Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

.. A jednak doświadczam w tym nowym dla siebie środowisku odczuć ambiwalentnych: z jednej strony jestem lekko poirytowany, wiele rzeczy mi przeszkadza, z drugiej zaś dołącza się do tego ciekawość nieznanej sytuacji oraz ludzi, wybranych spośród pół miliona chętnych z dwunastu krajów i co za tym idzie, najlepiej przygotowanych do tego przedsięwzięcia, które jest jakby zawieszone w połowie drogi między przygodą a wielkim cyrkiem reklamowym. Camel Trophy to przede wszystkim triumf samochodu nad umie-jct nościami człowieka, mimo iż jego uczestnicy muszą się wykazać sportowym /acięciem i, aby przezwyciężyć trudne sytuacje, muszą ze sobą współdziałać w ramach grupy z wielkim zaangażowaniem i poczuciem wspólnoty. Liczy się I«>nadto wygląd zewnętrzny. Sponsor, Reynolds Tobacco, od początku stawiał i u wizerunek mężczyzny twardegoi niezłomnego, takiego, który przechodzi ¦-.im siebie, dokonując wspaniałych wyczynów w nieprawdopodobnie trudnych w (nacjach, a przy tym potrafi zaskarbić sobie sympatię tych wszystkich, którzy /ostali, aby snuć marzenia we własnym domu. Oficjalnie ekipy porozumiewają się po angielsku, ale znad biwaków IM is/.czególnych grupek unoszą się słowa, zdania, okrzyki we wszystkich ir/ykach. Są tu jeszcze organizatorzy, dziennikarze, do których i ja się zali-¦ /.mi, mechanicy, fotografowie. Bardziej niż o czysto sportowe współzawodnictwo chodzi w tym ¦ s/ystkim o wykazanie się nawykami działania zespołowego. Do tego 11 ipnia, że po zakończeniu rajdu wszystkie załogi głosują na najlepszy team I'i rit. Liczy się altruizm, wola niesienia pomocy, sympatia, cierpliwość, 11 leczność. Istnieje także klasyfikacja oficjalna, oparta przede wszystkim ii.i wynikach prób specjalnych, które premiują systematyczność, panowanie nad pojazdem, szybkość, pomysłowość, silne nerwy. 166 167 Wieczorem sprawdza się silnik, dokręca s'ruby poluzowane w wyniku niewiarygodnych naprężeń, wymienia jakieś części umazanymi smarem rękoma. Ludzie, których tu widzę, w niczym nie przypominają wymuskanych jak z żurnala uczestników konferencji prasowych, wystrojonych w jednakowe, świeżutkie koszule, spodnie khaki i wypolerowane buty. Tutaj nie obowiązuje mundur, każdy ubiera się, jak lubi i jak mu najwygodniej. Jednakowe są tylko plamy z błota i potu. Zamiast butów każdy ma na nogach dwie bezkształtne bryły błota. Równie dobrze można by chodzić boso, gdyby nie niebezpieczeństwo kolców, jadowitych owadów i węży. Później wszyscy spotykają się przy ognisku, omawiają najważniejsze sprawy dnia, snują wspomnienia o innych przygodach albo o wspólnych przyjaciołach. Często jednak nie mają na to siły, gdyż dosłownie padają z nóg, prosto na hamaki rozpięte między dwoma samochodami. Imprezę organizuje się zawsze w czasie pory deszczowej, najlepiej kiedy teren pokryty jest śliską gliną, co ma komplikować wszelkie manewry i sprawiać, że wiele sytuacji wydaje się bez wyjścia. Właśnie dlatego, powtarzam do znudzenia, tak ważna jest współpraca i zespolony wysiłek wszystkich. Grzęznący w błocie i zapadający się w nie coraz bardziej samochód nie mógłby kontynuować drogi, gdyby nie współdziałanie wielu osób. Posługują się wyciągarkami, zdobywają teren, walcząc rękami, nogami, na kolanach. Często każdy metr okupiony jest nadludzkim wysiłkiem. Bywa i tak, że dla potrzeb ekipy filmowej konwój musi wielokrotnie powtarzać jakiś odcinek drogi albo celowo wjechać w bagnisko — czegóż się nie robi, aby dokument wypadł jak najbardziej efektownie. Ale zdarzają się też poważne, zupełnie nieprzewidziane trudności, właśnie jak teraz. Kilku samochodom udaje się przejechać przez walący się most, po czym zostaje on porwany nurtem rzeki, a pozostałe pojazdy zostają zablokowane na brzegu. W Amazonii nie ma objazdów, a zatem jedynym sposobem osiągnięcia celu jest budowa nowego mostu, a to nie jest łatwe, gdy chodzi o rzekę prawie dwudziestometrowej szerokości. Ożywia się duch współpracy, nikt nie dba o zmęczenie i nie mierzy wysiłku. Liczy się jedno: musimy przejechać na drugi brzeg. Ruszamy w głąb puszczy, by znaleźć drzewa odpowiedniej wysokości, odzieramy je z gałęzi, ciągniemy na brzeg. Nieznośny upał wzmaga zmęczenie. Ku zadowoleniu akredytowanych fotografów nie mamy odpowiedniego oprzyrządowania. Mogą więc, zgodnie z tym, co sobie z góry założyli, Budowa mostu na Transamazonica w Brazylii w 1984 roku filmować supermanów w akcji. To najlepsza okazja, by pokazać wszem wobec, że nie ma takich trudów, przed którymi ugięliby się ludzie wybra-n i do Camel Trophy. Pochyliwszy głowy, pracujemy przez cały dzień. Wieczorem niepocieszeni, że tak wielki wysiłek nie przyniósł oczekiwanych rezultatów, postanawiamy kontynuować budowę mostu nocą. Nadchodzi świt. Dzisiaj musimy skończyć. Rzucamy się do pracy z nowym zapałem. I oto chwila największego strachu, a zarazem największej satysfakcji: przejeżdża pierwszy samochód. Czy mu się uda? Głośny okrzyk radości jest najlepszą odpowiedzią. Dla pewności wzmacniamy konstrukcję, zanim przejedzie po niej reszta konwoju, i dopiero wtedy pozwalamy sobie na chwilę przerwy, aby uczcić swe dzieło. Posłuży nie tylko nam, ale i nielicznym innym osobom, które los przygnał w te strony. Grupka garimpeiros, poszukiwaczy złota, od wczoraj czeka na możliwość kontynuowania marszu. Czasami jednak zdarza się utknąć w martwym punkcie. Tak było kiedyś na Borneo. Droga po prostu skończyła się, znikła wśród wybujałej 168 169 roślinności. No i koniec, można było wracać, tylko dokąd? Pieszo zaczęliśmy badać teren. Organizatorzy zbaranieli. „Jak to, przecież zapewniano nas... a ta rzeka, skąd ona tu się wzięła, nie ma jej na mapie". Nie ma sensu przejmować się mapą, rzeka była tu zawsze. Szefowie Camela od samego początku chcieli pokazać nowy element — potęgę technologii w służbie poszukiwaczy przygód. Zbyt wiele zainwestowanych pieniędzy nie pozwala ani na porażki, ani na błędy. Wszystko jest zaprogramowane, nie ma miejsca na przypadek