to jak żart, ale mi się nie udało. W jej oczach pojawiło się współczucie i ból, których nie mogłem odczytać z jej umysłu. Po chwili jednak rozpogodziła się. - Znam takie miejsce - mruknęła. - Nad brzegiem strumienia. Nikt ci tam nie będzie przeszkadzał. Może to miejsce przypomni ci także kilka pięknych chwil... Czy pozwolisz, żebym zrobiła to dla ciebie? Zaskoczony, chciałem powiedzieć już: nie, lecz moje myśli powędrowały w to miejsce. Skinąłem głową