Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Uważano za niezmiernie zabawne, że upieram się w rozmowie z owym człowiekiem przy moim ubogim języku Fulanów, i czasami odgrywaliśmy coś na kształt przedstawienia na dwa głosy. Nadużywanie języka handlowego byłoby dla mnie niekorzystne. Mógłbym z jego pomocą przeprowadzać wywiady, lecz nie prawdziwe rozmowy. Dowayowie posługują się uproszczoną formą języka Fulanów, pozbawioną wszelkich nieregularności. Sens słów zostaje niejednokrotnie zmieniony tak, by odpowiadał pojęciom Dowayów. Ponadto tylko dzięki znajomości ich własnego języka mogłem wychwytywać słowa przeznaczone nie dla moich uszu. Pewnego razu wyruszyłem w góry do najdalszych zakątków kraju Dowayów. Wiele tamtejszych dzieci nigdy nie widziało białego człowieka, wrzeszczały więc przerażone, póki dorośli nie uciszyli ich i nie wyjaśnili, że to biały naczelnik z Kongle. Śmialiśmy się razem z ich lęku i paliliśmy razem tytoń. Jestem niepalący, ale stwierdziłem, że palenie jest mi pomocne w dzieleniu się z tubylcami tytoniem i w zacieśnianiu więzi towarzyskich. Gdy się oddalałem, jedna z dziewczynek uderzyła w płacz i słyszałem, jak chlipie: "A ja chciałam zobaczyć, jak on zdejmie białą skórę". Zapamiętałem to zdanie, by spytać później, co miała na myśli - tajemnica dziwnych sformułowań tkwiła zwykle w błędnym interpretowaniu przeze mnie wysokości dźwięku lub w nieznajomości jakiegoś homonimu. Gdy poprosiłem o wyjaśnienie, mój asystent wyglądał na bardzo zażenowanego. Zabrałem się więc do obłaskawiania go opracowaną specjalnie na podobne okoliczności metodą, poświęcając mu całą uwagę. Dowayowie są często wyśmiewani przez okoliczne plemiona za swoją "dzikość" i zamykają się w sobie na najlżejsze podejrzenie, że nie traktuje się ich poważnie. Z wielkimi oporami Matthieu wyznał mi, że według wierzeń Dowayów wszyscy biali ludzie mieszkający przez dłuższy okres w ich kraju są wcieleniem zmarłych czarowników. A zatem pod białą skórą, która nas skrywała, byliśmy czarni. Widziano, że kiedy idę spać, zdejmuję białą skórę i wieszam ją na wieszaku. Gdy jestem w misji, ja i inni biali ludzie zaciągamy na noc zasłony, zamykamy drzwi na klucz i zdejmujemy białe skóry. Naturalnie zadeklarował pogardliwie, że on w to nie wierzy, lustrując mnie wzrokiem od stóp do głów jakby z obawą, że mógłbym w jednej chwili powrócić do swojego czarnego wyglądu. Te wierzenia wyjaśniały obsesyjne pragnienie prywatności u ludzi z Zachodu. Wyjaśniały także rozdrażnienie, którym Dowayowie reagowali czasami na moje potknięcia językowe po miesiącach pobytu wśród nich. Uważali je za bezsensowne próby maskowania mojej prawdziwej natury. I tak wszyscy 60 ~ 61 wiedzą, że potrafię zrozumieć to, co chcę. Dlaczego więc upieram się, że ich język jest mi obcy? Nie minął rok mojego pobytu wśród Dowayów, gdy usłyszałem, jak mówią o mnie "nasz biały", i poczułem się dumny. Byłem pewien, że moje wysiłki na rzecz doskonalenia języka, choć niepełne i niedoceniane, odgrywały dużą rolę w "akceptowaniu antropologa". Ale łatwo mówić o tym wszystkim po fakcie. W owych trzech pierwszych tygodniach wiedziałem tylko, że zabrałem się do nauki języka, którego nie sposób się nauczyć, że Dowayów nie ma w wiosce, która tonie w deszczu, że czuję się słaby i potwornie samotny. W takiej sytuacji, jak większość antropologów, szukałem ratunku w zbieraniu faktów. Jestem pewien, że mnogość konkretnych danych w monografiach antropologicznych wywodzi się nie z właściwej im wartości czy zainteresowania nimi naukowców, lecz z postawy: "gdy wątpisz, zajmij się konkretami". Jest to w pewnym sensie podejście zrozumiałe. Naukowiec pracujący w terenie nie może zawczasu przewidzieć, co okaże się ważne