Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

- Może znacie go lepiej pod kryptonimem: Myszkin - podsunął bez zająknienia Philpott. Usłyszał cichy trzask oznaczający, że do rozmowy włączył się dyskretnie miejscowy komendant posterunku KGB. - Nie znamy nikogo o tym nazwisku i nie wiemy, co pan rozumie pod określeniem „kryptonim” - odparł powściągliwie operator. - Bardzo dobrze - powiedział Philpott - będę musiał przyjąć, że odmawiacie przekazania swoim przełożonym pewnej ważnej, decydującej dla powodzenia ich planów informacji, którą powinni otrzymać. A więc żegnam. - Ej, niech pan chwileczkę zaczeka, signore - wpadł mu w słowo operator przechodząc na włoski. - Pan... pan nie... - wyraźnie starał się tłumaczyć na bieżąco instrukcje przekazywane mu inną linią - ...nie podał nam pan swojego nazwiska. - Nazywam się Malcolm Philpott i jestem dyrektorem Organizacji do spraw Zwalczania Przestępczości przy ONZ. Nie bardzo rozumiem, dlaczego was to interesuje, skoro twierdzicie, że nic nie wiecie o człowieku, któremu chcę przekazać tę informację. Znowu zapadło milczenie i Philpott słyszał w słuchawce tylko kanonadę trzasków, jakby na linii kopulowały pasikoniki. Po chwili operator znowu się odezwał. - Jest, jak pan mówi, panie Philpott, nie znamy człowieka, o którego pan pytał, ani tego drugiego nazwiska, którego pan użył. Ale dałoby się może coś zrobić, gdyby powiedział nam pan, gdzie można pana w najbliższym czasie znaleźć. - A po co? - spytał niewinnie Philpott. Po tych słowach operator znowu się zaciął, a potem wydusił z siebie kulawą wymówkę, że mogłoby to pomóc w poruszonej sprawie. Philpott bawił się z nim tak jeszcze z minutę, po czym powiedział z odcieniem szorstkości w głosie: - No dobrze. Będę w Ristorante Aurelio na Piazza Barberini dokładnie za dziesięć minut. Będę pił kawę przy stoliku ustawionym na trotuarze. Mogę też palić cygaro. Bez wątpienia obrażę kelnera i odmówię zapłacenia rachunku. Piazza Barberini, jak zapewne wiecie, znajduje się dość blisko ambasady amerykańskiej na Via Veneto. - Wiemy, gdzie się mieści ambasada amerykańska, signore - odparł sztywno operator i przerwał połączenie. - Musiał się pan spodziewać mojego telefonu - zauważył figlarnie Philpott, kiedy na stoliku zjawiła się kawa. Myszkin prychnął z dezaprobatą i zmienił zamówienie na caffé negro. Philpott przeprosił i przesunął na swoją stronę stolika drugą filiżankę capuccino. - Niech pan mówi, co ma mi do powiedzenia, i proszę się z tym pospieszyć - oznajmił cierpko Myszkin. - Nie interesuje pana, skąd wiem, że jest pan w to zamieszany, a nawet, że jest pan w Rzymie? - spytał Philpott. - Nie wiedział pan tego - odparł Myszkin. - To strzał w ciemno. Nie może też pan wiedzieć nic pewnego o jakimkolwiek zamieszaniu mnie, czy mojego kraju w aferę, która zaprząta obecnie pańską uwagę. - No to dlaczego pan tu przyszedł? - naciskał delikatnie Philpott. Nie mógł ryzykować spłoszenia Rosjanina, chociaż słusznie podejrzewał, że Myszkin nie ma najmniejszego zamiaru dać się zastraszyć. Myszkin wspaniałomyślnie pozwolił namiastce uśmiechu rozjaśnić swą lodowatą twarz. - Ciekawość, panie Philpott, nic więcej. Mój... eee... szybki awans na kierownicze stanowisko w Biurze Politycznym zainteresował najwyraźniej nie tylko zachodnie tajne służby, ale i UNACO, w przeciwnym przypadku nie znałby pan nawet mojego prawdziwego nazwiska, nie mówiąc już o kryptonimie. Niewykluczone również... - zawahał się, jakby miał trudności z przystaniem na kompromis - ...niewykluczone również, że możemy sobie nawzajem pomóc. - Tak głęboko w tym siedzicie, Myszkin? - zapytał ironicznie Philpott. - Nic z tych rzeczy - zaprotestował Myszkin. Zapalił cuchnącego papierosa zapalniczką Dupont i łyknął kawy. Potem przyjrzał się swoim paznokciom i zerknął z uznaniem na plac; w kierunku Via Veneto zmierzała grupka czterech pięknych i wyzywająco umalowanych dziewcząt. Były młode i ponętne. - Czyżby jakaś potajemna randka? - wyszeptał do Philpotta. - Spotkanie z podtatusiałymi facetami w którymś z tych rujnująco drogich hoteli? - O tej porze? - pokręcił głową Philpott, ubawiony dylematem Rosjanina. Potem spojrzał na zegarek i doszedł do wniosku, że tę szaradę trzeba wreszcie rozwiązać. KGB wyraźnie nie mogła przejąć inicjatywy; musi więc to zrobić UNACO. Zaczął powoli, zapaliwszy przedtem papierosa i wydmuchnąwszy w kierunku Myszkina kunsztowne kółko dymu. - Skoro wspomniał pan już o sprawie, która obecnie zaprząta moją uwagę, tak pan to chyba ujął, to czy nie uzna pan tego za nieuprzejmość albo outre, jeśli bezpośrednio do niej nawiążę? Myszkin zdawał się go nie słyszeć. Philpott uśmiechnął się i strzepnął popiół na chodnik. - Zaangażowanie UNACO w tę sprawę jest oczywiste - ciągnął Philpott. - Atak na osobisty samolot prezydenta Stanów Zjednoczonych to przestępstwo dostatecznie samo w sobie poważne, ale kiedy wśród pasażerów znajdują się czołowe postaci OPEC, jest to już coś, co cały świat na pewno musi potępić - a przynajmniej nie może zignorować