Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Dzięki temu dostajemy to, czego potrzebujemy, taniej i... bezpieczniej. – Więc pan wysłał Vuonga, żeby odebrał dostawę. – Właśnie. Wysłałem go z trzema innymi chłopcami z osady. Myślałem, że będą bezpieczni. – Spojrzał na swoje długie, szczupłe dłonie. – A teraz Tommy Vuong nie żyje. Rozdział 29 Ben doszedł do wniosku, że nie ma sensu przekonywać Danga, żeby się nie oskarżał. – Mam do pana prośbę. Chciałbym porozmawiać z Phamem. – Mogę pana przedstawić – odpowiedział Dang. – Ale czy on zechce rozmawiać, to już inna sprawa. Dang poprowadził ich ciemną ścieżką, która wiodła wzdłuż szałasów i baraków. Po kilku minutach dotarli do domu Phama. Przeszli przez ogródek i Dang zapukał do drzwi. Ben zauważył starszego mężczyznę siedzącego na ganku sąsiedniego domku. Wydawało się, że czyta książkę w świetle latarki, ale w tym momencie jego wzrok skupił się na Benie i Belindzie. Uważnie ich obserwował. Drzwi się otworzyły. Młody Wietnamczyk stał w progu. Spojrzał na Danga. – Powiedziałem ci, że nie mam ochoty na kontynuowanie naszej poprzedniej rozmowy! – Nie przyszedłem tu, żeby cię znowu przekonywać. – Wyjaśnił Dang. – Obawiam się, że posunąłeś się już tak daleko, iż nie słyszysz głosu rozumu. Pham nie odpowiedział, ale jego irytacja była widoczna. – Ci szanowni ludzie chcą z tobą porozmawiać. – Dang opuścił ganek, dając w ten sposób dowód podziału w wiosce. – Nazywam się Belinda Hamilton. Jestem z Hatewatch. Pham skłonił się uprzejmie. – To Ben Kincaid. Jest ze mną. – Nic więcej nie dodała. Ben miał tylko nadzieję, że Pham nie czytał „Silver Springs Herald”. Widocznie nie czytał. – Miło mi państwa poznać – powiedział. – Czym mogę służyć? – Prowadzimy dochodzenie w sprawie Donalda Vicka – wyjaśniła Belinda. – Musi go spotkać sprawiedliwość! – rzucił Pham z emfazą. – Musi ponieść karę za swoje przestępstwo. – Jestem pewna, że co do tego wszyscy jesteśmy zgodni – pośpiesznie wtrąciła Belinda. – Jeśli jest winny – dodała. – Tych ludzi trzeba powstrzymać, nie przestaną, dopóki wszyscy nie zginiemy. Czy słyszeliście, co zrobili małemu Nhungowi Vu? – Tak. – Muszą się nauczyć, że nie mogą traktować nas z taką pogardą. A pojmą to tylko w jeden sposób. – Czy jesteś odpowiedzialny za rzucenie bomby zapalającej na obóz ASP? – zapytał Ben. Pham przyjrzał się Benowi. – Nie wiem nic o bombie. Obóz wciąż stoi. – Fakt, że atak się nie powiódł, nie znaczy, że się nie odbył – zauważył Ben. – A poza tym nie odpowiedziałeś na moje pytanie. – Nie jesteśmy owcami! – Głos Phama zachrypiał. – Nie będziemy biernie stać w momencie, gdy zarzyna się nasze rodziny. – No, nie przesadzajmy. Żadna rodzina nie została zarżnięta. – Moja babcia jest w szpitalu! Siedemdziesięciosześcioletnia kobieta! Postrzelona przez pełnego nienawiści snajpera. Mordują naszych starców. Mordują nasze dzieci. Musimy podjąć akcję! Do rozmowy wtrąciła się Belinda. – Przede wszystkim interesuje nas, czy wiesz coś o tym, co zaszło pomiędzy Tommym Vuongiem a Donaldem Vickiem. – Tommy był dzielnym człowiekiem – odparł Pham. – Chciał walczyć za swoich ludzi. – Czy kiedykolwiek widziałeś go z Vickiem? Lub słyszałeś, jak go wspominał? – Oczywiście, że nie – obruszył się Pham. – Nie poniżyłby się do kontaktów z taką świnią. – Widocznie jednak tak – ostudził go Ben. – Myślę, że znali się przed bójką w barze. – Nie mogę w to uwierzyć. Pomijając wstyd i hańbę wynikające z takiej znajomości, to byłaby ona samobójstwem. – Wiemy, że feralnego dnia Vuong pojechał po towar do baru. Czy byłeś jednym z towarzyszących mu ludzi? – Nie. A żałuję, wynik byłby inny. – Nie wydaje mi się, żeby Vuongowi brakowało mięśni. Vick był sam, a ich czterech. – Ale pozwolili mu żyć. – Zimny błysk pojawił się w oczach Phama. – Czy chcesz powiedzieć, że powinni go zabić? – Jeśli by to zrobili, Tommy Vuong żyłby do tej pory. I moja babcia nie znalazłaby się w szpitalu. I Nhung Vu miałby swoją twarz. Ben poczuł dreszcz na karku. Pham z pewnością znajdował się na krawędzi, a zdaniem Danga, reprezentował uczucia większości mieszkańców, którzy byli gotowi zrobić to, co im każe. – Czy to ty byłeś ostatnim, który widział Tommy’ego żywego? – Nie. – Pham przekroczył próg i spojrzał na ganek sąsiedniego domu. – Ten honor miał pułkownik Nguyen. Mężczyzna zamknął książkę i zgasił latarkę. Stał przez chwilę, a potem do nich podszedł. Zrobił wrażenie na Benie, emanowały z niego dostojność i stateczność. Miał krótko obcięte włosy i skronie przyprószone siwizną. – Pułkownik Nguyen to wielki bohater wojenny – dokonał prezentacji Pham. – W czasie Wielkiej Wojny dowodził tysiącami Wietnamczyków z Południa