Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Niech Upiór to sprawdzi. -Stansell skinął głową. - Dobrze, likwidujemy pierścień i ładujemy się na samolot. - Trimler i drugi kapitan zabrali się do pracy. Gregory gapił się na słup dymu i spichlerz. — Szczur Jeden po oderwaniu się od nieprzyjaciela nadjedzie tędy — powiedział Stansellowi. Żaden z oficerów nie chciał wymówić oczywistego -jeżeli zajdzie taka konieczność, trzeba jednak będzie pozostawić tych kilku żołnierzy, by ocalić innych... - Upiór związuje w walce czołgi - poinformował Stansell. - Jadę po Locke'a i Byersa. - Skinął na swojego kierowcę i pojechał w stronę stojącego wciąż nieporu-szenie myśliwca. - Byers, ja muszę go odpalić! - rzucił Jack, zobaczywszy, że jeep mknie w ich stronę. Mechanik stał przy lewym głównym podwoziu i pompował ręczną pompą. Normalnie naładowanie butli azotem o odpowiednim ciśnieniu wymagało dwustu pięćdziesięciu ruchów drążkiem. Jednak z braku czasu Byers był zmuszony zainstalować końcówkę butli w prowizoryczny sposób i teraz złącze przeciekało. - Dawaj! — zawołał Byers. Jack pociągnął za uchwyt ręcznego rozrusznika silnika odrzutowego. Nic. Sierżant spróbował napompować jeszcze butlę, jednak jego ręce nie wytrzymały wysiłku i szybko padł na ziemię, wyczerpany. Po chwili podniósł się i znowu złapał za drążek. - Zostawcie to - rozkazał Stansell z samochodu. Byers wylazł zza goleni podwozia i poprosił: - Panie pułkowniku, jeszcze raz... — Ledwie był w stanie ruszać rękami. - Nie ma czasu. - Niech mi pan pomoże, do cholery! - krzyknął rozzłoszczony sierżant. - Jeszcze raz... Pułkowniku, złociutki, to mój samolot... Rupertowi przypomniało się, jak to całkiem niedawno Byers pomógł jemu w znacznie ważniejszej sprawie... Skoczył więc pod skrzydło i zaczął pompować. Powoli ciśnienie wzrosło i ustabilizowało się. 319 - Dawaj go! - zawołał znowu sierżant i Jack pociągnął za uchwyt, podczas gdy pułkownik nie przestawał pompować. Tym razem rozrusznik zadziałał, zawahał się jakby, ale zaczął pracować. - Mamy go! - ucieszył się Byers. Stansell odbiegł z powrotem do jeepa. Po chwili lewy silnik został uruchomiony przez rozrusznik i wkrótce pracował już na wolnych obrotach. Prawy silnik odpalił bez problemów. Rozrusznik został wyłączony. Jack zablokował hamulce i, opuściwszy swoje miejsce, nachylił się nad tylnym siedzeniem. - Furry, przydałbyś się... - mruknął. Nastawił maszynę na lot z jednym pilotem. - Hej, Byers, chcesz się przelecieć? - zawołał. Sierżant czekał dalej, nie słysząc Locke'a przez ryk silników. Jack pokazał więc na pusty fotel, a potem na By-ersa. Ten uniósł kciuki obu rąk, po czym wspiął się po lewym skrzydle na wlot powietrza do silników, a z niego do kabiny. Kiedy siedział już na miejscu, Locke ruszył na pas... AC-130 zatrząsł się, kiedy Beasely wystrzelił pocisk sto pięć milimetrów. Mierzył w ukrytą za czołgami SA-8. Jeżeli miał ocaleć, musiał zniszczyć pojazdy, które mu zagrażały. Nie posiadająca pancerza wyrzutnia znikła w chmurze ognia. Zanim kapitan zdążył wycelować w drugą SA-8, kabinę przeszył strumień pocisków z ZSU-23-4. Pancerne płyty pod podłogąi wzdłuż burt pochłonęły większą część energii eksplozji, jednak trzy pociski przebiły się do kabiny. Grom stał akurat przy wejściu dla załogi i rozmawiał z Mado, będąc odwróconym plecami do Całusa. Drobne odłamki metalu powbijały się w plecy Bryanta, a podmuch rzucił go na generała. Obaj mężczyźni wpadli w wejście dla załogi i uderzyli o zamontowaną tam kamerę telewizyjną. Grom wyszedł po drabince z powrotem i żołądek podskoczył mu do gardła. Na fotelu mechanika pozostało ciało pozbawione głowy. Drugi pilot także nie żył. Nawigator i oficer kierowania ogniem leżeli na swoich pulpitach. Nawigator miał ranę w lewym ramieniu, a oficer kierowania ogniem - w głowie, z której lała się krew. Beasely był jeszcze przytomny, chociaż jego pocięta twarz spływała krwią, a prawa ręka zwisała bezwładnie. Utrzymywał maszynę w powietrzu lewą ręką. Popatrzył na Bryanta wzrokiem, w którym widać było błaganie o pomoc. Grom szybko odpiął pasy przytrzymujące ciało drugiego pilota, przeciągnął je do tyłu i zajął jego miejsce, przejmując stery. - Generale, na litość boską!... - zawołał. Wiatr gwiżdżący przez dziury w prawej burcie samolotu zagłuszał jego słowa. Mado powrócił do kabiny, oszołomiony jeszcze upadkiem. Nie wiedział, co robić w obliczu takiej tragedii. - Beasely! - zawołał Bryant. - Opaska uciskowa na prawe ramię. Proszę mi pomóc!... Mado zareagował powoli, ale jego umysł szybko się rozjaśnił. Przybiegł operator czujników i on zajął się Beaselym. Mado usiadł na miejscu pierwszego pilota i oznajmił: 320 - Nigdy nie prowadziłem C-130. Grom miał ochotę odpowiedzieć, że on także nie, ale się powstrzymał. Mado skierował maszynę w stronę lotniska, nabierając odrobinę pewności siebie. Świeciło się ostrzegawcze światełko na panelu przeciwpożarowym przy dźwigni silnika numer cztery. Bryant wyjrzał przez swoje rozbite okno i zobaczył, że silnik płonie. - Pożar czwartego silnika - zameldował. Czy Mado da radę lecieć tylko na dwóch lewych silnikach? Czy zdoła nabrać dostatecznie dużo wysokości, żeby opuścić Kermanshah? Nie rozważał nawet ewentualności próby lądowania. - Coraz gorzej z tym ogniem! - ostrzegł Bryant. - Śmigło cztery w chorągiewkę -poinformował Mado. Grom pociągnął za dźwignię, odcinając dopływ paliwa do silnika i uruchamiając gaśnicę. Generał popatrzył na środkowy pulpit, a następnie cofnął przepustnicę numer cztery i przekręcił dźwignię w poprzek. Samolot zaczął obniżać lot. Nie byli w stanie zachować wysokości na dwóch silnikach, Mado dał więc maksymalny gaz sprawnych silników i opuścił klapy, próbując jednak się wznieść. Nadbiegł tylny strzelec, aby także pomóc rannym. - Niech pan przestanie opuszczać klapy - powiedział. - Silnik hydrauliczny nie chce się zatrzymać... - Mado popatrzył na sierżanta i zlekceważył jego ostrzeżenie. Kierował się z powrotem na lotnisko. Zdecydował, że spróbuje wylądować na pasie. Według wskazań przyrządów... - Ten hercules ciężko oberwał - skwitował Baulck - a przydałby nam się. - Najbliższy czołg znajdował się już w odległości niecałych czterystu metrów. - Mam tego dosyć - przyznał Wadę, posyłając ku nieprzyjacielowi rakietę dragon. Jednocześnie odpaliła w ten sam czołg rakietę drużyna z jeepa. Pociski uderzyły w przeciwne strony 1-12, omywając go masą płomieni i dymu. Kiedy dym opadł, czołg stał, jednak jego wieża kierowała się ku więzieniu, a lufa działa zniżała ku miejscu, gdzie chowała się załoga Szczura. - Te skurwysyny chyba nie rozumieją, o co nam chodzi! - mruknął Wadę, ładując ostatnią rakietę. Wycelował szybko, pociągnął za spust i tym razem czołg eksplodował na dobre. Stansell trzymał w dłoni mikrofon krótkofalówki i patrzył na startujący F-15. Jack musiał użyć dopalaczy, żeby wznieść się w powietrze na tak krótkim pasie. Teraz szybko nabierał wysokości. Nagle zanurkował i odleciał łukiem w bok. W radiu odezwał się głos Bryanta: - Wozak, to Upiór. Natychmiast podchodzimy do lądowania awaryjnego. - Podaj przyczynę