Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- Doskonale. - Wjedziemy za chwilę na dach tego biurowca. Zabierzecie nas z dachu. - Zrozumiałem. W windzie, która sunęła bezszelestnie na osiemdziesiąte piętro Mizar poprosił o wyjaśnienie określenia „Jowiszanie”. - Należymy do układu Jowisza - tłumaczył Hoyo - cztery planety i osiemnaście księżyców. Krążymy wokół Jowisza. Czcimy go, ale to bóstwo pochmurne i niewdzięczne. Nie zastąpi Słońca. Dlatego marzyliśmy zawsze o powrocie na Ziemię. - Przed dwustu laty większość kolonistów wróciła z miasta Nadir. - Sporo pozostało - admirał otworzył drzwi windy. - Zdobyliśmy szczęśliwie szczyt wieżowca. Twój piękny pojazd już wylądował na najwyższym tarasie. Kontynent drugi - Błędna nazwa - stwierdził Hoyo zajrzawszy niedyskretnie do dziennika wyprawy Mizara. - Napisz: DOMINIUM. Zapytasz na pewno czyje „dominium”. Odpowiadam: Jowisza. Pięć dominiów na planecie Jowi. „Czarna Planeta” - to brzmi pesymistycznie, by nie powiedzieć - katastroficznie - admirał odzyskał już kontenans. Pobladłe policzki zaróżowiły się. Obecność spokojnych i pogodnych kosmonautów przywróciła zachwianą równowagę. Dominium drugie - Widziałeś setki miast spowitych kłębami dymu i poznałeś niektóre próby rozwiązania problemu: „Czy zasłona dymna ratuje Jowiszan przed zniszczeniem, czy wprost przeciwnie?” Co wywarło na tobie największe wrażenie? - Kolekcja kominów w muzeum Dominium Pierwszego. Kominy okrągłe, kwadratowe - wyliczał Mizar - wysokie, niskie, dwustopniowe, kominki na kominach, kominy giganty i miniaturki kominów. Dowódca eskadry odebrał sygnał wywoławczy od Lonisa i przerwał rozmowę. - Na drugim kontynencie - informował Lonis - nasze czujniki wykryły silne źródło promieniowania radioaktywnego. - Dokąd prowadzisz gości? - Mizar klepnął po ramieniu admirała. - Co z ciebie za przewodnik? Co to za źródło? Hoyo szczękał zębami. Był śmiertelnie przerażony. - Próbowałeś uśpić naszą czujność - dowódca eskadry uświadomił sobie, że ta śmieszna figura narażała własne życie. - Postanowiłeś zginąć razem z nami, udajesz tchórza, a przecież nie brakuje ci odwagi. - Nie, nie przysięgam! - podniósł prawą dłoń. - Chcę żyć! Promieniowanie? Nic nie rozumiem. Lonis powiadomił Mizara: - Eksplodowały magazyny z pociskami nuklearnymi, cały drugi kontynent zagrożony. - Nie zwiedzimy drugiego dominium - zmartwił się Mizar. - Ktoś zostawił niedopałek papierosa i spowodował wybuch. - Nonsens! - zawołał admirał. - Magazyny broni nuklearnej ukryto głęboko pod ziemią. Dwa tysiące metrów. Dziesięć lat budowano pod ziemią fortecę ze stali i betonu. Tysiące żołnierzy czuwało nad tym obiektem, skomplikowany system alarmowy bronił dostępu do skarbca. - Do skarbca? O czym ty mówisz? Magazyn, forteca, skarbiec. Zdecyduj się. - Rakiety z głowicami nuklearnymi kosmicznego zasięgu były naszym największym skarbem. - Hoyo zsunął się z krzesła, ukląkł na podłodze i jęczał: - Jesteśmy bezbronni jak dzieci. Kto zniszczył pociski? Lonis ostrzegł eskadrę, prowadzoną przez Mizara: - Zmieńcie kierunek, wysokość. Obserwujemy dalsze eksplozje. - Główny operator, pięciu prezydentów oraz pięciu admirałów - Mizar przedstawił kreatorom gości kosmolotu. Satelity przekazywały na Ziemię ciąg dalszy wydarzeń na planecie Jowi. - Eskadra orbituje na wysokości pięćdziesięciu kilometrów - informował dowódca. - Na kontynentach nazywanych dominiami pozostały oddziały elektronicznych komandosów. Goście wyrazili zgodę na rozmowę przed kamerami telewizji międzyplanetarnej. Na drugim kontynencie zaobserwowano dwadzieścia potężnych eksplozji nuklearnych. Chętnie posłucham waszego komentarza. - Co tu komentować? - Hoyo ciągle jeszcze nie mógł się uspokoić. - Zaprzepaszczono ostatnią szansę rozprawienia się z Ziemią. Eksplozje zniszczyły podziemne wyrzutnie rakietowe. Oto do czego doprowadził brak zdecydowania i kłótnie prezydentów. - On nas obraża - stwierdził prezydent Jeden Plus. - Od dwustu lat, od momentu odkrycia planety Jowi, cokolwiek czyniliśmy, było podporządkowane jednemu celowi: Wrócić na Ziemię, ale ( przedtem udowodnić naszą oczywistą wyższość. Wygnani z rodzinnego domu, dyskryminowani, tułaliśmy się po Kosmosie. - Po Kosmosie? - Hoyo wybuchnął histerycznym śmiechem. - Oto przykład manii wielkości! To Plus, przewróciło mu się w głowie, koordynator, który niczego nigdy nie skoordynował. Naszą ucieczkę z Ziemi do orbitalnego miasta Nadir trudno nazwać tułaniem się po Kosmosie. Zamierzaliśmy zaatakować rodzimą planetę i ponieśliśmy pierwszą klęskę, bo każdy chciał atakować według własnej koncepcji. - Obraża naszych pradziadów - oburzył się prezydent Drugi. - Już dawno żądałem jego dymisji, ale Jeden Plus nawymyślał mi. - Zamiast pilnować własnych spraw, wtrącałeś się do cudzych. Twój admirał stroił się w paradne mundury, wydawał bale, rozpijał oficerów, demoralizował bliższe i dalsze otoczenie. Między fortecami budowano lunaparki. Admirał mianował się naczelnym dyrektorem Koncernu Gier i Zabaw i ciułał, i ciułał, aż uciułał pierwszy milion. - Jeden Plus niebezpiecznie poczerwieniał. - Fortece! Gdyby ktoś kopnął te twoje fortece, rozpadłyby się na tysiąc kawałków. - I znowu niepotrzebna sprzeczka - do rozmowy włączył się prezydent Trzeci, o jajowatej głowie. Na pucołowatej twarzy zakwitły rumieńce. - Zaniechajcie zwady. Za mało obcujecie z naturą, na biurowcach i bunkrach świat się nie kończy. Tyle razy zapraszałem do siebie. - Nie znoszę smrodu owiec - prezydent Czwarty zakasłał. - Nad twoim dominium unosi się fetor. - Fetor! - prezydent załamał dłonie. - Planetę Jowi otaczają zewsząd śmierdzące dymy, a ty mówisz o fetorze. Dominium pasterskie pachnie łąkami, lasami. Stada owiec skubią trawę na pastwiskach. Jesteśmy żołądkiem planety. Owce, trzoda chlewna, krowy, łany pszenicy, pasieki, sady owocowe, plantacje winorośli. A ty powiadasz: fetor! Bluźnisz. Sam śmierdzisz siarką, smołą. Karmię dziesięć milionów Jowiszan, na wasze elitarne stoły dostarczam najsmaczniejsze kąski, a ty kręcisz nosem. A niech to diabli! - zakończył prezydent Nr 3. - On dobrze mówi! - zabrał głos prezydent Czwarty. - Dominium Trzecie zasługuje na najwyższe uznanie. Podobnie jak Czwarte. Skupiliśmy na tym kontynencie najgenialniejsze umysły, najwspanialsze talenty. Staramy się odpowiedzieć na najgłupsze nawet pytania. Legion mędrców rozwiązał wiele skomplikowanych problemów. Astronomowie badają Kosmos. Dzięki nim poznaliśmy prawie wszystkie tajemnice Układu Jowisza
-
WÄ…tki
- Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- Moglibyście pomyśleć, że były bardziej oczywiste powody: mój mąż mnie ignorował albo dzieci były nieznośne, albo moja praca była jak kierat, albo że chciałam sobie...
- Mimo że ojciec i rodzeństwo troszczyli się o mnie jeszcze bardziej, mimo że staliśmy się sobie jeszcze bliżsi, wszystko się zmieniło...
- - Chciałabym nawet, żeby ktoś tu wszedł w tej chwili i żeby ta cała komedia wreszcie się skończyła! Coś przecież musiałoby się stać, gdyby mnie tu znalazł! - Na miłość boską...
- Rosły moje ręce, nogi, głowa, działo się to bardzo szybko, powiększałam się, jakby mnie nadmuchiwano, czując jednocześnie, jak wiruje każda cząstka mojego ciała...
- Kobieta w moim wieku patrzyła na mnie jak na smarkacza, miała swoje dorosłe i bardzo poważne flirty, ja nie bardzo orientowałem się w uczuciach, które mną rządziły, byłem...
- Ale architekci na pewno to również przewidzieli i czeka mnie albo krata z brązu, albo rura tak wąska, że się przez nią nie przecisnę...
- Nie odmówi mi pani, nie obrazi mnie pani… To dobry gatunek...
- W całym tym opowiadaniu chodzi mi właśnie o podkreślenie tego, że nie było wówczas we mnie pożądania alkoholu, mimo długiego okresu zależności od Johna Barleycorna...
- Obrzucił mnie badawczym spojrzeniem, które widocznie musiało go prze- konać o moich pokojowych zamiarach, ponieważ odłożył broń i skinął gło- wą...
- Od chwili, gdy nauczyłem się ich na pamięć, moje afirmacje pracują dla mnie bez względu na to, czy ja pracuję z nimi czy też nie...