Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Wielką grę gra Ameryka. Jeśli zdąży sformować się duchowo, zanim przyjdą rozstrzygnięcia, to ryzyko ofiar poniesionych na rzecz cywilizacji materialnej zostanie usprawiedliwione. W młyny technokratyczne wlewa się organiczny surowiec ludzki przybywa- jący z Europy, aby ulec szybkiej technokratycznej przeróbce. • • * Spójrzmy. Jest rok 1858. Przez stepy Teksasu brnie ośmiuset chłopów pol- skich. Cała duża wieś, przeniesiona ze Śląska ze swym proboszczem, księdzem L. B. Moczygębą. Niosą krzyż, który stał u wjazdu do wsi. Niosą dzwony, które zdjęli z dzwonnicy kościoła. Niosą śpiewy, modlitwy,Stroje, obyczaje. Zakłada- ją osadę, która nazywa się Panna Maria. Stłumiona w Europie Wiosna Ludów hojnie zsypuje chlorofil na ziemię amerykańską. Powstaje osada za osadą. Wybuch wojny domowej ujawnia już osiemset szesnaście polskich osad. Ale nie dało się wykopywać krzyży, zawieszać dzwonów i wyciągać długich błotnistych uliczek wsiowych, przy których ciasno zasiadałyby chałupki. Szatan depresji przemysłowej to nie jest biedny diabeł polski od niewinnych plag posuchy czy deszczu, nie odegna się go zakupom mszy. Pękają osiedla, zespoły rozpryskują się na drobiny po indywidualnych farmach. Spójrzmy. Osady nie ma. Ludzie rozegnani na indywidualne farmy, w for- mę życia dla siebie niezwyczajną. Tam już ich łatwiej wytrawić mortgage'amP-, długami hipotecznymi, plagami, wobec których są bezbronni. Niezwyczajnych tej formy życia zła siła przygniata samotnością. Nie nau- czonych formy indywidualnego gospodarzenia szatan technokratyczny znów pędzi, ale tym razem do miast, znów; zgarnia w kupę, ale już bez krzyża i dzwonu. Niezdolni do domokrążstwa, nie znający języka, bezbronni, płyną bezwolną masą w młyny fabryk, które mielą ich kości na pognój. Z tego pognoju nie drzewa wyrosną, ale drapacze chmur. 1 F. S. Northrop: The Meeting of Easf and West. 2 [Red.:] Mortgage - zastaw hipoteczny. 151 Spójrzmy. Nie ma już i farm. Zielsko na nich porosło. Powstały natomiast slumsy, do których szatańskie szpony technokracji Rozsypywały tych ludzi dla dalszej przeróbki. Ale nie zakwita ponownie życie gromadzkie o powiązaniach organicznych. Odjęto im radość zakupów. Nie ma się co targować w wielkich uniwersalnych sklepach, nie ma co badać wartości zestandaryzowanego towaru, który wszędzie jest taki sam. A jakże bliskie było im w Polsce źródło pochodzenia (oglądanie zębów koniowi, próbowanie paznokciem kosy, spraw- dzanie na przecinanym papierku ostrości kupowanej brzytwy itp.). Ten towar leży tu na półkach bezduszny, zestandaryzowany, popiętnowany cenami. Odjęto im radość twórczości, którą miał w kraju nie tylko rolnik, ale najbiedniejszy szewczyna i krawczyna posiadający swoje sekrety. Produkują obiekt, którego kształtu nie ogarniają. W rzeźni chicagowskiej pokazywano mi przed wojną ślepca, który od trzydziestu lat pracuje na tym samym miejscu przy taśmie. Oślepł przed dwudziestoma laty, ale to mu nie przeszkadza. Prawa ręka wyczuwa tuszę nadchodzącą na prawej taśmie, lewa ręka - kolejną rynienkę nadpływającą na taśmie biegnącej po jego lewej stronie; ręka prawa wyjmuje z rozciętej tuszy nerkę, wkłada w rękę lewą, ręka lewa, trącona przez rynienkę, wkłada w nią nerkę, teraz nowa tusza trąca o rękę prawą... (jak w maszynie: dźwig A z punktu B do punktu C). Ślepiec - który dzieckiem może brnął piaskami Teksasu, trzymając się spódnicy matki, śpiewał za nią pobożne pieśni, a tymczasem wyglądał jaszczur- ki, by w nią śmignąć kamieniem - jest wytworem ukończonej przeróbki. Niepotrzebny jest mu wzrok, jeszcze lepiej by było, by utracił węch, słuch, powonienie, by wyczulił się jedynie potrzebny zmysł - dotyku. W uczonej obróbce człowieka wytępiono w nim, tak jak zmysły, niepotrzebne cechy. Walory, które zapewniały mu powodzenie w Starym Kraju, są niepotrzebne